Pod względem charakterologicznym różnica między nim a jego synem, Legolasem, jest mniej więcej taka, jak między dopiero co ręcznie wydojonym mlekiem od krowy a łaciatym UHT z kartonu. Oczywiście to drugie jest superczyste, pozbawione bakterii, nieprzyjemnych zapachów itp. To pierwsze jednak wciąż jest ciepłe. Czuć, że wypłynęło z żywej istoty, a nie jest efektem fabrycznych procesów. Nieprawda, że zawiera jakieś straszliwe bakterie i pływają w nim resztki krowich odchodów. Na wsi przed dojeniem tez myje się wymiona. To złośliwe mity stworzone przez miastowych korpo-picusiów lejących do swoich kaw w plastikowych kubkach białkowe kondensaty, które są mlekiem już tylko z nazwy.
Thranduil jest postacią z licznymi światłocieniami. Bohaterstwo w jego mniemaniu nie jest hollywoodzkim, patetycznym heroizmem, natomiast ma wymiar racjonalny i zawsze najpierw bierze pod uwagę dobro elfów z Leśnego Królestwa – gdyż prócz bycia bohaterem Thranduil jest również królem. Dla Legolasa zaś Tolkien wybrał historię dużo prostszą – no bo przecież miał to być przykład wspomagającego Gandalfa anioła. Anioły nie zadają pytań, nie mają wątpliwości, nie przeżywają egzystencjalnych rozterek, no chyba, że dadzą się skusić złym siłom. Wtedy dopiero robi się efektownie.
Co jeszcze ciekawsze w przypadku Thranduila – im bliżej walki z Mordorem, tym jego historia jest coraz mniej znana i marginalizowana. Trudno, żeby czytelnicy zadowolili się takim wytłumaczeniem, że król elfów z Mrocznej Puszczy w 3019 roku Trzeciej Ery spotkał się z Celebornem, aby ustalić granice elfickich władztw w zniszczonym wojnami lesie noszącym już teraz nazwę Erys Lasgalen (Las Zielonych Liści). A dalej już nic, zważywszy właśnie na ciekawą i wielowymiarową historię życia Thranduila pełną namiętności, wojen i trudnych decyzji.
Przypomnijmy, że Thranduil był Sindarem, przedstawicielem najbardziej licznego elfickiego szczepu Eldarów. Wraz ze swoim ojcem brał udział w bitwie na polach Dagorlandu, gdzie Oropher niestety poległ. Wtedy jeszcze wydawało się, że ostatni sojusz elfów i ludzi na dobre pokonał Saurona, odbierając mu Jedyny Pierścień. Potem była trudna współpraca z królestwem krasnoludów spod Góry, handel z Dale, pierwszy atak Smauga, wypędzenie czarnoksiężnika z Dol Guldur, Bitwa Pięciu Armii, Odbudowa Ereboru i Dale, schwytanie Golluma i ponowna bitwa z siłami gnieżdżącymi się w Dol Guldur. Niezależnie od tych wszystkich sensacyjno-przygodowych faktów interesujące jest życie osobiste Thranduila i tragiczne losy jego partnerki, matki Legolasa. Pod tym względem mizoginizm Tolkiena osiągnął szczyt, bo kobieta pasująca do tak trudnej, konfliktowej i surowej osobowości władcy Mrocznej Puszczy powinna być równie nietypowa i mocna, a nawet nie podano jej imienia. Została jedynie użyta jako metoda odsłonięcia emocjonalnego oblicza króla Thranduila, który w jednej chwili stał się osamotnioną istotą, która wraz z miłością straciła wszystko.
A niezależnie od faktów z życia Thranduila sama posągowa i jednocześnie dwuznaczna kreacja Lee Pace’a aż się prosi o więcej w niezależnej produkcji.
