Ranking filmów w reżyserii MELA GIBSONA
W zeszłym tygodniu zaprosiliśmy was do wzięcia udziału w głosowaniu na najlepszy film wyreżyserowany przez Mela Gibsona. Poniżej przedstawiamy wyniki!
5. Człowiek bez twarzy
Mel Gibson dźwiga tu własny krzyż w postaci wyniesionych z wypadku samochodowego poparzeń połowy twarzy i ciała. Dzielnie znosi swój los jakby na pamiątkę wydarzeń, które kosztowały go również nauczycielski stołek oraz automatycznie skazały na izolację od społeczeństwa, dla którego jest obecnie lokalnym straszydłem. Niemniej wedle powiedzenia: „co cię nie zabije, to cię wzmocni”, Justin jest niezwykle charyzmatyczną, silną osobowością, która nie daje sobie w kaszę dmuchać. Mimo raz jeszcze świetnej roboty charakteryzatorów – a dzięki energii i magnetyzmowi Gibsona – łatwo zapomnieć o jego kontrowersyjnej fizyczności i skupić się raczej na tym, co ma do powiedzenia.
4. Przełęcz ocalonych
Można zatem zarzucić twórcy Apocalypto wiele. Że zbyt łatwo prześlizguje się po prywatnym życiu Dossa, poszczególne jego rozdziały odhaczając niejako z automatu, po łebkach. Że nie pozwala się przejąć niemalże całym drugim planem, a co za tym idzie, jego fabule brakuje gdzieniegdzie podbudowy charakterów, zależności, chemii, emocji. Że część rzeczy reżyser, względnie sam scenariusz Roberta Schenkkana i Andrew Knighta, zwyczajnie olewa (na przykład wspomnianego brata, który jest jedynie pustym naczyniem służącym do wypełnienia konkretnego zadania). W końcu także i to, iż bywa nachalny w ukazywaniu Dossa jako bliskiego Jezusowi męczennika, a końcówkę filmu czyni nadmiernie ckliwą i nadto patetyczną. Cóż jednak z tego, skoro ma to wszystko i sens, i przynosi oczekiwany skutek (czytaj: wbite w oparcie fotela palce i nerwowo powstrzymywana przed spłynięciem na policzek łza, oczywiście szczęścia). [Jacek Lubiński, fragment recenzji]
3. Pasja
Film jest przejmujący i wzruszający, nie tylko w swojej drastyczności. Gdy obok Chrystusa na krzyżach wisi też dwóch łotrów, a jeden z nich przyznaje się do swoich grzechów i stwierdza, że Chrystus umiera bez winy, ten z przejęciem mówi mu o Królestwie Bożym i o tym, że jeszcze tego samego dnia będą tam oboje. Zawarte w tym jest pewne podsumowanie nauki Jezusa o przebaczaniu, ale też i pokorze, uznawaniu swoich win. Uważam też jednak, że tak naprawdę sceny te mogą wzruszyć i przemówić tylko do chrześcijan, którzy choć trochę rozumieją istotę swojej wiary, to, czego Chrystus nauczał. Dla innych będzie to być może tylko krwawe widowisko, bezsensowna ofiara, niepotrzebne poświęcenie, a może ciekawostka kulturowo-religijna. [Karina Kalemba, fragment recenzji]
2. Apocalypto
Film jest apoteozą prostego życia, gdzie największymi wartościami są: przyjaźń, miłość, rodzina i wolność, które bardziej kwitną w skromnych warunkach niż w wielkich miastach “skażonych” postępem. Może to mało odkrywcze, ale w wydaniu Gibsona przyjemnie oczyszczające i podane w tak atrakcyjny sposób, że trudno robić z tego zarzut. Krytyka rozwiniętych cywilizacji jako tych agresywnych zawarta była również w poprzednich filmach Gibsona – William Wallace walczył o wolność Szkocji gnębionej przez Anglię, zaś Chrystus ukrzyżowany został przez Rzymian. Trudno nie szukać odniesienia w dzisiejszym świecie, gdzie największa potęga militarna świata po raz kolejny angażuje się w konflikt zbrojny na obcym terenie, przekonana o własnej niezniszczalności. Apocalypto z pewnością nie będzie ani takim wydarzeniem rozrywkowym jak Waleczne serce, ani społecznym jak Pasja. Jest to jednak kolejny odważny film odważnego twórcy, który wyrasta na jednego z najlepszych reżyserów bardzo dobrego kina rozrywkowego z ambicjami. I tak według mnie należy Apocalypto traktować. [Marek Klimczak, fragment recenzji]
1. Braveheart – waleczne serce
Mel Gibson wraz ze scenarzystą Randallem Wallace’em dali światu film pozornie historyczny. Pozornie, ponieważ wykorzystali tylko postać autentycznego bohatera oraz okoliczności jego udziału w powstaniu Szkotów przeciwko Anglikom do tego, by zaprezentować historię paraboliczną, cechującą się w pełni uniwersalnym wydźwiękiem. Od dawna wiemy, że kino nie jest sztuką dla historycznych purystów. Ci mogą zatem stawiać opór i znajdywać w Walecznym sercu wiele uproszczeń, skrótów myślowych, żeby nie powiedzieć zakłamań. Nie w tym jednak tkwi sedno tej prezentacji. Konkretna historyczność służy jedynie jako tło, jest tylko naczyniem, do którego wlany został ulubiony motyw Gibsonowskiej twórczości – motyw mesjanistyczny. W nim cechująca się odwagą jednostka wychodzi przed szereg i walczy w imię dobra ogółu, ostatecznie przyjmując na siebie cierpienie. W wypadku Walecznego serca sztandarowym dobrem, wartym najwyższego poświęcenia, jest wolność – przymiot fundamentalny, bez którego życie nie ma większego sensu. [Jakub Piwoński, fragment artykułu]