Postaci, którym CHCIAŁOBY SIĘ PRZYWALIĆ w twarz
Niewielu chyba jest ludzi, którzy od czasu do czasu, oglądając jakąś postać na ekranie, nie „wyszliby z siebie”. A niewielu mniej jest takich, którzy nie chcieliby czasami poprzeć okrzyku: „człowieku, ogarnij się!” albo „co ty w ogóle robisz na ekranie!” solidnym policzkiem czy nawet kopniakiem z półobrotu. Oto moje całkowicie subiektywne zestawienie postaci, którym – metaforycznie – chciałabym dać w twarz.
Ser Jorah Mormont – Gra o tron
Jestem pełna podziwu dla twórców Gry o tron. Z postaci tak ciekawej jak ser Jorah Mormont zrobili człowieka, który dostał zaszczytne miano Lorda Friendzone’a i naczelnego przydupasa Daenerys. W dodatku dopiero w chwili swojej śmierci mógł w końcu jej dotknąć, gdyż przez wszystkie sezony ta nawet nie zwracała na niego uwagi. Jeżeli przywalenie w twarz nie pomogłoby mu w końcu zejść na ziemię, to już nie wiem co. Wydaje mi się, że tak ciekawa i interesująca postać została sprowadzona wyłącznie do gościa, który nieustannie wzdycha do khaleesi w nadziei, że ta kiedyś odwzajemni jego uczucie. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego tak George R.R. Martin, jak i scenarzyści stawiali na jego drodze kobiety, które na niego ewidentnie nie zasługiwały. Ser Jorahowi definitywne należy się impuls, by się w końcu ogarnął. Szczególnie że w książce nie był on najprzystojniejszy, podczas gdy twórcy serialu rzucają nam w twarz przystojniakiem, jakim jest Iain Glen, co zupełnie już nie usprawiedliwia braku zainteresowania ze strony Daenerys.
Sheldon Cooper – Teoria wielkiego podrywu
Jedni go kochają, inni nienawidzą. Nie można jednak zaprzeczyć, że Jim Parsons zagrał rolę swojego życia, wcielając się w Sheldona Coopera w serialu Teoria wielkiego podrywu. Niestety już od samego początku irytuje do granic możliwości, na tyle, że klasyczne przywalenie w twarz byłoby czymś niezwykle pożądanym. Nigdy nie byłam jego wielką fanką – twórcy pisali tę postać w tak nierzeczywisty sposób, że nie jestem nawet w stanie stwierdzić, czy był to zamierzony i celowy zabieg. Oczywiście nie odmawiam mu talentu, potwierdzonego zresztą przez liczne nagrody Emmy. Jednak na tym przykładzie widać, że bycie non stop irytującym może być sposobem na zrobienie kariery. O ile pewne żarty mogą śmieszyć za pierwszym razem, o tyle w kolejnych sezonach robią się nudne i wtórne. To samo tyczy się samej postaci, która przez 9 długich serii jest irytująco nieśmieszna. A co najważniejsze, traktuje Amy w najgorszy z możliwych sposobów, biorąc pod uwagę, że same zaręczyny były spowodowane tym, iż był samotny. Za ten fakt należy mu się kolejne przywalenie w twarz.
Harry Potter – seria przygód o Harrym Potterze
Podobne wpisy
Harry Potter to dla mnie absolutnie postać numer 1, jeżeli chodzi o to symboliczne przywalenie. Od samego początku irytujący i wiecznie zły na wszystko i wszystkich, nie wspominając już o tym, że ciągle chce pomścić rodziców, choć ewidentnie nie wie, jak ma to zrobić. Gdyby nie ustawiczna pomoc ze strony przyjaciół i nauczycieli, już dawno byłby martwy. Zakładam, że miałoby to miejsce gdzieś w okolicach pierwszego z tomów. Niestety nie przekonuje mnie argumentacja, że pokonał on Sami Wiecie Kogo, gdyż tak wybraniec, jak i czarodziej jest z niego marny. Co jest o tyle dziwne, że jego rodzice byli niesamowitymi czarodziejami. Harry to przede wszystkim niewdzięczny, zadufany w sobie dupek, który nie zdaje – albo nie chce – zdawać sobie sprawy z tego, iż toczy się wojna, a wiele jego kolegów i koleżanek straciło znacznie więcej aniżeli tylko rodziców. Tego nasz wybraniec zdaje się zupełnie nie widzieć. Niestety kreacja Daniela Radcliffe’a nie pomaga w percepcji bohatera. A ten w jego wykonaniu jest wiecznie nadąsany. Cały czas mam wrażenie, że Radcliffe gra jedną miną. Niestety, ale serię o Harrym Potterze oglądałam wyłącznie dla genialnych brytyjskich aktorów drugoplanowych, a nie tytułowego bohatera.
Adam Sandler – wszystkie komedie
Do dzisiaj nie wiem, czemu Adam Sandler, który momentami okazuje się niezwykle utalentowanym aktorem dramatycznym, postanowił skupić się na byciu komikiem. To ostatnie wychodzi mu bowiem co najwyżej średnio. I to wtedy, gdy ma niesamowicie udany dzień. Niestety przekrój postaci, którym widz ma ochotę dać w twarz, jest tak duży, że trudno jest wybrać jedną z nich, dlatego zamieściłam w moim zestawieniu wszystkie komediowe role Adama Sandlera. Mimo iż część z nich w zamyśle prezentuje się niczym komediowe złoto, to jednak aktor swoją dziwną grą, akcentem czy zachowaniem sprawia, że dostajemy bohaterów, których oglądanie na dużym i małym ekranie to czysta wręcz agonia. Jego żarty nie tylko są nieśmieszne, ale co ważniejsze, obraźliwe dla każdej osoby, która je słyszy. Nie wiem, czy aktor robi to celowo, by tylko wkurzyć jeszcze większą liczbę ludzi, czy faktyczne przekonany jest o swojej autentycznej śmieszności. Jednak większość postaci, w które się wciela, zasługuje na solidne przywalenie w twarz i to najlepiej z półobrotu w stylu Jeana-Claude’a Van Damme’a.
Lady Mary – Downton Abbey
Nadal nie rozumiem popularności serialu Downton Abbey. Dla mnie to niestety kwintesencja marnego produktu, którym, nie wiem czemu, zachwycają się praktycznie wszyscy. W tym przypadku co druga postać zasługuje, by jej przywalić w twarz, ale ja postanowiłam skupić się na Lady Mary. Od samego początku jawi się jako zadufana w sobie, złośliwa dziedziczka, która z braku laku postanawia wybrać za męża swojego kuzyna, który de facto ma odziedziczyć fortunę jej ojca. Niestety nie kupuję tych wszystkich dramatów z nią związanych, a tym bardziej kreacji Michelle Dockery, która ma wyłącznie ładnie wyglądać – jak większość aktorek – i w sumie nic ciekawego nie robi ze swoją jakże irytującą bohaterką. Jeśli mam być szczera, udało mi się tylko obejrzeć pierwszy sezon, i to tylko dlatego, że akurat dostałam zadanie jego zrecenzowania. Niestety nie jestem w stanie powiedzieć, czy Lady Mary w dalszych sezonach stała się dużo mniej wkurzająca, jednak na chwilę obecną zasługuje na to, by dostać w twarz.