search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Potencjalne PORAŻKI FINANSOWE 2020, czyli jakie filmy nie zarobią

Jacek Lubiński

19 grudnia 2019

REKLAMA
Po artykule, który wziął na tapet Anno Domini 2019, przyglądamy się jego następcy. Kolejne dwanaście miesięcy także naszpikowane są produkcjami, które na dłuższą metę pachną wpadką w box offisie. Spójrzmy na niektóre z nich.

Głębia strachu

Premiera: 10 stycznia

W oryginale ten mający premierę już za chwilę film nazywa się po prostu… Underwater. I już choćby ten fakt podważa jego sukces, gdyż dotychczas wszystkie podwodne filmy – z wyjątkiem Otchłani – były klapą. Kosztująca około 80 milionów baksów Głębia strachu fabularnie przypomina zresztą powtórkę z niezbyt dobrego DeepStar Six (aka Obcy z głębin) i/lub Lewiatana. Tamte filmy kosztowały zdecydowanie mniej, a i tak na siebie nie zarobiły. Tutaj przypuszczalnie będzie podobnie – zwłaszcza że styczeń z reguły nie płodzi hitów roku. Titanic jednak jest w zasięgu – oczywiście ten prawdziwy, spoczywający na dnie.

Doktor Dolittle

Premiera: 17 stycznia

Ostatnio sympatycznego doktorka potrafiącego gadać ze zwierzętami oglądaliśmy na dużym ekranie ponad 20 lat temu. Wtedy wcielał się w niego Eddie Murphy będący u szczytu kariery, więc na kosztujący 70 milionów film stawiły się w kinach tłumy, które udało się również zapędzić na sequel. Teraz studio Universal chce powtórzyć sukces z będącym u szczytu kariery Robertem Downeyem Juniorem. Tyle tylko, że tym razem na stworzone przez komputer zwierzaki przeznaczono aż 175 mln, a po próbnych pokazach testowych wysłano ekipę na dokrętki, tym samym opóźniając premierę o ponad sześć miesięcy. Dolittle będzie zatem konkurować z nową częścią Bad Boys (oraz kilkoma horrorami). I osobiście stawiam właśnie na tych drugich – w końcu „Whatcha gonna do, whatcha gonna do when they come for you…”.

Wyspa Fantazji

Premiera: 14 lutego

Kinowa wersja popularnego niegdyś w USA serialu, który tym razem zamieni się w pełnokrwisty horror – w sam raz na walentynki. Fani oryginału już kręcą nosem, zwiastuny całkowicie zdradzają przebieg fabuły, a obsada nie ekscytuje i w dodatku… pozbawiona jest karłów (w serialu kluczową postać grał słynny Hervé Villechaize). Już te fakty lekko dyskredytują cały ten projekt. Oczywiście wszystko zależy tu od tego, jak duży jest budżet całego przedsięwzięcia. Nie oczekiwałbym jednakże jakiegoś dużego zysku. Szczególnie że w lutym konkurencja wydaje się całkiem spora, także ta spod znaku kina grozy. Inna sprawa, iż cały ten miesiąc na odległość pachnie serią finansowych wpadek. Zatem kto wie, może to właśnie Wyspa Fantazji okaże się tu zaskoczeniem? Nie jest to przy tym mój czarny koń.

Sonic. Szybki jak błyskawica

Premiera: 14 lutego

Superszybki bohater gry komputerowej zebrał już baty od kinomanów za swój pierwotny wygląd w pierwszych zwiastunach. Twórcy od razu ugięli się przed tłumem i CGI jeż wygląda już teraz o wiele lepiej. Ale czy na tyle dobrze, by z wydatku rzędu stu milionów dolarów uczynić kasowy hit sezonu? Wątpię. Jim Carrey w obsadzie zapowiada kreskówkową błazenadę, która może przyciągnąć do kin rodziny z pociechami (tak jakby sam Sonic nie wystarczył). Lecz cała reszta wygląda już na jeden wielki zbiór sucharów osnutych wokół platformówki bez fabuły (bo trudno za taką uznać zbieranie monet przez tytułową postać). Swego czasu Super Mario wywalił się na podobnym założeniu – a przecież on miał Gumbasy. Sonic pozbawiony jest nawet tego argumentu.

Nowi mutanci

Premiera: 3 kwietnia

Ten film był już chyba przekładany ze trzy razy, aż w końcu wylądował w kwietniu przyszłego roku, czyli miesiącu nowej odsłony 007. Trudno orzec, czy jest to na pewno ostateczna data premiery, podobnie jak trudny do określenia pozostaje budżet tego wielokrotnie już przerabianego przez producentów spin-offu mutancich perypetii. Na pewno jednak wszystkie zmiany jedynie powiększyły koszty tej dalekiej od pierwotnej wizji tchnięcia nowego życia w X-Menów. Niezależnie zresztą od wydanych pieniędzy, jest to przykład filmu, który studio już dawno spisało na straty. Teraz pozostaje tylko czekać na wyrok finansowej śmierci. Jest ona równie pewna, co podatki, które trzeba będzie od tego tytułu odprowadzić.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA