search
REKLAMA
Recenzje

BLONDYNKA. Kino biograficzne właśnie osiągnęło nowy poziom [RECENZJA]

„Blondynka” to pogłębiony portret psychologiczny, jakiego w kinie dawno nie widziałem.

Dawid Myśliwiec

30 września 2022

Blondynka
REKLAMA

Kino biograficzne zazwyczaj obiera jedną z dwóch ścieżek: pomnikową lub wywrotową. Filmowcy albo wystawiają swoim bohaterom laurki, albo odzierają ich z nimbu wyjątkowości. Znacznie rzadziej jednak znaleźć można biopic, który usiłuje swój podmiot zrozumieć i pozwolić zrozumieć go widzom. Na szczęście są jednak jeszcze twórcy tacy jak Andrew Dominik, którzy wymykają się klasyfikacjom – jego Blondynka to pogłębiony portret psychologiczny, jakiego w kinie dawno nie widziałem.

Film, który w wyobraźni nowozelandzkiego reżysera wykiełkował już w 2010 roku, przechodził przez różne stadia koncepcyjne, w pewnym momencie w centralnym punkcie mając Naomi Watts czy Jessikę Chastain. Dopiero w marcu 2019 roku okazało się, że postać Marilyn Monroe, ikonicznej, choć tragicznej gwiazdy amerykańskiego kina, zagra kubańsko-hiszpańska aktorka Ana de Armas, która od czasu ogłoszenia decyzji castingowej sukcesywnie pięła się w hollywoodzkiej hierarchii gwiazd. Wielu widzów obawiało się, czy obsadzenie latynoskiej aktorki w roli amerykańskiego symbolu to trafiona decyzja, ale z każdym opublikowanym zdjęciem promocyjnym tych obaw było znacznie mniej. De Armas już wcześniej potwierdziła talent aktorski, a gdy światło dzienne ujrzały dowody jej absolutnej metamorfozy na planie, Blondynka wzbudziła jeszcze większe apetyty u widzów na całym świecie. Pozostało czekać na 28 września 2022 roku, kiedy to film Dominika zadebiutował na platformie Netflix.

Blondynka

Ten film płynie

Seans Blondynki to wyzwanie na wielu poziomach. Nie chodzi tylko o metraż – psychologiczny film biograficzny o długości 2 godzin 47 minut może odstraszyć każdego – ale także o sposób, w jaki Andrew Dominik postanowił ukazać życie Marilyn Monroe, a w zasadzie Normy Jeane Baker ubranej w swoją nową sceniczną tożsamość. Blondynka rozpoczyna się od dość krótkiej w przekroju całego metrażu, ale kluczowej sekwencji rozgrywającej się podczas 8. urodzin Normy Jeane. Tych kilka, może kilkanaście minut na dobre definiuje późniejsze losy utalentowanej dziewczyny, która przez całe dorosłe życie nie będzie mogła pozbyć się uczucia braku: ojca, matki, dziecka, którego nigdy nie dane było jej mieć. Andrew Dominik nie odkrywa przed nami nowych, nieznanych wcześniej rozdziałów z życia Marilyn Monroe – adaptując powieść Joyce Carol Oates, podąża tym samym faktograficzno-fikcyjnym tropem, mieszając wydarzenia autentyczne z domniemanymi. Koresponduje z tym warstwa wizualna Blondynki – Dominik inscenizuje i odtwarza zdjęcia Marilyn z legendarnych sesji czy premier filmowych, jednocześnie wplatając w to własne pomysły formalne (wielokrotna ekspozycja, rozmycie, spowolnienie), które ożywiają narracyjną materię filmu.

Blondynka

Tych, których nieco zniechęca blisko trzygodzinny metraż tego dzieła, pragnę uspokoić – Blondynka płynie, w pewnym sensie „przelewa się” z ekranu do świadomości widza, przez co upływającego czasu zupełnie nie czuć. Podczas seansu ma się wrażenie układania puzzli, w którym aktywnie pomaga reżyser, sukcesywnie podsuwający widzowi kolejne elementy układanki – dodajmy, dojmująco smutnej. Norma Jeane Baker, brawurowo wykreowana przez Anę de Armas, przez całe życie była ofiarą – zmieniali się tylko jej oprawcy. Od pierwszego rozdziału swojej kariery po jej przedwczesny koniec Marilyn Monroe była na łasce mężczyzn, bez względu na swój ikoniczny status w przemyśle filmowym i popkulturze w ogóle. „Zjadana” oczami przez miliony męskich spojrzeń, sprowadzana do roli obiektu seksualnego, poniżana intelektualnie mimo dużych ambicji – ani Norma Jeane, ani tym bardziej jej blond alter ego nie miały szans, by stać się czymś więcej niż ładną buzią. Zresztą, niczego więcej od nich nie oczekiwano…

Blondynka

Bolesna opowieść

Blondynka wymyka się gatunkowym schematom i wynosi kino biograficzne na nowy poziom – bliżej jej do artystycznych biograficznych prób Pablo Larraína, choć Andrew Dominik potrafi opowiadać bardziej przystępnie i spójnie. Jednocześnie nie próbuje oszczędzać widza – znajdziemy tutaj sporo przemocy, tej fizycznej i tej psychicznej, a także tych smutnych momentów, w których pędzący pociąg kariery Marilyn Monroe zaczyna się wykolejać. Blondynka to rzadki przykład filmu biograficznego, w którym główna rola nie jest jedynym atutem. Ana de Armas jest wspaniała jako Norma Jeane – to doświadczenie aktorskie zostanie w niej zapewne na zawsze – ale nowozelandzki reżyser potrafi obudować tę kreację mocnym, bogatym w znaczenia kontekstem i eklektyczną formą filmową. To sprawia, że Blondynka nie jest kolejną biograficzną skorupą, z której wnętrza wyziera dojmująca pustka. To historia z krwi i kości – nie tyle biografia czy kronika aktorskiej kariery, co psychologiczny portret wrażliwej dziewczyny, która z całych sił walczyła o to, by pod sztucznie wytworzoną personą Marilyn Monroe znalazło się miejsce dla jej prawdziwego ja: Normy Jeane Baker.

W tekstach krytyków filmowych, zwłaszcza tych amerykańskich, pojawiają się absurdalne zarzuty o eksploatacyjny charakter filmu i o to, że Dominik także, jak wielu mężczyzn w życiu Normy Jeane Baker, wykorzystuje ją – tym razem dla zwykłego szokowania. Mnie szokuje przede wszystkim skala niezrozumienia tego filmu – tej bolesnej opowieści o trwającej kilkanaście lat walce o zachowanie tożsamości, tej dojmująco smutnej kroniki wołania o ratunek. Nie bez przyczyny tytuł filmu i jego literackiego pierwowzoru w żaden sposób nie wspomina MM. Blondynka nie mówi zbyt wiele o kolejnych przygodach Marilyn Monroe na planach filmowych – mówi za to, kim była Norma Jeane Baker, dziewczyna, bez której Monroe nigdy nie mogłaby istnieć.

Dawid Myśliwiec

Dawid Myśliwiec

Zawsze w trybie "oglądam", "zaraz będę oglądał" lub "właśnie obejrzałem". Gdy już położę córkę spać, zasiadam przed ekranem i znikam - czasem zatracam się w jakimś amerykańskim czarnym kryminale, a czasem po prostu pochłaniam najnowszy film Netfliksa. Od 12 lat z różną intensywnością prowadzę bloga MyśliwiecOgląda.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA