PASJA. Przejmujący i wzruszający film Mela Gibsona
Chyba niewiele jest takich filmów, które ogląda się chętnie po raz pierwszy znając już z góry zakończenie. Pasja Mela Gibsona do takich należy. Dla chrześcijan realistyczna i wiernie odtworzona historia życia Jezusa jest czymś doskonale znanym, Droga Krzyżowa, śmierć i zmartwychwstanie to wydarzenia, które co roku wspominają i przeżywają na nowo. A mimo to (a może właśnie dlatego) na ten film ciągną tłumy. Z jaką motywacją? Religijną – bo jestem wierzący, z ciekawości – bo film budzi kontrowersje?
Pasja utwierdziła mnie w przekonaniu, że Mel Gibson jest prawdziwym katolikiem, a jego manifestowanie religijności i pobożności nie jest czymś na pokaz. Jego wizja tego filmu jest bardzo dokładna i wierna biblijnemu opisowi, a interpretacja niezwykle szeroka. Tylko ktoś szczerze wierzący mógł się zaangażować tak w tworzenie dzieła o Bogu i swoim wyznaniu. Sam film przypomina chrześcijanom rzeczy, o których wiedzieli, ale być może nie byli do końca świadomi, nie zastanawiali się nad nimi głębiej. Sceny biczowania unaoczniają jak okrutne i bestialskie były to tortury, dźwiganie krzyża – jak wielki to był ciężar. Film uświadamia, że Jezus żył naprawdę, był człowiekiem i wycierpiał tak wiele. Przypomina, że każde zło, które wyrządzamy jest właśnie przybiciem gwoździa w rękę Chrystusa. Że każdy ma w swoim życiu krzyż do niesienia, swoje chwile upadków i zwątpienia, a po nich – zmartwychwstanie. Proste – ale o tym mówił Jezus.
Podobne wpisy
Sceny na krzyżu są kwintesencją nauki Chrystusa, pokazują istotę chrześcijaństwa, potęgę przebaczenia, miłości, zwycięstwa dobra nad złem (Chrystus umiera za grzechy ludzkości pokonując Szatana). Ukrzyżowanie to najważniejsze wydarzenie dla chrześcijan – w tym akcie Chrystus odkupił winy całego świata by go zbawić. Jego cierpienie to krwawa ofiara – ale równoznaczna z dowodem miłości do ludzkości. Mówiąc, że film kąpie się w krwi i jego drastyczność jest bezsensowna, mówi się jednocześnie, że nauka i ofiara Chrystusa są bezsensowne. Dużo w tym filmie brutalnych scen, jednak jest to brutalność uzasadniona. Męka Chrystusa jest zasadnicza i kluczowa w losach całego świata. Gibson rewelacyjnie zestawił ją na filmie z Ostatnią Wieczerzą – wydarzenia te dla chrześcijan mają dużą wartość. Na Ostatniej Wieczerzy Chrystus ustanawia Sakrament Komunii Świętej, ofiary bezkrwawej, a na krzyżu spełnia ją w sposób krwawy. Zwłaszcza w tym filmowym fragmencie, gdzie na zmianę widzimy sceny z tych dwóch zdarzeń, czuć, że Gibson rzeczywiście rozumie istotę swojej religii, wie, co w niej ważne, jakie są w niej powiązania.
Film dotyczy właściwie samej męki Chrystusa, od pojmania w Ogrójcu. Jednakże Gibson wplata w teraźniejszość obrazy z przeszłości. Te retrospekcje (często na zasadzie porównań, skojarzeń) sprawiają, że film toczy się ciekawiej, jest pełniejszy. Do tego Gibson nie skupia się wyłącznie na Chrystusie, zaznacza jak ważne były inne postacie. Często pojawia się Szatan – trudno określić jego płeć, patrząc na niego można dojść do wniosku, że ma coś z kobiety i mężczyzny. Najważniejsze w nim jest to, że po prostu symbolizuje wszechobecne zło. Judasz to nie tylko zdrajca, ale człowiek tragiczny, który żałuje swego postępowania, jest rozdarty wewnętrznie. Budzi litość. Maryja (grana przez Maje Morgenstern) to Matka Boleściwa, która cierpi, bo widzi mękę Syna, jest pełna zgryzoty i rozpaczy. Maria Magdalena (Monica Belluci, która znów pokazuje, że nawet w małej roli potrafi zaznaczyć swoją obecność na ekranie) to towarzyszka niedoli, również cierpiąca. Najważniejszej roli – Jezusa – podjął się Jim Caviezel. Na pewno trudne i odpowiedzialne zadanie na nim spoczęło by zagrać kogoś, kogo miłuje (przynajmniej teoretycznie) 1/3 świata, trzeba wykazać się pewnego rodzaju odwagą, należy być wyjątkowo przekonywującym, pokazać swoje cierpienie i tryumf, a jednocześnie uważać by nie popaść przy tym w przesadę. I myślę, że Caviezel poradził sobie z tą rolą bardzo dobrze. Ma w sobie stoicki spokój i pewną dumę, a z drugiej strony również pokorę. Gdy na krzyżu mówi: “Mój Boże, czemuś mnie opuścił?” – nie wyolbrzymia, nie jest przesadny w swoim zwątpieniu, jego ból rzeczywiście budzi współczucie i wzrusza. I to nie tylko dlatego, że tyle wycierpiał i postąpiono z nim okrutnie, ale dlatego, że stało się to zgodnie z wolą Jego Ojca, a on na to pokornie przystał, pamiętając o miłości do innych.
Film jest przejmujący i wzruszający, nie tylko w swojej drastyczności. Gdy obok Chrystusa na krzyżach wisi też dwóch łotrów, a jeden z nich przyznaje się do swoich grzechów i stwierdza, że Chrystus umiera bez winy, ten z przejęciem mówi mu o Królestwie Bożym i o tym, że jeszcze tego samego dnia będą tam oboje. Zawarte w tym jest pewne podsumowanie nauki Jezusa o przebaczaniu, ale też i pokorze, uznawaniu swoich win. Uważam też jednak, że tak naprawdę sceny te mogą wzruszyć i przemówić tylko do chrześcijan, którzy choć trochę rozumieją istotę swojej wiary, to, czego Chrystus nauczał. Dla innych będzie to być może tylko krwawe widowisko, bezsensowna ofiara, niepotrzebne poświęcenie, a może ciekawostka kulturowo-religijna. Tylko chrześcijanie w pełni pojmą i przejmą się tym filmem.
Od strony technicznej trzeba przyznać, że jest to film rewelacyjnie zrealizowany. Świetne zdjęcia, muzyka Johna Debneya tworząca nastrój. Aktorsko – również bardzo dobry. Do tego opowiadający jedną z ważniejszych historii w dziejach – i to w sposób, któremu nie da się nic zarzucić w jego realności, mimo dosadności i dosłowności. Biorąc to wszystko pod uwagę muszę przyznać, że Pasja to film robiący wrażenie, refleksyjny a w pewnym sensie również piękny.
Tekst z archiwum Film.org.pl. Autorką jest Karina Kalemba