POLA NEGRI. Polski sen w Hollywood
ZAPROGRAMOWANA NA SŁAWĘ
Mimo że hollywoodzkie filmy z Negri nie zbliżyły się ani poziomem artystycznym, ani popularnością do Madame DuBarry, polska aktorka i tak wypracowała sobie pozycję jednej z największych gwiazd. Była zaprogramowana na sławę – marzyła o niej nawet w czasach, gdy klepała biedę w Warszawie i wydawało się niemożliwością, aby się z niej wyrwała. Podchodziła do swojej kariery jak do celu, który należy zrealizować. W ciągu kilku lat pobytu w USA stała się prawdziwą mistrzynią autopromocji – wiedziała, co robić, aby zwrócić na siebie uwagę. Coś, czym w dzisiejszych czasach zajmują się zespoły menagerów, ona robiła sama. Uwielbiała, gdy o niej mówiono – w garderobie miała mnóstwo kostiumów, które aż krzyczały „oto gwiazda!”. Prowadziła wystawne życie i bardzo się z tym obnosiła. Jej słynny dom w Beverly Hills i rolls royce z aksamitną, białą tapicerką, to symbole Hollywood lat dwudziestych. Miejsce na stronach tytułowych gazet zapewniły jej również medialne romanse z najpopularniejszymi aktorami.
Pierwszy był Charlie Chaplin, którego poznała będąc jeszcze w Niemczech. Był to krótki, acz głośny romans – ich wakacje w Santa Barbara stały się jednym z głównych tematów bulwarówek. W 1923 roku Polka ogłosiła nawet, że są zaręczeni. Prasa zrobiła wokół tego wielki szum, a nagłówki „Królowa Tragedii poślubi Króla Komedii” były na ustach wszystkich. Związek ten zakończył się jednak po zaledwie kilku miesiącach. Oboje obwiniali się później w mediach, przedstawiając różne wersje zerwania. Negri tłumaczyła, że nie wyobrażała sobie zostać żoną, która siedzi w domu i niańczy dzieci, a tego ponoć chciał od niej zazdrosny Chaplin. Nazwała go clownem, który żyje w świecie fantazji. On natomiast twierdził, że jest dla Polki… za biedny. Miał też powiedzieć, że to przede wszystkim Paramount naciskał na ten ślub, a przecież nie w jego interesie było pomagać wytwórni, w której nie miał udziałów.
UKOCHANA RUDOLPHA VALENTINO
Potem był jeszcze krótszy romansik z przystojnym Rodem La Rocque poznanym na planie Cesarzowej, a następnie związek, którego zazdrościły jej tysiące kobiet na całym świecie – z hollywoodzkim amantem Rudolphem Valentino. Poznali się na balu kostiumowym i mimo że zamienili wtedy ze sobą tylko kilka słów, cały czas coś ich do siebie ciągnęło. Opisując ich pierwszą randkę, Negri wspominała, że po kolacji wybrali się do hotelowego pokoju, a potem „cieszyli się sobą aż do świtu na łożu obsypanym płatkami aksamitnych róż”… Choć wiele osób uważa, że był to typowy związek „pod publiczkę”, należy pamiętać o tym, że z początku trzymali go w tajemnicy. Poza tym mogli mieć ze sobą sporo wspólnego – oboje byli emigrantami z Europy, którzy przeszli przez podobne doświadczenia (strata ojca w młodym wieku, śmierć rodzeństwa, trudności w nauce). W Hollywood natomiast oboje uwielbiali życie w luksusie i blasku fleszy.
Wyglądali na szczęśliwą parę. Wydawało się, że spędzają ze sobą bardzo dużo czasu. Z drugiej strony, najwyraźniej rzadko żegnali się też z fotografami, którzy dokumentali ich wspólne chwile. Związek ten wprost elektryzował publiczność, a kochankowie chętnie dzielili się swoim szczęściem z prasą. Negri nazywała Valentino „perfekcyjnym mężczyzną” – i rzeczywiście, perfekcyjnie wpisywał się on w jej plan. Była gwiazdą z przepiękną willą, strojami od projektantów i idolem kobiet całego świata u boku. Aż do 15 sierpnia 1926 roku. Przebywający w Nowym Jorku Valentino nagle stracił przytomność. Okazało się, że ma wrzody żołądka i potrzebuje operacji. Przeżył ją, ale doszło do sepsy – aktor zapadł w śpiączkę i już się z niej nie obudził. Zmarł 23 sierpnia, a w całym kraju zapanowała żałoba. Jego pogrzeb był jednym z ważniejszych wydarzeń dekady – przybyło na niego 100 tysięcy osób, a kilkanaście zrozpaczonych fanek popełniło z tego powodu samobójstwo.
Żegnano legendę kina. Pola Negri żegnała zaś swojego ukochanego – wydarzenie to musiało mieć specjalną oprawę i polska aktorka postarała się o nią. Niestety, to jej najsłabsza rola. Najpierw poinformowała prasę, że ona i Valentino byli w tajemnicy zaręczeni, po czym urządziła prawdziwy spektakl podczas jego pogrzebu. Mówi się, że zamówiła cztery wiązanki kwiatów układające się w litery P-O-L-A, pozowała fotoreporterom w dramatycznych pozach, mdlała, płakała… Gdy rzuciła się z krzykiem na otwartą trumnę, inni żałobnicy zaczęli prostestować. To była dramatyczna Negri z niemieckich filmów Lubitscha, jaką kochali amerykańscy widzowie – jednak w realnym życiu takie zachowanie było dla nich niedopuszczalne. Polska aktorka tylko pogorszyła sytuację, gdy zdecydowała się jechać pociągiem wraz z trumną na drugi pogrzeb do Los Angeles. Na każdej stacji Negri opuszczała wagon i na zawołanie odtwarzała przed reporterami tę samą scenę – płacz, żal, omdlenia… Ponoć chciała też, aby na hollywoodzkim nagrobku kochanka postawić marmurowy tort weselny, ten, którego pokrojenia się nie doczekali… Królowa Tragedii zamieniła się w Królową Dramatu.
Żeby było jasne – Negri i Valentino być może naprawdę się kochali, być może byli nawet zaręczeni. Dość wiarygodne źródła mówią o tym, że ostatnimi słowami słynnego aktora była wiadomość dla ukochanej. Polska aktorka zaraz po jego śmierci wystosowała zresztą oficjalny, stonowany komunikat, który brzmiał szczerze i z którego płynęło uczucie. Jej późniejsze reakcje były jednak zdecydowanie przesadzone, nawet jak na diwę. Amerykańska publiczność odebrała to jako teatrzyk i próbę autopromocji, tym bardziej, że zaledwie kilka miesięcy po śmierci Valentino Negri wyszła za mąż za gruzińskiego księcia Mdivaniego. Mimo że grała w stosunkowo dobrych filmach (nakręciła np. kilka obrazów z mentorem Grety Garbo, Mauritzem Stillerem), nie cieszyły się one powodzeniem wśród widzów. Jedynym jej filmem, który dobrze poradził sobie w box-office był Hotel Imperial – rozgrywająca się w czasie I wojny światowej historia miłosna. Pozostałe odnosiły sukcesy jedynie w Europie.
BARIERA DŹWIĘKU
W Polsce utarło się, że Pola Negri zakończyła swą hollywoodzką karierę z powodu rewolucji dźwiękowej – jej zachrypnięty głos z silnym akcentem miał pozbawić ją szans na kolejne role. Nie do końca jednak jest to prawdą. Głównym czynnikiem, który wpłynął na taki, a nie inny przebieg kariery Negri, była coraz mniejsza sympatia publiczności. O ile jej dramatyczne wystąpienie na pogrzebie mogło być jeszcze usprawiedliwiane, tak po poślubieniu księcia widzowie po prostu się od niej odwrócili. Poza tym znana była głównie z nacechowanych seksualnie ról vampów, a kodeks Haysa znacznie ograniczył tego typu produkcje. Ona sama mówiła zaś, że po wygaśnięciu jej kontraktu z Paramount Pictures wolała wyjechać do Francji i oddać się życiu rodzinnemu. Jakby nie było, była żoną księcia i mieszkała w pałacu – to całkiem przyjemna emerytura. Potem okazało się też, że spodziewa się dziecka. Poroniła jednak, a hulaszczy tryb życia męża, trwoniącego jej pieniądze, doprowadził do rozwodu. Polska aktorka wróciła do Stanów Zjednoczonych, gdzie w 1932 roku zagrała w swoim pierwszym filmie dźwiękowym.
Na rozkaz kobiety być może nie był wielkim przebojem, ale śpiewana w filmie przez Negri piosenka „Paradise” już tak – interpretowana była potem przez wielu piosenkarzy. Polska aktorka wyruszyła zresztą w tournee po kraju, podczas którego występowała ze spektaklem „A Trip to Pressburg” oraz promowała swój muzyczny hit. W Pittsburghu zemdlała jednak tuż po opadnięciu kurtyny – okazało się, że nabawiła się zapalenia pęcherzyka żółciowego i nie ukończyła tournee.
