OSTATNI SKAUT. Najbardziej niesforny film akcji lat 90.
Wcześniej poznaliśmy małą Darian (w tej roli, znana z sequeli i remake’ów Halloween, Danielle Harris) jako osobę równie wyszczekaną co jej ojciec – scena ich domowej kłótni idzie w kierunku obrazka patologicznej rodziny i wyjątkowo pozbawiona jest luzu bądź umowności. Ale jednocześnie umownością rządzi cały scenariusz Blacka. Jego pomysł na odbudowę więzów między ojcem a córką polega nie tylko na umieszczeniu dziewczyny w środku akcji (co w kinie sensacyjnym jest raczej normą), lecz, co ważne, uczynieniem z niej postaci, bez której Hallenbeck i Dix nie poradziliby sobie. W innych filmach według jego tekstów dziecko najczęściej jest bezwolnym uczestnikiem wydarzeń, postacią, którą trzeba chronić lub ratować. Tutaj również, ale wcześniej sama przyniesie wybawienie głównym bohaterom. Darian dobrowolnie wchodzi w paszczę lwa, w scenie, która poraża swoją bezczelnością. Oto bowiem dziecko z zabawką w dłoni nagle pojawia się pośród uzbrojonych morderców, w środku lasu, gdzie raczej nie można liczyć na ratunek, i prosi swojego ojca, aby sprawił, by pacynka przemówiła. Moment ten budzi nasze zdziwienie, ale nie sprzeciw, i jeśli kiedykolwiek kino sensacyjne było bliskie surrealizmowi, to właśnie wtedy. Gdy kilka minut później Joe celuje do swojej córki, nie tyle boimy się o nią, co zastanawiamy się, jak daleko jeszcze Black posunie się w swojej zabawie.
Niestety, oglądając Ostatniego skauta, nie dowiemy się tego; produkcja filmu była dla jego głównych twórców orką na ugorze. Black musiał niezliczoną ilość razy przepisywać swój tekst, który w oryginale był mniej widowiskowy, dużo mroczniejszy, brutalniejszy, a im bliżej końca, mocno różniący się od gotowego filmu. Zamiast kina akcji przypominał czarny kryminał, gatunek, do którego scenarzysta wracał później wielokrotnie. Producent Joel Silver i Willis nieustannie wtrącali się do pracy Scotta, który wspominał realizację filmu jako jedno z najgorszych doświadczeń w karierze, a słynny aktor był ponoć nie do wytrzymania na planie, również dla grającego jego partnera, znanego przede wszystkim z ról komediowych Wayansa. Gdy nakręcony materiał trafił na stół montażowy, okazało się, że jest go tak dużo (Scott był znany z filmowania scen wieloma kamerami naraz), że każdy kolejny montażysta kapitulował, nie potrafiąc skleić go w jedną, koherentną całość. Sytuację uratował dopiero Stuart Baird, znany już ze swojej pracy z Silverem przy dwóch pierwszych Zabójczych broniach oraz Szklanej pułapce 2. I nawet muzyka Michaela Kamena, jak zwykle wyrazista i świetnie pasująca do tego typu kina, powstała niejako na siłę – producentowi udało się nakłonić kompozytora, po starej znajomości, do napisania ścieżki dźwiękowej, choć temu film się nie podobał.
Można zatem mówić o niesłychanym szczęściu, że gotowe dzieło tak bardzo się udało. Nie oglądamy w pełni autorskiej wizji, jaką mieli w głowach Black i Scott (reżyser zresztą wolał scenariusz przed wszelkimi zmianami), lecz kompromis między ówczesnymi gorącymi nazwiskami w branży. Każdy z jego twórców miał całkiem inne wyobrażenie o tym, co robi, i z innych również pobudek zabrał się za jego realizację. Black napisał scenariusz po dwuletniej przerwie, spowodowanej częściowo rozpadem związku, podczas której robił niewiele więcej niż palenie papierosów i czytanie tanich kryminałów, co przełożyło się ostatecznie na charakter tekstu. Scott chciał odpocząć od bombastycznej akcji na rzecz bardziej przyziemnego kryminału, co nie do końca się udało, po tym jak Silver i Willis zaczęli wymuszać zmiany. Obaj zaledwie kilka miesięcy wcześniej zaliczyli dotkliwą klapę realizując Hudson Hawka, po której chcieli jak najszybciej się odkuć. Ostatni skaut stał się zatem twórczym poligonem dla wielu indywidualności, co zaowocowało wzajemną niechęcią wszystkich zainteresowanych. Po tym doświadczeniu Black obiecał sobie, że jeśli kiedykolwiek coś wyreżyseruje, będzie się starał mieć nad tym pełną kontrolę. Jak na ironię, jego znakomity debiut, Kiss Kiss Bang Bang, został wyprodukowany przez… Joela Silvera.
Podobne wpisy
Widzowie szybko postawili pomnik Ostatniemu skautowi, najbardziej niesfornemu filmowi akcji lat dziewięćdziesiątych. Tak jak jego bohaterowi, skazanemu na przegraną, ale dziwnie udającemu się jej uniknąć. Być może dlatego, że pewność, z jaką obnosi się wszem i wobec, działa obezwładniająco. Na ekranie nie widzimy problemów, jakie nękały tę produkcję, za to efekt końcowy jest godny podziwu. Scenariusz, a zwłaszcza dialogi Blacka są błyskotliwe, reżyseria Scotta i jego oko do jak najbardziej efektownego ukazania akcji, jak zwykle bezbłędne, duet Willis-Wayans wybitnie udany, a wrażenie prawdziwie oryginalnego filmu sensacyjnego (nie tylko jak na swoją dekadę) towarzyszy widzowi przy każdym seansie. Kult jakich mało, który skwitować można w jeden sposób – ostatni będą pierwszymi.
korekta: Kornelia Farynowska