Na każdego coś się znajdzie, czyli żałosne śledztwo Newsweeka
Najnowszy „Newsweek” (17/2013) przynosi rewelacje o kulisach „Układu zamkniętego”. O układzie oskarżonych i sponsorów, którzy wyłożyli pieniądze na film, którego zadaniem jest pokazanie niszczycielskich mechanizmów prokuratury i skarbówki. Byłby to całkiem niezły tekst – demaskujący, odkrywczy, też szokujący – gdyby nie kilka problemów wywołujących grymas niedowierzania i zniesmaczenia poziomem tekstu.
Otóż autorzy, Wojciech Cieśla i Violetta Krasnowska-Sałustowicz, wcielili się w śledczych. Niczym bohaterowie filmu (Gajos i Kaczor) zjawili się na hucznej imprezie, na której świętowany jest sukces przedsięwzięcia (już chyba 350 tysięcy widzów w kinach, bardzo dużo w mediach), a spod ich piór dokładnie słychać dialog wcześniej zasłyszany w kinie: „Na każdego coś się znajdzie”.
Cóż takiego znaleźli? Wyobraźcie sobie, że przyjrzeli się liście 33 sponsorów filmu, którzy złożyli się na 5,6-milionowy budżet. Na niej widnieje kilka ciekawych nazwisk, a pod lupę biorą aż 3: Janusza Kaczmarka, byłego prokuratora krajowego i szefa MSWiA, Andrzeja Długosza, „który miał na pieńku z prokuraturą”, oraz scenarzysty, Mirosława Piepki, „prawomocnie skazanego w aferze Stella Maris”.
2 nazwiska spośród 33 sponsorów plus scenarzysta filmu. Komentarz autorów: „Jak na jeden ‘Układ zamknięty’ spore i ciekawe grono”.
Spore i ciekawe grono. Czujecie to? Ale to nie koniec. Dwóch sponsorów, Kaczmarek i Długosz (przez swoją firmę), wsparli film minimalną, symboliczną kwotą – 20 tys. zł. To mniej niż pół procenta budżetu filmu. Dlaczego dali? Otóż z tekstu łatwo się o tym dowiedzieć (nie bezpośrednio) – w swoim życiu widzieli i doświadczyli „układu zamkniętego”, który ciągał i wciąż ciąga ich po sądach, skazuje, uniewinnia, później znowu oskarża. I tak wiele lat. Jednak autorów nie interesuje prosta motywacja – wsparcie filmu, który opowiada o problemie, z którym się identyfikują – ale lustracja każdego z osobna. Nie są zadawane pytania typu „Dlaczego Pan wsparł”; autorzy zaglądają za to w dokumenty spraw, których bohaterami są Kaczmarek, Długosz i Piepka. Ich życiorysy i utarczki z prokuraturą, skarbówką świadczą, według autorów, o tym, że sami należą do „układu zamkniętego” – wobec nich prowadzone są przecież śledztwa, a skoro są, to wiadomo, że mają brud pod paznokciami, czyż nie? Poza tym popularność filmu niejako działa na ich korzyść (i niekorzyść władzy), więc „oskarżeni stają się prokuratorami”. Czyżby o to im chodziło, gdy z portfela wyciągali 20 tysięcy?
Czujecie ten absurd?
To najgłupsze dziennikarskie śledztwo, jakie czytałem. Bezcelowe, pisane pod z góry założoną tezę i dobierającą argumenty i rozmówców tak, aby zdyskredytować kilka osób, w tym autentycznych bohaterów (bo w swoim czasie śmiali przygotować teczki z materiałami dla mediów o swojej sprawie, ha! bezczelni). Po co? Dlaczego? Nie mam za cholerę pojęcia. Czytam kilka razy ten śmieszny artykuł i nie mogę pojąć, jaki jest jego cel. Głupio doszukiwać się jakichś spisków, ale „Newsweek” naprawdę dał ciała.
Jak to się mówi – żal.pl.