POSTACIE z serii HARRY POTTER, które FATALNIE przedstawiono w filmach
Wierni fani książkowych serii, które z czasem zostają przeniesione na duży ekran, zawsze znajdą w owych adaptacjach wątki, sceny czy postaci, które nie dość dobrze odzwierciedlają głębię przekazu zawartego w ich literackich pierwowzorach. Nieubłagane zasady montażu zmuszają twórców do odpowiedniego sortowania treści, jakie ostatecznie zawrą w filmie; przez co niekiedy ukochane, lecz nieco mniej znaczące dla sensu fabuły elementy książek nie znajdują swojego miejsca na taśmie reżyserskiej. W przypadku Harry’ego Pottera nawet najdłuższe, bo prawie 3-godzinne filmy serii nie były w stanie sumiennie odwzorować magii prozy Rowling, która stanowiła jedynie bazę dla znacznie pomniejszonego świata czarodziejstwa stworzonego przez Warner Brothers.
Do dziś miłośnicy historii Harry’ego, których przygoda z bohaterem rozpoczęła się na długo przed premierą filmowego Kamienia filozoficznego, zarzucają twórcom porzucenie wielu interesujących postaci – jak chociażby skrzatów domowych Mrużki i Irytka – czy pominięcie scen, które nieco złagodziłyby atmosferę tych najbardziej poważnych i mrocznych epizodów. Chyba najczęściej mamy jednak do czynienia z zarzutami o nie dość dobre sportretowanie przez aktorów konkretnych postaci, które dla części widowni niemal całkowicie straciły charyzmę i cechy osobowości wykreowane przez autorkę książek. Których bohaterów na ekranie sportretowano drastycznie inaczej, z ubytkiem dla literackiego sentymentu?
Ginny Weasley
Zaczynamy od najbardziej drastycznego przykładu, czyli bohaterki, której filmowa osobowość (a raczej jej brak) gryzie się z wizerunkiem buńczucznej, lekko zarozumiałej młodszej siostry Rona, jaki poznaliśmy za pośrednictwem książek. Ginny Weasley na ekranie to żałosna imitacja naprawdę intrygującej dorastającej nastolatki, której proces dojrzewania obserwujemy w lekturach. Książkowa Ginny szybko nie może opędzić się od adoratorów, bije od niej granicząca z bezczelnością pewność siebie, a sceny wzajemnych ripost między nią a starszym o rok Ronem to niezły ubaw dla czytelników. Ekranowy portret stworzony przez Bonnie Wright to wcale nie lekka charakterologiczna deformacja, a totalne zrekonstruowanie postaci o wielkim potencjale, jaki aktorka miała szansę wykorzystać już w Komnacie Tajemnic, kiedy świeżo upieczona uczennica Hogwartu zostaje wciągnięta w mroczną grę młodego Voldemorta. Tymczasem ani w drugiej, ani w żadnej kolejnej części nie otrzymaliśmy od niej choć cienia charyzmy, wyrazu twarzy innego niż zobojętnienie, nawet w przypadku bardziej intymnych scen, które dzieliła wraz z Danielem Radcliffem. Sam zresztą wątek jej nagłego ponownego zainteresowania Harrym w Księciu Półkrwi wrzucono do scenariusza bez uprzedzenia czy minimalnej dozy występującego między aktorami napięcia, a wzmianka o jej związku z Deanem Thomasem to raczej jedynie maleńka przeszkoda do pokonania na drodze do szczęścia z Wybrańcem, niżeli pełnoprawnie wyjaśniony przez Rowling wątek. Pomimo osobistej sympatii do aktorki wcielającej się w Ginny muszę przyznać, iż z całej plejady młodego pokolenia czarodziejów to ona na przełomie całej serii wypadła najsłabiej, co dałoby się jeszcze wybaczyć w jej pierwszych ekranowych występach, lecz z roku na rok coraz większe zaprzepaszczenie charakteru Ginny zwyczajnie nie pozwala na to, aby sympatię poczuli do niej widzowie, którzy Harry’ego Pottera znają tylko z kin.
