YANG. Ja i robot
Kogonada, reżyser filmów Columbus i Yang, to postać szalenie interesująca i enigmatyczna. Artysta przywiązuje dużą wagę do ochrony własnej prywatności – nieznana jest jego data urodzenia ani prawdziwe imię i nazwisko (na co dzień posługuje się pseudonimem artystycznym, zainspirowanym personaliami Kogo Nody, etatowego scenarzysty filmów Yasujirō Ozu). Droga, którą przebył, aby nakręcić swój pełnometrażowy debiut, była wyjątkowa – dostał się bowiem do kina poprzez wideoeseje. Wpierw realizowane wyłącznie dla własnej satysfakcji, później zaś na zlecenie tak prestiżowych marek jak Sight & Sound czy Criterion Collection. Zazwyczaj były to kilkuminutowe supercuty (montażówki złożone z krótkich fragmentów innych filmów), wydobywające z twórczości konkretnych reżyserów dominanty wizualne (warto zapoznać się chociażby z takimi tytułami jak Eyes of Hitchcock czy Hands of Bresson). Od czasu do czasu realizował także nieco bardziej rozbudowane formy, opatrzone skromną, ale zawsze przenikliwą narracją z offu – chyba nikt tak dobrze i zwięźle nie wytłumaczył istoty włoskiego neorealizmu jak właśnie Kogonada w znakomitym wideoeseju What is Neorealism?.
Eksperymenty Kogonady
Doświadczenie wideoeseistyczne zaowocowało w przypadku reżysera Yanga nie tylko bogatą erudycją filmową, ale również niezwykłym przywiązaniem do warstwy wizualnej filmów. Jego pełnometrażowy debiut, Columbus, to w pierwszej kolejności wizualny esej na temat tytułowego miasta, jego słynnych, modernistycznych budowli i ich projektantów. Statyczne, wysublimowane kompozycje spychają fabułę na drugi, a może nawet i trzeci plan, całkowicie pochłaniając zainteresowanie widza. Wychodzi to zresztą filmowi na dobre – nie najlepiej napisane dialogi aż tak nie rażą, gdy wygłaszane są w kojącej zmysły scenerii.
W Yangu sytuacja wygląda podobnie – dominuje warstwa wizualna. Kogonada (reżyser, scenarzysta i montażysta filmu) dwoi się i troi, jeżeli chodzi o pomysły inscenizacyjne. Eksperymentuje z proporcjami obrazu, które zmieniają się w trakcie projekcji kilkukrotnie – w zależności od tego, czy patrzymy na świat „oczami” kamery, człowieka, robota czy też uczestniczymy w futurystycznej telekonferencji. Wchodzi do świadomości androida (tutaj określanego nobilitującym mianem „techno sapiens”), lawirując pomiędzy jego wspomnieniami, przedstawionymi jako świetliste plamy na tle bezkresnej, czarnej przestrzeni. Niejednokrotnie powtarza ujęcia i dialogi, obrazując w ten sposób, jak krucha i niepełna jest pamięć ludzka w konfrontacji z analityczną pamięcią robota, dysponującego możliwością mechanicznego rejestrowania wybranych fragmentów rzeczywistości (bez użycia zewnętrznych narzędzi, takich jak aparat czy kamera). Moim ulubionym audiowizualnym eksperymentem Kogonady pozostają jednak napisy początkowe, zrealizowane w rytm konkursu tanecznego, w którym na odległość konkuruje ze sobą kilkanaście tysięcy amerykańskich rodzin – doskonały przykład na to, jak przekazać kluczowe dla rozwoju fabuły informacje w sposób czysto wizualny, subtelny, nieuwłaczający inteligencji widza. Gdy rodzina głównych bohaterów odpada z konkursu, należący do nich robot (tytułowy Yang) nie może przestać tańczyć – jeszcze przed właściwym początkiem filmu otrzymujemy jasny sygnał, że zaczyna się psuć.
