PARNASSUS. Człowiek, który oszukał diabła
Usiądźcie, opowiem wam historię.
Bajkę-niebajkę.
Będzie całkowicie prawdziwa, jak każda bajka.
I jak każda bajka, całkowicie wyssana z palca.
Był sobie raz pewien mędrzec, obdarzony darem słowa. Wystarczyło, że spojrzał ci w oczy, a już mógł zacząć snuć swoją opowieść. Opowiadał o krainach, które zawsze chciałeś zwiedzić, opowiadał tak, że zdawały się być na wyciągnięcie ręki. Pokazywał człowieka, którym zawsze chciałeś być i pozwalał ci poczuć, że właśnie kimś takim jesteś. Dzięki jego opowieściom świat trwał i trwał, i cały czas parł ku przodowi. Tak przecież powinno być, prawda?
Któregoś dnia do pustelni mędrca zawitał wędrowiec. Nie potrzebował opowieści, bo przeżył je wszystkie i osobiście przyczynił się do powstania wielu z nich. Niektórzy mówią, że był to sam książę ciemności – bo to przecież właśnie z nim zawiera się pakty, w których stawką jest dusza. Jeśli chcecie znać moje zdanie, to wcale nie jestem o tym przekonana. Ale wiem, że był hazardzistą: lubił dobrą grę. Lubił zakłady i cenił sobie facecje, bywał troszkę złośliwy, ale do jednego nie mógł dopuścić: do przerwania opowieści.
Bo przecież gdyby opowieść została przerwana, on sam przestałby istnieć.
Była sobie pewna piękna dziewczyna, która lubiła myśleć o sobie, że jest uwięziona w wieży. Kochała czytać bajki o nieistniejącym świecie, gdzie wszystko jest gładkie, poukładane i doskonale do siebie pasuje. Marzyła, że kiedyś – jeśli nie dzisiaj, to jutro – ucieknie i odnajdzie świat swoich wyobrażeń. To była królewna, tylko bardzo uboga: nosiła cygańskie suknie i czasami bywała głodna. Miała jednak swojego ojca, sędziwego króla, i wiernego giermka, który kochał ją ponad wszystko. Aż któregoś dnia zjawił się rycerz na białym koniu. Wprawdzie to nie on jej, tylko ona jemu uratowała życie – ale to nic nie szkodzi. Rycerz był czarujący, potrafił odczytać każde jej życzenie, a gdzieś za sobą zostawił świat, w którym był potężny i bogaty: jak każdy włóczęga, który pragnie zdobyć królewnę. Kiedy wygrywał niezwykłe melodie na swojej czarodziejskiej fujarce, nawet kurczaki przestawały gdakać i zamierały w zachwycie. Tylko on był zdolny odwrócić klątwę ciążącą na życiu królewny.
Ale to nie był wcale prawdziwy rycerz, tylko zły wilk.
Był sobie raz młody chłopak, który chciał czynić dobro. Może nie od zawsze, ale przypadek sprawił, że tego zapragnął. I jeśli chcecie wiedzieć, to przez długi czas całkiem dobrze mu szło. Może nawet zostałby kimś wielkim, gdyby nie pewne złośliwe magiczne zwierciadło. Chłopak nie pamiętał, skąd się wzięło – było od zawsze. Nienawidził się w nim przeglądać, ale nic nie mógł na to poradzić. A zwierciadło za każdym razem pokazywało mu inną twarz. Czasami ta twarz mu się podobała: była szczera, przepełniona nadzieją. W takie dni chłopak marzył o tym, by sięgnąć nieba i dokonać rzeczy wielkich i wyjątkowych. W takie dni czuł się całkiem dobrze. Trochę gorzej znosił dni, w których lustro przedstawiało mu uwodzicielskiego dandysa, który kłamał jak z nut i strzelał oczami na boki. Jednak dandys był w gruncie rzeczy nieszkodliwy, dało się z nim wytrzymać. Najgorsze dni przychodziły wtedy, gdy z lustra wyglądała twarz ponura, groźna i zła. Twarz człowieka zdolnego do wszystkiego, oszusta i okrutnika. Wtedy chłopak się bał. Zaciskał z całej siły powieki i powtarzał sobie, że żadna z tych twarzy nie jest jego własną, i że gdyby kiedyś zdołał uciec i zacząć wszystko od nowa – udałoby mu się odkryć, jak wygląda jego prawdziwe oblicze.
Jednak gdyby mu się to udało, nie byłoby morału.
Podobne wpisy
I był sobie raz inny chłopak – już nie taki młody, ale zawsze tak pogodny, że wszyscy mówili z zazdrością “no, on się w ogóle nie starzeje!” (bardziej złośliwi dodawali “wcale nie chce dorosnąć!”). Ten chłopak miał jedno marzenie: chciał posiąść tajemnicę opowieści, która trwa wiecznie. A trzeba wam wiedzieć, że przeżył już niejedno: szukał (i zdobył) Graala, podróżował w czasie, przemierzył wszelkie możliwe odmienne stany świadomości, a nawet poznał osobiście braci Grimm. Ciągle jednak wypatrywał źródeł prawdziwej tajemnicy. Poszukując jej, zabłądził nawet w nieprzyjazne rejony krainy traw.
Aż do chwili, kiedy – zupełnym przypadkiem – trafił na pokaz objazdowego przedstawienia. I chociaż mało kto oprócz niego zatrzymywał się, żeby popatrzeć, on stał jak zaczarowany. W ten właśnie sposób chłopak poznał mędrca, który musiał przeżyć tysiące lat, by zrozumieć, po co właściwie żyje. I jego dobrego przyjaciela, o którym niektórzy mówią, że jest księciem ciemności, chociaż ja osobiście nie jestem o tym przekonana. To od nich się nauczył, że nie ma piękna bez mroku, miłości bez ryzyka, cudów bez błędów, rycerzy, którzy chociaż raz w życiu nie staliby się złymi wilkami i gwarancji, że zakończenie zawsze będzie szczęśliwe.
W ten oto sposób chłopak – już nie taki młody – poznał sekret opowieści, która trwa wiecznie. Obiecał, że podzieli się nią z każdym, kto tylko zechce posłuchać.
I tak zrobił.
Tekst z archiwum Film.org.pl