OBCY – ÓSMY PASAŻER „NOSTROMO” i CICHE MIEJSCE, czyli o ciszy w horrorze. Mniej znaczy więcej
Czy zastanawialiście się kiedyś, co łączy filmy Obcy – ósmy pasażer „Nostromo” Ridleya Scotta i Ciche miejsce Johna Krasinskiego? Obydwa gatunkowo definiują się jako horrory science fiction, jednak opowiadają historie o zupełnie innych czasach i przestrzeniach. To, co mają ze sobą wspólnego, dotyczy często bagatelizowanego w recenzjach aspektu dzieła filmowego – dźwięku. Zarówno Obcy – ósmy pasażer „Nostromo”, jak i Ciche miejsce w ciekawy sposób wykorzystują ciszę jako element budowania grozy i napięcia. Demonstrują, że mniej znaczy więcej, a cisza niejednokrotnie potrafi być bardziej przerażająca od głośnych krzyków czy huków. Są również przykładem na to, jak kluczową rolę odgrywa dźwięk w dziele filmowym, które – o czym często się zapomina – z samej nazwy jest przecież utworem audiowizualnym.
Podobne wpisy
Obcy – ósmy pasażer „Nostromo” z 1979 roku to pierwszy film z serii Obcy. Opowiada o zmaganiach załogi statku kosmicznego „Nostromo”, która po odebraniu tajemniczego sygnału ląduje na księżycu LV-426, gdzie zostaje zaatakowana przez tajemniczą formę życia. Obcy zaczyna sukcesywnie eliminować kolejnych członków załogi. Film w momencie swojego wejścia do kin okazał się być przełomowy ze względu na to, że w głównej, heroicznej roli po raz pierwszy w amerykańskim kinie wystąpiła kobieta – Ellen Ripley (Sigourney Weaver), spajająca swoją postacią również pozostałe części serii. Nie tylko to jednak sprawiło, że film szybko stał się dziełem kultowym; miały w tym swój duży udział również takie czynniki jak znakomity scenariusz Dana O’Bannona, wybitna reżyseria Ridleya Scotta, wspaniałe zdjęcia Dereka Vanlinta, a także niezapomniana muzyka Jerry’ego Goldsmitha wraz z dźwiękiem autorstwa Derricka Leathera, Jima Shieldsa i Billa Rowe’a.
Już początek filmu doskonale oddaje to, z czym widz będzie miał do czynienia – zanim usłyszymy jakikolwiek dźwięk, kamera pokazuje nam frachtowiec w bezkresnej ciszy kosmosu. Wydaje się ona być wszechobecna, obezwładniająca, a wręcz paraliżująca. Następnie słychać utwór Goldsmitha, który towarzyszy całej sekwencji wprowadzającej widza do wnętrza statku. Muzyka jest transcendentna, subtelna, nie odwraca uwagi od obrazu, a jedynie bardzo dobrze go uzupełnia, odzwierciedlając gęsty, mroczny klimat dzieła. W pewnym momencie zostaje przerwana efektami foley w postaci dźwięków pikania i klikania rozmaitych maszyn i urządzeń, które w zestawieniu z wszechogarniającą ciszą zdają się brzmieć złowieszczo, jak gdyby zwiastując nadchodzące niebezpieczeństwo. Pierwsze słowa bohaterowie wypowiadają dopiero w siódmej minucie filmu – w ten sposób możemy się domyślać, że to nie dialogi są głównym elementem ścieżki dźwiękowej dzieła Scotta.
To, co najbardziej kluczowe dla fabuły, rozgrywa się tutaj często we względnej ciszy, bez dodatkowego akompaniamentu muzycznego – czego doskonałym przykładem jest kultowa scena, w której Obcy atakuje Kane’a (John Hurt), jednego z członków załogi. Gdy mężczyzna zauważa tajemniczą formę życia, w niediegetycznej warstwie dźwiękowej towarzyszy mu budujący napięcie utwór Face Hugger, który jednak szybko cichnie na rzecz diegetycznych odgłosów wydawanych przez niezidentyfikowany byt – głębokiego oddechu oraz przerażającego bulgotania – by następnie przejść w mrożący krew w żyłach efekt SFX, kiedy stworzenie przysysa się do twarzy Kane’a. To połączenie naturalnych dźwięków ulegających przetworzeniu i odrealnieniu składa się na niesamowity sound design, który na długo pozostaje z widzem. Motyw ten będzie się przewijał przez większość filmu – muzyka niejako zapowiada pojawienie się Obcego, zawsze jednak robi to niepostrzeżenie, w odpowiednim momencie ustępując miejsca wymownej ciszy. Buduje tym samym popularny w gatunku horroru jump scare’u, któremu towarzyszą dźwiękowe efekty specjalne.