Po rekonwalescencji ponownie wyjechała do Europy – najpierw wystąpiła we francuskim obrazie Fanatisme, a następnie w niemieckim Mazurze. Drugi z tych tytułów okazał się ogromnym sukcesem. Negri znowu była uwielbiana przez widzów. Mówiło się też, że Mazur był ulubionym filmem Adolfa Hitlera, co doprowadziło do plotek o romansie führera z polską aktorką. Ostatecznie Pola podpisała gwiazdorski kontrakt ze swoją wcześniejszą wytwórnią UFA. Nakręciła z nimi kilka dobrze przyjętych produkcji, jednak po wybuchu II wojny światowej postanowiła uciec do USA. Sprzedała swoją biżuterię, po czym udała się najpierw do Portugalii, a stamtąd statkiem do Nowego Jorku. Niemal dokładnie 20 lat po pierwszym wpłynięciu do tego portu, pojawiła się tam ponownie – jednak już w zupełnie innych okolicznościach.
ZACHODZĄCE SŁOŃCE
Podobne wpisy
Sława ulotniła się, zresztą tak jak pieniądze. Negri żyła bardzo skromnie. Początkowo nie otrzymywała też żadnych ofert (w obliczu wojny jej niemiecka kariera uznawana była za podejrzaną), jednak w 1943 roku wystąpiła w drugoplanowej roli w komedii Hi Diddle Diddle. Polka wcieliła się tam w zwariowaną śpiewaczkę operową o nazwisku Genya Smetana – nie tylko dobrze w tym filmie wygląda (a miała już wtedy 46 lat), ale też świetnie śpiewa i odnajduje się w komediowej konwencji. To naprawdę niezła rola, pozbawiona zmanierowania i nawyków nadekspresji z kina niemego. Jest dowodem na to, że Negri zdecydowanie miała szansę na karierę się w kinie dźwiękowym. Sam film okazał się zresztą niemałym sukcesem, co przypieczętowane zostało nominacją do Oscara za muzykę. Polka twierdziła, że dostawała później masę scenariuszy podobnych produkcji, ale nie chciała bawić się w głupkowate komedie. Hollywood nie było już dla niej tym samym miejscem, co w latach dwudziestych. Według innych źródeł, cierpiała wtedy na depresję, martwiąc się o pozostawioną w Europie matkę. Ponoć próbowała nawet popełnić samobójstwo, ale jako zatwardziała katoliczka nigdy się do tego nie przyznała.
Złe dni skończyły się, gdy poznała dziennikarkę muzyczną Margaret West. Szybko zostały najlepszymi przyjaciółkami, a być może nawet żyły w związku. Zamieszkały razem. Niedługo potem pochodząca z wpływowej rodziny West użyła swoich kontaktów, by sprowadzić do Stanów matkę Poli. Gdy to się udało, kupiła jej dom. Polska aktorka powróciła do luksusu i wygód. Pewne źródła mówią nawet, że wykorzystała West, wiedząc, że się starzeje, a jej kariera minęła. Niby chciała grać (sławne stało się jej zdanie: „Do diabła z sympatią! Nie dbam o to, czy mnie kochają, czy nie. Nie obchodzi mnie, czy jestem piękna, czy nie. Chcę tylko móc grać”), ale odrzucała wszystkie proponowane jej role. Być może nie mogła pogodzić się z tym, że miała grać starsze panie?
Była m.in. jedną z kandydatek Billy’ego Wildera do głównej roli w słynnym Bulwarze Zachodzącego Słońca z 1950 roku. Ona sama twierdziła, że po zapoznaniu się ze scenariuszem odmówiła zagrania w tym filmie. Miała pieniądze, cieszyła się obecnością matki, a rola starzejącej się aktorki kina niemego żyjącej dawną sławą prawdopodobnie nie wpłynęłaby dobrze na jej ego. Według innej teorii, Wilder zrezygnował z pomysłu obsadzenia jej, gdy usłyszał, że wciąż mówi po angielsku z silnym akcentem. Pewnym paradoksem jest, że ostatecznie w rolę Normy Desmond wcieliła się największa rywalka Negri z lat dwudziestych, Gloria Swanson – otrzymała za tę kreację zresztą Złoty Glob oraz nominację do Oscara, dając nowe życie swojej aktorskiej karierze.
