Szkoda, że po trzech odcinkach serialu wciąż nie mam porównania z Magdaleną Popławską, która ma się pojawić, o ile pamiętam, w piątym odcinku. Wątpię jednak, żeby pewne wnioski się zmieniły. Najbardziej rzuca się w oczy niepodobieństwo Elizy Rycembel do Agnieszki Osieckiej, podczas gdy Magdalena Popławska idealnie pasuje do tej roli urodą. Nie wiem, co kierowało twórcami, że wybrali tak różne odtwórczynie bohaterki, zwłaszcza Rycembel. Czyżby popularność uzyskana na fali przereklamowanego Bożego Ciała? Poza tym Eliza Rycembel ma problem z dykcją. Zjada nieraz całe wyrazy. Mówi na oddechu. Jest sztywna, wycofana, zdaje się przestraszona akurat wtedy, gdy takie emocje nie mają uzasadnienia w odgrywanej sytuacji. Jej postać nie zachęca widza do zaprzyjaźnienia się z Osiecką. Raczej lepiej trzymać się z daleka. Zresztą ten hermetyczny emocjonalnie nimb otaczający serialową, młodą Osiecką dotyczy całej produkcji. Jest ona wyzuta z emocji, okraszona na dodatek jazzującą muzyką, która jeszcze bardziej oddala widza od obrazu. Chociaż to zupełnie inny gatunek, to teraz przypomniał mi się Tenet i panujące w nim zimno zasilane dodatkowo przez muzykę opartą o dudniące, powtarzalne frazy. Niemniej dzieło Christophera Nolana jest o wiele doskonalsze techniczne, co prawda zrobione podobnie bez serca.
Kolejnym problemem jest płynność przechodzenia z jednego wydarzenia do drugiego. Serial przypomina kalendarium. Kręcone są kolejne sceny, ale zbyt mało starań poświęcono ich połączeniu. Pojawiła się migawka z teatru, a potem akcja przeskoczyła na praktyki dziennikarskie w Gdańsku, by za chwilę znaleźć się w zupełnie innym teatrze – Bim-Bom prowadzonym przez Cybulskiego i Kobielę, także na Pomorzu. Zabrakło łącznika, żeby widz odnalazł się w tych zmianach, a sama postać Osieckiej nie była marionetką dla scenarzysty, który ją przestawia z kąta w kąt. Sądziłem, że będę świadkiem filmowej wersji życia Agnieszki, a nie teledysków z poszczególnych zdarzeń, w których brała udział. Opisana wyżej sytuacja nie jest jedyną. Wszystkie trzy odcinki cierpią na tę przypadłość – upakować jak najwięcej wydarzeń z życia bohaterki i iść dalej.
Mam nadzieję, że się to zmieni, gdy na ekranie pojawi się Magdalena Popławska. Teraz jednak Eliza Rycembel nie ma takiej osobowościowej siły. Jej interpretacja aktorska jest płaska i zwodnicza dla młodszego widza. Zawsze na serial może trafić ktoś, kto nie znał twórczości Osieckiej i niestety nie odebrać jej postaci z należytym zainteresowaniem, właśnie przez taki a nie inny sposób jej początkowego zaprezentowania. Czy warto było tak ryzykować? A może nikt nie pomyślał o jakieś poznawczej i edukacyjnej roli serialu. Niestety odwoływanie się do widzów, którzy znają daną postać, zwłaszcza tę już nieżyjącą, a pomijanie innych jest podejściem krótkowzrocznym.
Cieszę się, że dałem radę obejrzeć te trzy odcinki, chociaż dźwięczą mi w głowie słowa Tomasza Raczka, który już tyle samozaparcia w sobie nie znalazł. Trawestując jego słowa, ten zarzygany talerz, którym jest TVP, podał mi szarlotkę na tyle jeszcze świeżą, że przynajmniej z wierzchu nie przesiąkła ona smrodem wymiocin. Zjadłem, lecz trochę mi się jednak odbija. Napisałem to wszystko z nadzieją, że nic złego nie wkradnie się w serialową wizję życia Osieckiej, która przecież dzisiaj byłaby wobec władzy podobnie jednoznaczna, co na zebraniach ZMP w latach 50. A więc jak to stwierdziła, nie uginając się i zachowując godność, „pocałujcie mnie wszyscy w dupę”.