Strata, która uszlachetnia
Jak pisała w świetnym tekście dotyczącym A.I. Sztucznej Inteligencji Teresa Heffernan: „Roboty i androidy od dawna traktowane są w literaturze i kinie jako figury, za pomocą których ustalać można granice tego, co to znaczy być człowiekiem – zmarginalizowana, mechaniczna jednostka często okazuje się bardziej «ludzka» niż ludzie, stając się w ten sposób żywym dowodem na to, że świat poszedł w złym kierunku”1. Film Kogonady jest pod tym względem nieco przewrotny, aż chciałoby się napisać – rewolucyjny. W przeciwieństwie do takich dzieł jak Ja, Robot, Ex Machina czy analizowana przez Heffernan A.I. Sztuczna Inteligencja, w Yangu kontakt z robotem nie wydobywa z bohaterów najgorszych cech, międzygatunkowych uprzedzeń, wykluczającego poczucia wyższości. Wręcz przeciwnie. Niemalże bezpośrednie, haptyczne doświadczenie wspomnień androida sprawia, że bariery pomiędzy tym, co ludzkie i nieludzkie, zostają zamazane – tak jak życzyliby sobie tego, i słusznie, posthumaniści. Awaria Yanga, początkowo traktowana przez głównego bohatera (granego przez Colina Farrela Jake’a) jako usterka, z którą należy się jak najszybciej uporać, powoli urasta do rangi egzystencjalnej – śmierci przyjaciela, brata, opiekuna. Pełnoprawnego członka rodziny.
Jedyną postacią, która od samego początku postrzega Yanga w takiej kategorii jest Mika, malutka córka Jake’a i Kyry. Czy to przejaw pozostałości po dziecięcym myśleniu magicznym, obdarzającym podmiotowością wszystko dookoła? Dowód emocjonalnej dojrzałości i międzygatunkowej otwartości – cech, które jej rodzice muszą dopiero wypracować, a które są ważnym elementem tożsamościowym kolejnego pokolenia? A może po prostu kwestia tego, że dziewczynka, już od wczesnego dzieciństwa, spędzała z Yangiem każdą wolną chwilę? Robot został bowiem zakupiony właśnie z myślą o niej – Jake i Kyra, przedstawiciele zapracowanej klasy średniej, potrzebowali pomocy przy jej wychowaniu, jednocześnie pragnąc, aby ich adoptowana córka nie traciła kontaktu z rodzinną, chińską kulturą. Wszechwiedzący, sypiący ciekawostkami na temat Dalekiego Wschodu jak z rękawa android okazał się rozwiązaniem idealnym. Jego nagłe odejście sprawia, że na rodziców, a zwłaszcza bohatera portretowanego przez Farrela, spadają nowe obowiązki. Mężczyzna zmuszony jest zapełnić puste miejsce, jakie powstało w życiu Miki – przeistoczyć się w ojca na pełen etat, opiekuna i przewodnika. Strata Yanga, choć bolesna, staje się więc paradoksalnie szansą na scementowanie więzi rodzinnych, nadwyrężonych przez permanentny brak czasu – charakterystyczny chyba nie tylko dla futurystycznej wizji Kogonady.
Aspekt żalu, żałoby, ale i zamieszania po śmierci robota pięknie wybrzmiewa w oryginalnym tytule filmu Kogonady: After Yang. Najważniejsze pytania dotyczą tutaj właśnie tego, co „potem”. Jak godnie pożegnać bliską nam osobę, zwłaszcza nieludzką? Czy rodzina Jake’a powinna oddać ciało i wspomnienia Yanga do badań, pozwalając na to, aby jego pozostałości służyły za muzealny eksponat, czy też należy pochować go w tradycyjny, „ludzki” sposób? Kogonada ucieka od jednoznacznych odpowiedzi – stawia głębokie i ważne pytania, porusza wiele interesujących kwestii, nie zawsze jednak rozwijając je w pełni satysfakcjonujący sposób (z tego względu tworzone przez niego kino może wydawać się miejscami płytkie bądź banalne). Yang to bardziej spokojna medytacja nad tematem rzeką, jakim są relacje robotów i ludzi, niż wyrazisty, filmowy traktat filozoficzny. Ze wszystkimi takiego podejścia konsekwencjami.
1 T. Heffernan, A.I. Artificial Intelligence: Science, Fiction and Fairy Tales, tłum. własne, „English Studies in Africa”, vol. 63 (1), s. 13.