POŻEGNANIE DZIKIEGO KOTA
Z perspektywy czasu wiadomo, że występ w Bulwarze… byłby dla Negri ogromnym sukcesem – albo przyczyniłby się do kolejnych ról, albo w najlepszy z możliwych sposobów podsumowałby jej bogatą karierę. Kilkanaście lat później aktorka dostała jednak kolejną taką szansę. Przystała na propozycję Walta Disneya i wystąpiła w produkowanym przez niego filmie pt. Księżycowe prządki.
To jedyny występ Negri w kolorze. Księżycowe prządki nie były może największym sukcesem wytwórni, ale o filmie było dostatecznie głośno – Pola Negri znowu mogła poczuć się gwiazdą. Disney osobiście dbał o to, by na planie traktowano ją jak królową. Skąd ta sympatia wobec Polki? Poznali się w 1927 roku, kiedy jako początkujący animator zanosił swoje szkice do Paramountu. Jedyną osobą, którą interesowała jego praca była ponoć właśnie Negri. Zaprosiła go nawet wraz z żoną na organizowane przez siebie przyjęcie. Ten mały gest w stronę nieznanego wówczas twórcy opłacił się – niemal 40 lat później aktorka zakończyła swoją karierę grając u legendy przemysłu filmowego.
Rola Madame Habib, ekscentrycznej złodziejki klejnotów, to właściwie samograj. Według wielu recenzentów Negri kradnie każdą scenę, w której się pojawia, ale trzeba przyznać, że tak rozpisana postać aż się o to prosi. Scenarzyści zadbali zresztą, by w Madame Habib dało się odnaleźć powiązania z życiem i karierą polskiej aktorki.
Nie jest to żadna wybitna rola i żaden wybitny film, ale stał się on godnym dopełnieniem kariery Negri. W Londynie, gdzie go kręcono, mówiono o Księżycowych prządkach głównie w kontekście jej powrotu z aktorskiej emerytury. Dawne urazy zostały zapomniane – media nie mogły doczekać się spotkania z gwiazdą kina lat dwudziestych. Nikt się chyba zresztą tym spotkaniem nie zawiódł. Mając 67 lat aktorka pojawiła się na konferencji prasowej przed premierą z… uwiązanym na smyczy gepardem. Ubrana w czarną satynową suknię, koronkowe rękawiczki, perły oraz swój znak rozpoznawczy, turban, z gracją odpowiadała na pytania dziennikarzy. Gdy gepard w pewnym momencie warknął i pokazał swoje pazury, nawet się nie wzdrygnęła. Powiedziała tylko: „Przestań, kochanie, bo wystraszysz panów”. Tak, to zdecydowanie było pożegnanie w stylu Poli Negri.
*
Tuż przed rozpoczęciem zdjęć do „Księżycowych prządek” Margaret West zmarła, zapisując Negri część swojego majątku. Polska aktorka postanowiła zostać w ich wspólnym domu w San Antonio. Choć długo zmagała się z guzem mózgu, ostatecznie w wieku 90 lat pokonana została przez zapalenie płuc. Odeszła w spokoju, będąc tą samą kobietą, którą była przez całe życie. Będąc… gwiazdą.
Słynna stała się anegdota mówiąca o jej ostatnich dniach w szpitalu, gdy była już bardzo słaba. Odwiedził ją wtedy młody przystojny lekarz, który spojrzał na jej nazwisko na karcie bez cienia zainteresowania. Natychmiast wtedy wstała, przybrała pozę filmowej gwiazdy, po czym zapytała: „Ty naprawdę nie wiesz kim jestem?!?”.
Prawdopodobnie taka właśnie była. Arogancka, apodyktyczna, obdarzona wybujałym ego. W 1970 roku opublikowała swoje wspomnienia pod dość jednoznacznym tytułem „Pamiętnik gwiazdy”. Trudno orzec, które z zamieszczonych tam tekstów można traktować jako cenne źródło wiedzy, a które z nich są jedynie wymysłem kobiety przekonanej o własnej wielkości. Z tego też względu o Poli Negri pisze się niezwykle trudno. Według niektórych była ona nawet mitomanką, co rzuca nowe światło na wiele z powielanych o niej w internecie informacji.
Ale, bez względu na to, czy była narzeczoną Rudolpha Valentino czy nie, czy rzeczywiście sama zrezygnowała z roli w Bulwarze Zachodzącego Słońca itd., jedno jest pewne – w książkach na temat historii filmu zawsze znajdzie się o niej choćby wzmianka. Ludzie na całym świecie mogą przeczytać o Poli Negri, gwieździe kina niemego z Lipna.