Fleur Delacour
Francuską piękność poznajemy w Czarze Ognia, kiedy Hogwart staje się centrum legendarnego Turnieju Trójmagicznego, w którym – jak przystało na chłopca wiecznie przyciągającego kłopoty – wskutek nikczemnych działań Barty’ego Croucha Juniora bierze udział również Harry. Reprezentantka Akademii Magii Beauxbatons dostała w filmie zdecydowanie zbyt mało ekranowego czasu – na dobrą sprawę więcej wspomina się o niej w niezobowiązujących konwersacjach, niż naprawdę mamy okazję zaznajomić się z jej sylwetką. W czwartym tomie serii poznajemy ją jako bohaterkę pełną wad – od próżności, po brak zaufania do Harry’ego i wywyższanie się nad młodszymi kolegami z Hogwartu. Największą niechęcią od początku do końca pała do niej Ginny, która najpierw przezywa ją Flegmą, a gdy ta wiąże się z jej bratem Billem, nie potrafi uwierzyć, że jest z nim ze względu na prawdziwe łączące ich uczucie. Rozbudowanie jej wątku na chociażby kilka drobnych dialogów nieco nakreślających klimat jej postaci z pewnością nie wyszłoby Czarze Ognia na złe, a wręcz stworzyłoby bazę pod ponowne spotkanie z Fleur w Insygniach Śmierci, w której Clémence Poésy pojawia się dla niezaznajomionego z jej książkową historią widza dość niespodziewanie.
Cho Chang
Czy wam też po seansie Zakonu Feniksa coś się w tym wątku nie zgadzało? Nic dziwnego, skoro historię pierwszej miłości Harry’ego na potrzeby filmu nieco zmodyfikowano, by nie wprowadzać w fabule zbytniego zamętu, przez co ostatecznie bohaterka grana przez Katie Leung została przez sporą część fanów znienawidzona. W końcu to ona zdradza profesor Umbridge siedzibę Gwardii Dumbledore’a, ściągając na przyjaciół śmiertelne niebezpieczeństwo. Dopiero później okazuje się natomiast, że dziewczyna pod wpływem czarów apodyktycznej nauczycielki zwyczajnie nie potrafiła oprzeć się wyznaniu prawdy. Zupełnie co innego widzimy z kolei w książkach, w których to nie Cho, a jej najbliższa przyjaciółka Marietta Edgecombe przechodzi na stronę Brygady Inkwizycyjnej, przez co Harry postanawia zerwać z dziewczyną jakiekolwiek relacje. Bardzo krzywdzący i według wielu zupełnie niepotrzebny zabieg, który rzucił cień na charakter Cho, podczas gdy w książkach to bohaterka w przeważającej części pozytywna, oddana, szczerze współczująca i opłakująca śmierć Cedrika. Nawet w ostatniej części twórcy nie pokusili się o domknięcie jej wątku czymś więcej niż tylko przelotnym spojrzeniem rzuconym w Harry’ego po wygranej bitwie.
Huncwoci – James Potter, Syriusz Black, Remus Lupin, Peter Pettigrew
O Huncwotach więcej niż z ekranizacji dowiecie się z tysięcy fanfików, jakimi miłośnicy serii postanowili uhonorować tę wyjątkową grupę przyjaciół, o których w filmach nieco zapomniano. Nie wyjaśniono nam genezy ich słynnej mapy, z którą po Hogwarcie podróżuje Harry, nie ukazano we wspomnieniach przeszłości Remusa Lupina prześladowanego z powodu swej wilkołaczej przypadłości, kompletnie porzucono szansę na przybliżenie nam sylwetki Jamesa Pottera, z wielu względów najważniejszego spośród Huncwotów. Jedyny moment, w którym widzimy ich wszystkich razem, to podróżowanie w odmętach świadomości Severusa Snape’a, wspominającego szkolne lata przykrości, jakich doświadczył m.in. z rąk Gryfonów. Jako wiernej fance ich historii zawsze brakuje mi choć kilku drobnych wspominek z lat hogwarckiej młodości Syriusza, Petera, Jamesa i Remusa.
