PIĘĆ ULUBIONYCH FILMOWYCH TRYLOGII. Ranking subiektywny
Udany film to świetny sposób na uradowanie duszy kinomana. Trzy filmy – prawdziwy balsam. Prawdziwą sztuką jest stworzyć trylogię, gdzie każda z odsłon stałaby na równie wysokim poziomie, oddając sprawiedliwość bohaterom i szacunek widzom. Na szczęście dla nas, oglądających, kino zna przypadki, gdy sztuka ta się udała. Poniżej subiektywny wybór pięciu z nich.
Zanim jednak przejdziemy do meritum, słowo wyjaśnienia. Wybierając poniższą piątkę, postawiłem sobie dwa kryteria: pierwsze i oczywiste, kieruję się tylko własną sympatią. Drugie – biorę pod uwagę wyłącznie serie, gdzie – przynajmniej do tej pory – stworzono trzy filmy pełnometrażowe, a nie „trylogię plus” (jak na przykład w Piratach z Karaibów). Uwzględniałem też rebooty. Lista prezentuje się tak:
5. Planeta małp (nowa seria, 2011–2017)
Pamiętam narzekania krążące w sieci po premierze zwiastuna do Genezy planety małp (2011). Kwestionowano zasadność restartu serii, dodając również trzy grosze na temat rzekomo słabych komputerowych efektów, na których opierać się miała przecież cała obecność tytułowych zwierząt. Tymczasem rzeczywistość okazała się zgoła inna niż przewidywano – zamiast ponieść klęskę, restart rozrósł się w trylogię i sześć lat później świat zachwycał się już jej zamknięciem, tegoroczną Wojną o planetę małp. Zachwyty są zresztą słuszne, bo wszystkie trzy filmy opowiadające o konflikcie małp z ludźmi to kino nie tylko inteligentne i świetnie napisane, lecz także znakomicie działające na poziomie emocjonalnym. Wspomniana część trzecia jest w tym przypadku szczytowym osiągnięciem serii. Tytułowa wojna to mniej walka sił, a bardziej charakterów. Być może zawiedziony będzie ten, kto oczekuje ciągłych potyczek, ale nadal warto docenić fantastyczne rozpisanie postaci oraz kameralną fabułę pozwalającą na pogłębienie charakterystyki bohaterów, co i tak robiły już dobrze Geneza oraz Ewolucja. Wszelkie peany należą się w tym miejscu Andy’emu Serkisowi. Poczynając od pierwszej odsłony, aktor wręcz oszałamia swym talentem. Jasne, jego Cezar to w ostatecznej formie wytwór komputera, ale nie byłoby go, gdyby nie ruchy, mimika i głos Serkisa. Koniec końców, Cezar jawi się jako pełnokrwista postać bardziej niż ludzcy bohaterowie na przestrzeni trzech filmów. Nie jest to w żadnym wypadku wadą, bo ostatecznie to on jest głównym punktem tej trylogii.
4. Powrót do przyszłości (1985–1990)
Podobne wpisy
Wzorowe kino przygodowe. Każda część bawi, ekscytuje i w kapitalny sposób wykorzystuje temat podróży w czasie, oferując jednocześnie nowe rozwiązania. Nad wszystkimi trzema odsłonami unosi się duch niesamowitej radości tworzenia, zaklętej na wieki w filmowej taśmie. Nawet po ponad trzydziestu latach od premiery trudno się nie uśmiechnąć, śledząc przygody Marty’ego McFlya i doktora Browna, wyjątkowego duetu protagonistów. Idea podróżowania w czasie i spotykania bliskich sobie osób w różnych epokach i wcieleniach tworzy sporo miejsca na zabawę tym konceptem, w pełni tutaj wykorzystaną. Interakcja Marty’ego z przodkami i potomkami oraz odwiedzanie rodzinnego Hill Valley w różnych latach jego istnienia to zresztą nie lada bodziec dla wyobraźni. Myśli siłą rzeczy zmierzają w stronę snucia wizji na temat tego, jakim przeżyciem byłoby zwiedzenie rodzinnego miasta ileś lat wstecz lub w przód, nie wspominając o poznaniu swoich pradziadków w czasach ich młodości. W przypadku Marty’ego takie spotkania kończą się albo zabawnie, albo niebezpiecznie (tak najczęściej), lecz z perspektywy widza zawsze jest to rzecz błyskotliwa i humorystyczna. Podobnie zresztą jak inne prezentowane przez Roberta Zemeckisa rozwiązania związane z wpływem podróży w czasie na otoczenie. W końcu Chuck Berry musiał się jakoś zainspirować, by stworzyć utwór Johnny B. Goode.
Dodatkowo atrakcyjny jest dzisiaj seans drugiej części, a to ze względu na to, że możemy sobie zestawić filmową wizję roku 2015 z rzeczywistością. Różnic, niestety, więcej niż podobieństw.