W zeszłym tygodniu zaprosiliśmy was do wzięcia udziału w głosowaniu na najlepszy film wyreżyserowany przez Mela Gibsona. Poniżej przedstawiamy wyniki!
Mel Gibson dźwiga tu własny krzyż w postaci wyniesionych z wypadku samochodowego poparzeń połowy twarzy i ciała. Dzielnie znosi swój los jakby na pamiątkę wydarzeń, które kosztowały go również nauczycielski stołek oraz automatycznie skazały na izolację od społeczeństwa, dla którego jest obecnie lokalnym straszydłem. Niemniej wedle powiedzenia: „co cię nie zabije, to cię wzmocni”, Justin jest niezwykle charyzmatyczną, silną osobowością, która nie daje sobie w kaszę dmuchać. Mimo raz jeszcze świetnej roboty charakteryzatorów – a dzięki energii i magnetyzmowi Gibsona – łatwo zapomnieć o jego kontrowersyjnej fizyczności i skupić się raczej na tym, co ma do powiedzenia.
Można zatem zarzucić twórcy Apocalypto wiele. Że zbyt łatwo prześlizguje się po prywatnym życiu Dossa, poszczególne jego rozdziały odhaczając niejako z automatu, po łebkach. Że nie pozwala się przejąć niemalże całym drugim planem, a co za tym idzie, jego fabule brakuje gdzieniegdzie podbudowy charakterów, zależności, chemii, emocji. Że część rzeczy reżyser, względnie sam scenariusz Roberta Schenkkana i Andrew Knighta, zwyczajnie olewa (na przykład wspomnianego brata, który jest jedynie pustym naczyniem służącym do wypełnienia konkretnego zadania). W końcu także i to, iż bywa nachalny w ukazywaniu Dossa jako bliskiego Jezusowi męczennika, a końcówkę filmu czyni nadmiernie ckliwą i nadto patetyczną. Cóż jednak z tego, skoro ma to wszystko i sens, i przynosi oczekiwany skutek (czytaj: wbite w oparcie fotela palce i nerwowo powstrzymywana przed spłynięciem na policzek łza, oczywiście szczęścia). [Jacek Lubiński, fragment recenzji]
Film jest przejmujący i wzruszający, nie tylko w swojej drastyczności. Gdy obok Chrystusa na krzyżach wisi też dwóch łotrów, a jeden z nich przyznaje się do swoich grzechów i stwierdza, że Chrystus umiera bez winy, ten z przejęciem mówi mu o Królestwie Bożym i o tym, że jeszcze tego samego dnia będą tam oboje. Zawarte w tym jest pewne podsumowanie nauki Jezusa o przebaczaniu, ale też i pokorze, uznawaniu swoich win. Uważam też jednak, że tak naprawdę sceny te mogą wzruszyć i przemówić tylko do chrześcijan, którzy choć trochę rozumieją istotę swojej wiary, to, czego Chrystus nauczał. Dla innych będzie to być może tylko krwawe widowisko, bezsensowna ofiara, niepotrzebne poświęcenie, a może ciekawostka kulturowo-religijna. [Karina Kalemba, fragment recenzji]
Film jest apoteozą prostego życia, gdzie największymi wartościami są: przyjaźń, miłość, rodzina i wolność, które bardziej kwitną w skromnych warunkach niż w wielkich miastach “skażonych” postępem. Może to mało odkrywcze, ale w wydaniu Gibsona przyjemnie oczyszczające i podane w tak atrakcyjny sposób, że trudno robić z tego zarzut. Krytyka rozwiniętych cywilizacji jako tych agresywnych zawarta była również w poprzednich filmach Gibsona – William Wallace walczył o wolność Szkocji gnębionej przez Anglię, zaś Chrystus ukrzyżowany został przez Rzymian. Trudno nie szukać odniesienia w dzisiejszym świecie, gdzie największa potęga militarna świata po raz kolejny angażuje się w konflikt zbrojny na obcym terenie, przekonana o własnej niezniszczalności. Apocalypto z pewnością nie będzie ani takim wydarzeniem rozrywkowym jak Waleczne serce, ani społecznym jak Pasja. Jest to jednak kolejny odważny film odważnego twórcy, który wyrasta na jednego z najlepszych reżyserów bardzo dobrego kina rozrywkowego z ambicjami. I tak według mnie należy Apocalypto traktować. [Marek Klimczak, fragment recenzji]
Mel Gibson wraz ze scenarzystą Randallem Wallace’em dali światu film pozornie historyczny. Pozornie, ponieważ wykorzystali tylko postać autentycznego bohatera oraz okoliczności jego udziału w powstaniu Szkotów przeciwko Anglikom do tego, by zaprezentować historię paraboliczną, cechującą się w pełni uniwersalnym wydźwiękiem. Od dawna wiemy, że kino nie jest sztuką dla historycznych purystów. Ci mogą zatem stawiać opór i znajdywać w Walecznym sercu wiele uproszczeń, skrótów myślowych, żeby nie powiedzieć zakłamań. Nie w tym jednak tkwi sedno tej prezentacji. Konkretna historyczność służy jedynie jako tło, jest tylko naczyniem, do którego wlany został ulubiony motyw Gibsonowskiej twórczości – motyw mesjanistyczny. W nim cechująca się odwagą jednostka wychodzi przed szereg i walczy w imię dobra ogółu, ostatecznie przyjmując na siebie cierpienie. W wypadku Walecznego serca sztandarowym dobrem, wartym najwyższego poświęcenia, jest wolność – przymiot fundamentalny, bez którego życie nie ma większego sensu. [Jakub Piwoński, fragment artykułu]