Wydaje mi się, że jeszcze nie do końca doceniany pojawienie się takiej wizji superbohatera negatywnego jak Joker Todda Phillipsa. Do niedawna trudno było sobie wyobrazić, że można kibicować postaci, która jest zła, i to na wskroś, natomiast tak w filmie zaprezentowana, że jej zło jest nie do końca przez nią zawinione bądź stworzone. To, że Phillips twierdzi, że absolutnie jego celem nie była żadna apoteoza Jokera, jest jedynie poprawną politycznie zmyłką dla co bardziej prawilnych widzów. Inteligentny reżyser, a niewątpliwie twórca Jokera taki jest, musiał zaplanować odbiór swojej produkcji oraz domyślić się, że odbiorcy nie będą się przyznawać do sympatii w stosunku do Jokera. Jeśliby tego nie zrobił, byłby kolosalnie naiwny. W Jokerze czuć, że wszystkie prezentowane tam emocje są prawdziwe i, co najgorsze, możliwe do realnego odczucia przez każdego z nas. Dlatego skrycie kochamy tę negatywną postać, niezależnie, jak bardzo jest podła, bo każdy z nas potrafi taki być. Zależy to jedynie od warunków zewnętrznych. W postaci Jokera tkwi nierozwiązywalny, moralny dylemat, czy szaleństwo jest naprawdę złe, czy może jedynie zło udawać, a przez to usprawiedliwiać podłość. Dopóki tego problemu nie rozwiążemy, wciąż usilnie będziemy chcieć widzieć siebie jako należących do masy normalnych, wedle kryteriów wymyślonych nie przez nas i niezgodnie z naszymi potrzebami.
Gollum był szalony, co nie ulega wątpliwości. Jego tragizm polegał na całkowitym uzależnieniu się od pierścienia oraz tym, że jednocześnie nie stracił dawnej tożsamości. Pamięć o tym, kim był, powodowała dodatkowy ból oraz doprowadzającą do szału nienawiść wobec siebie i pierścienia, co przekładało się na chęć zemsty na otoczeniu. Kiedyś nazywał się Sméagol. Urodził się jako Hobbit żyjący na Polach Gladden. To właśnie tu Isildur wpadł w zasadzkę orków. Próbował jeszcze uratować życia, skacząc w nurt Anduiny, jednak pierścień zdecydował, że zsunie mu się z palca. Wtedy orkowie zabili go strzałami. Sméagol dorastał bez rodziców. Wychowywała go babka. W posiadanie Jedynego Pierścienia wszedł przypadkiem, i to przez morderstwo swojego krewniaka, Déagola, który znalazł zgubę obłąkanego Isildura na dnie rzeki, w której wodach zginął poprzedni „właściciel” feralnej błyskotki. Chęć jej posiadania okazała się ważniejsza niż życie kuzyna.
Dalsze losy Sméagola to już stopniowe popadanie w szaleństwo. Za karę został wygnany ze swojej społeczności. Osiedlił się w Górach Mglistych, gdzie nieopodal siedziby goblinów znalazł jaskinię. Żył tam prawie 500 lat, jedząc głównie ryby a gobliny (smakołyki) mordując rzadko, żeby przypadkiem nie dowiedziały się, że coś niebezpiecznego zalęgło się niedaleko ich leży. W tym czasie wykształcił w sobie niezależną, dominującą osobowość. Częściowo również zapomniał dawny język. Teraz posługiwał się dialektem polegającym głównie na szarpanym gulgotaniu, stąd imię Gollum. Wszystko zmieniło się, gdy w Góry Mgliste zawędrował BiIbo. Resztę historii już znamy.
Taki niezależny film o Sméagolu oczywiście nie musiałby wiernie uwzględniać Tolkienowskiej ani Jacksonowskiej linii fabularnej. Historia Golluma z Gór Mglistych zawiera mnóstwo wątków, które można rozszerzyć, potraktować jako szkice albo zwyczajnie zmienić. Tajemny układ z Szelobą, uwięzienie przez Thranduila i również ewentualny z nim układ, ucieczka z Mrocznej Puszczy, tortury w Barad-dûr, upadek do rozgrzanego wnętrza Orodruiny – to tylko kilka wątków mogących posłużyć za szkielet historii Gollumowego szaleństwa. Historii nie tylko przygodowej, lecz także brutalnie moralizatorskiej oraz skrycie namawiającej widza do utożsamienia się na poziomie aksjologicznym z jej negatywnym bohaterem.
A co by się stało, gdyby wtedy, w Barad-dûr, Gollum nie wyjawił, kto zabrał mu pierścień, tylko później na własną rękę zaczął go szukać?