Percy Weasley
Zapamiętaliście Percy’ego Weasleya jako irytującego starszego brata Rona, z którego ten po cichu sobie śmieszkuje? Cóż, w lekturach odnajdziecie bardzo podobny jego portret, lecz dowiecie się o nim wielu innych ciekawostek, poza tym, że w Komnacie Tajemnic pozostawał Prefektem Gryffindoru. W filmach faktycznie widzimy go w pierwszej, później drugiej części, a następnie nagle, jak na zdjęciu powyżej, dostrzegamy go stojącego u boku Umbridge wysyłającej Dumbledore’a do Azkabanu. Coś wam tu nie gra? Nic nadzwyczajnego. To moment mylący i zupełnie niewyjaśniony, podczas gdy wystarczyło kilka wzmianek, by to nieporozumienie nigdy się wśród widzów nie pojawiło. Percy znany jest w książkach jako zdrajca własnej rodziny, wysoki urzędnik Ministerstwa Magii i jeden z czołowych przedstawicieli poglądu, iż Czarny Pan wcale nie wrócił, a ostrzeżenia Harry’ego to chore wymysły szukającego poklasku „Wybrańca”. Na ekranie kompletnie zmarnowano jego wątek, tworząc z niego niemalże postać widmo, która pojawia się, znika, a później znów dziwnym trafem walczy po stronie uczniów w słynnej Bitwie o Hogwart. Potencjał zupełnie bezsensownie niewykorzystany.
Ron Weasley
Możecie być tym wyborem nieco zdziwieni, jednak to, jak bardzo sztampowo zdecydowano się w scenariuszu przedstawić Rona jako typowego buraka, głupca i niemal nigdy niebiorącego życia na poważnie luzaka, jest według mnie bardzo dla tej postaci krzywdzące. Rupert Grint w roli Rona to w naszym odczuciu niekiedy palant i niedojrzały, niedoświadczony jeszcze przez życie nastolatek, który wiecznie żeruje na umiejętnościach Hermiony, śmiejąc się z niej po kątach. Tymczasem książki przedstawiają go w nieco innym, łagodniejszym świetle – pokazują jego oddanie, lojalność i wsparcie, jakie okazuje tępionym uczniom Hogwartu. Grintowi oddać trzeba bezbłędne odwzorowanie humorystycznej części osobowości Weasleya, jednak w scenariuszu zabrakło miejsca na pokazanie jego drugiej, bardziej poważnej strony, przez co stereotyp głupca i tępaka pozostał z nim już na stałe.
Zgredek
Kto nie poczuł ukłucia w sercu, gdy po raz pierwszy ujrzał, jaki los spotkał tego uroczego domowego skrzata, nie może nazwać się prawdziwym czarodziejem. Mimo iż za każdym razem, gdy pojawiał się na ekranie, robił wokół siebie mnóstwo szumu, mieliśmy szansę obserwować jego poczynania jedynie w dwóch z ośmiu filmów, podczas gdy J.K. Rowling opowiedziała nam o Zgredku zdecydowanie więcej. To nie Neville Longbottom, a właśnie ten mały i niepozorny skrzat pomógł Harry’emu wykonać drugie zadanie Turnieju Trójmagicznego, dzieląc się z nim skrzelozielem. Zgredek był stale obecny w życiu szkolnym trójki przyjaciół – pomagał im kryć się przed znienawidzoną Dolores Umbridge, a u boku byłej służki Bartemiusza Croucha Mrużki (również nieobecnej w wersji filmowej) wspierał Hermionę w całkowicie pominiętym przez filmowców wątku uwalniania skrzatów pracujących za darmo w Hogwarcie. Choć jego portret w adaptacjach odwzorowano godnie, dostaliśmy tej postaci zdecydowanie za mało, przez co bohater niemal na wskroś emanujący dobrem i ciepłem został potraktowany nieco po macoszemu.