Pogromca wrócił – o filmowych wcieleniach Punishera

Zanim jednak można było obejrzeć krótki metraż Joanou, do kin wszedł trzeci film o krwawej krucjacie Castle’a. I wydawało się, że tym razem powstanie pierwsza solidna ekranizacja słynnego komiksu. Punisher: strefa wojny (2008) to wysokooktanowe kino akcji, z liczbą ofiar, od której w głowie może się zakręcić, antagonistą w postaci największego wroga Pogromcy, czyli Jigsawa, oraz atmosferą wziętą rodem z dzieł Gartha Ennisa. Problem z filmem Lexi Alexander polega jednak na tym, że całość jest wzięta w tak duży cudzysłów, a przemoc tak przesadzona, że widz przestaje brać cokolwiek na serio. Strefa wojny przypomina raczej rzeźnicką czarną komedię, dynamicznie nakręcony spektakl gore, gdzie po kwadransie nic już cię nie rusza. Trudno go jednak skreślić (sam Roger Ebert przyznał, że jest to kino świetnie zrealizowane i dobrze zagrane), acz jest to rodzaj zabawy dla wybranych.
Jaki jest Ray Stevenson w roli Franka? To prawdziwy terminator, maszyna do zabijania, która wygląda, jakby była w całości opancerzona. Zabija bez mrugnięcia okiem i widać, że sprawia mu to przyjemność. Jednocześnie w niektórych scenach potrafi pokazać swoje bardziej ludzkie oblicze, czułość, jaka jeszcze się w nim tli. Stevenson jest lepszy niż film, bo nie godzi się służyć tylko nihilistycznej rozrywce, chcąc również ukazać swoją postać w zgodzie z komiksowym oryginałem.
Był to ostatni film kinowy o Punisherze, jaki do tej pory powstał. Nie ma ten bohater szczęścia do dużego ekranu. Nic więc dziwnego, że tegoroczną reinkarnację Franka Castle’a możemy podziwiać w serialu. Ale to nie jedyna nowość. W drugim sezonie Daredevila Punisher jest postacią drugoplanową, początkowo złoczyńcą, którego działalność zwraca uwagę tytułowego Diabła z Hell’s Kitchen. Twórcy serialu niejako nawiązują do początków Pogromcy w komiksach – swoim debiutem na łamach The Amazing Spider-Man wpisał się na listę barwnych złoczyńców i przeciwników Pajączka, lecz w ciągu następnych lat okazało się, że jest to postać dużo bardziej złożona i niekoniecznie negatywna.
Dużo słyszymy o moralności Punishera w Daredevilu, o jego zniszczonej psychice i żądzy pomszczenia najbliższych. Odtwarzający go Jon Bernthal pokazuje coś, czego wcześniej nie widzieliśmy u jego ekranowych poprzedników – otępienie i prymitywność. W jego spojrzeniu nic się nie czai, jest kompletnie odizolowany od świata, martwy od wewnątrz; z poobijaną gębą przez większość sezonu i mało gustowną fryzurą wygląda jak tępy osiłek. Ożywia się dopiero, gdy ma kogoś zabić lub ocalić. Nie jest to mój Punisher, ten, którego znam z komiksów, ale bohater Bernthala jest dopiero na początku swojej drogi, nadal pogrążony w żałobie, myślący tylko o zemście. Czaszka na jego piersi pojawi się, lecz tylko na chwilę. Czy moment ten oznacza narodzenie legendy i niejako pogodzenie się z własnym wyborem? Czas pokaże.
Podobne wpisy
Srebrny ekran próbował już kilkakrotnie ugryźć postać Punishera, ale za każdym razem coś nie wychodziło. Problemem był scenariusz, brak budżetu lub wyobraźni, przesada w obrazowaniu przemocy lub nieznajomość tytułowego bohatera. Jak na ironię to, co zawsze było solą w oku wielu, czyli spaczone pojęcie sprawiedliwości Castle’a, w filmowych wersjach nie budziło żadnych zastrzeżeń. Z założenia świat, w którym działa Pogromca, jest skorumpowany i pełen przemocy, a on sam radykalną ostoją porządku. Niczym Brudny Harry lub bohater Życzenia śmierci. Być może dlatego, że kino już takich bohaterów miało, pojawienie się Punishera na ekranie za każdym razem przechodziło bez echa. Daredevil jednak zbudował mu grunt, jakiego do tej pory nie miał. Uczynił z niego pełnokrwistą postać, eksperta w zabijaniu, pełnego bólu i pustki, którą musi wypełnić, najprawdopodobniej kolejnymi trupami. Czai się w nim jednak życie, wspomnienie tego, co mu odebrano. Daje mu to siłę, a jednocześnie go pogrąża. I choć wiem, że dla Franka zamiast ratunku jest niekończący się pochód śmierci, współczuję mu i jednocześnie dopinguję. Być może nie zazna on nigdy spokoju, ale – na Boga! – będzie się działo.
PS. Moim Punisherem już chyba na zawsze pozostanie ten z komiksu Działo Brattle’a, ze scenariuszem Mike’a Barona i rysunkami Hugh Haynesa. Oszukany i zdradzony, przywiązany do tytułowej armaty, któremu udaje się uciec dzięki… diamentowym paznokciom. To chcę zobaczyć na ekranie!
korekta: Kornelia Farynowska