PIĘĆ ULUBIONYCH FILMOWYCH TRYLOGII. Ranking subiektywny
3. Toy Story (1995–2010)
Na części pierwszej byłem w kinie, kiedy miałem zaledwie kilka lat, i bardzo mocno rozpaliła moją wyobraźnię, a bohaterowie szybko dołączyli do kanonu ulubionych. Zaczęło się kolekcjonowanie – komiks, kaseta magnetofonowa, książka, VHS, nie wspominając już o samych zabawkach. Każde medium było dobre, aby zetknąć się raz jeszcze z historią Chudego i Buzza próbujących wydostać się z domu Sida i jednocześnie zacieśniających więzy przyjaźni. Z ekscytacją obejrzałem kilka lat później część drugą, ponownie przenosząc sympatię do samego filmu na związane z nim gadżety (tym razem prym wiodła gra na PlayStation). Toy Story żyło bezustannie w mojej świadomości, a ja z wielką radością wracałem do zabawnych, ekscytujących i wzruszających przygód zabawek. Z nadzieją, ale i pewną dozą niepokoju, czekałem na trzecią część serii. Jak się okazało, obawy nie były uzasadnione – Toy Story 3 to nie tylko doskonałe zamknięcie trylogii, lecz także film fenomenalny w swoich ramach, w najlepszy z możliwych sposobów podsumowujący historię zabawek Andy’ego. Podobnie sytuacja ma się zresztą w przypadku części pierwszej i drugiej – są dopięte na ostatni guzik i doskonale działają autonomicznie, ale oglądane po kolei tworzą piękną całość, rozwijając postaci i zaprzyjaźniając je z widzem. To dlatego ostatnia scena trylogii jest taką emocjonalną bombą.
2. Trylogia Before (1995–2013)
Podobne wpisy
Trzy filmy i historia rozłożona na przestrzeni osiemnastu lat. Jesse i Celine poznają się w pociągu sunącym po Europie, wysiadają w Wiedniu i rozpoczynają długi spacer spędzony na ciągłej rozmowie. Ten prosty koncept Richard Linklater realizuje z rzadko spotykaną dozą wrażliwości i mądrości, natomiast hasła wygłaszane przez głównych bohaterów niejednokrotnie uderzają swoją przyziemnością. Nie ma tu miejsca na patetyczne frazesy i moralizatorskie hasła. To zderzenie i wymiana dwóch zbiorów doświadczeń, nie zawsze przyjemnych. W połączeniu z naturalnym aktorstwem Julie Delpy i Ethana Hawke’a daje to efekt niemalże bezpośredniego uczestniczenia w tych wszystkich konwersacjach – tak, jakbyśmy towarzyszyli bohaterom na ulicach kolejno Wiednia, Paryża i greckiej wyspy.
Przedmiotem rozmów w całej trylogii są związki, choć wraz w upływem lat i rozwojem bohaterów zmienia się również aspekt rozważań pary. Dzięki temu każda z odsłon ma nieco inny charakter pomimo podobnego szkieletu. Oglądając trylogię Linklatera, siłą rzeczy mocno zżywamy się z bohaterami. Interesują nas ich losy i chętnie wysłuchujemy poglądów, które reprezentują (nawet jeśli nie zawsze się z nimi zgadzamy), a już największą przyjemność daje nam obserwowanie krążącej między nimi chemii, subtelnych gestów i spojrzeń.
To takie filmy, które najlepiej doświadczyć samemu. Wsłuchać się w słowa wypowiadane przez postaci, skonfrontować ich historie z własnymi przeżyciami, odnaleźć podobieństwa i różnice. Przemyśleć. Nawet kilkukrotnie.
1. Władca Pierścieni (2001–2003)
Trylogię Petera Jacksona powtarzam średnio raz w roku i każdorazowo utwierdzam się w przekonaniu, że to moja największa filmowa miłość. Nie zgadzam się z powszechną opinią, jakoby Drużyna Pierścienia wyznaczyła standardy, których dwie kolejne odsłony nie mogą już dogonić. W równym stopniu zachwyca mnie każda z nich (no, może tylko Dwie wieże nieco mniej, ale to wciąż wielkie kino), a zamknięcie trylogii oferuje jedną z moich ulubionych scen w historii, mianowicie odsiecz Rohanu. Tylko ten jeden fragment kumuluje w sobie wszystko to, co tak bardzo cenię we Władcy – cudowna strona audiowizualna, bohaterowie, którym kibicuje się bezwarunkowo oraz, przede wszystkim chyba, gigantyczne emocje. Sto razy mogę oglądać, jak Frodo wspina się na Górę Przeznaczenia, a i tak zawsze będę wstrzymywać oddech oraz ściskać kciuki, by mu się udało. Połączenie pasji tworzenia Jacksona i niezwykłej wyobraźni Tolkiena zabiera nas w absolutnie unikalną podróż po innym świecie, z którego trudno wyrwać się ponownie w szarą rzeczywistość. Brzmi to banalnie, ale Władca Pierścieni jest dla mnie czymś więcej niż tylko filmem – to prawdziwa przygoda, zaproszenie do odwiedzenia cudownych krain, poznania wspaniałych wojowników i uczestniczenia z nimi w walce. Cała trylogia jest w moim słowniku definicją magii kina.
Pięć trylogii. Łącznie piętnaście filmów plasujących się wysoko w moim osobistym rankingu ulubionych. Te, do których zawsze będę chętnie wracać i na nowo zachwycać się tym, co oferują na poziomie emocji, scenariusza czy wreszcie strony wizualnej. Czekam na wasze propozycje.
korekta: Kornelia Farynowska