NIEDOCENIONE seriale SCIENCE FICTION
„Naomi” (2022)
Wiele nieprzychylnych głosów serialowi dostaje się od starszych mężczyzn (tych po trzydziestce), którzy nie są w stanie zaakceptować głównej bohaterki i jej rozterek oraz przede wszystkim tego, że to wszystko dzieje się w ramach uniwersum DC, tego wielkiego, napompowanego do granic absurdu patosem, alternatywnego dla realnego życia świata. Jak więc można było powołać do życia takiego potwora jak Naomi? Mało tego, jak można było zawrzeć w produkcji wątki LGBT? Mówić o wolności i szacunku, wpierać je widzowi, jako wartości obce i mieć czelność nazwać to kinem superbohaterskim?
„Last Light” (2022)
Niezasłużone bardzo niskie oceny. Może z powodu dość nieznanej obsady? Niemniej tytuł ogromnie niedoceniony, a sensacyjnie niezwykle trzymający w napięciu, jak najlepsze produkcje spod ręki Briana De Palmy. Last Light łączy bardzo realistycznie ukazaną apokalipsę z elementami fantastycznonaukowymi. Mimo że skupia się na końcu świata, co w kinie widzieliśmy już setki razy, nie pomija charakterów. Dlatego ten element obyczajowy w serialu jest bardzo rozbudowany, co może odstraszać miłośników typowego SF.
„1899” (2022)
No i nie będzie kolejnego sezonu. Nie udało się zachwycić widzów, a może właśnie krytyków, którzy stwierdzili, że serial rozwija się zbyt długo oraz posiada bardzo niejasne, teoretycznie wyjaśnienie. Faktycznie, trzeba widzowi cierpliwości, a czasem nawet dojrzałości, żeby umiał przedrzeć się przez gęste dialogi oraz napakowane plot twistami sceny. 1899 wydaje się kinem niezmiernie ciekawym, niedocenionym, ale przeintelektualizowanym. Dla części widzów nie będzie to wada, lecz skasowanie serialu po pierwszym sezonie jest symboliczne – nie ma miejsca na rynku w tej chwili na tak intertekstualne i filozoficzne łączenie przygód obyczajowych z science fiction. My jednak możemy cieszyć się kreacją Macieja Musiała.
„Knight Rider” (2008)
Sytuacja z tym serialem jest zupełnie inna niż np. z MacGyverem. Tak naprawdę nic się nie zmieniło. Odświeżono aktora, odświeżono samochód, lecz pozostawiono niezmieniony główny styl fabularny. Pod względem realizacyjnym jest nawet lepszy niż oryginał, a już z pewnością wyprzedza nakręcony w latach 90. serial o supersamochodzie pt. Viper. Można mieć jedynie zastrzeżenia do Justina Brueninga, ale to naprawdę detal. Może chodziło o sposób wypromowania serialu? Może również siła pierwowzoru okazała się zbyt duża, chociaż Nieustraszony z 1982 roku w ciągu ostatnich 10 lat także popadał w spore zapomnienie, nawet jeśli chodzi o wspominanie go na portalach filmowych i nadawanie w telewizji.
„Diuna” (2000)
Nawet jeszcze przed hitem Denisa Villeneuve’a, był to serial zapomniany i ogromnie niedoceniony. Całą chwałę zabrał David Lynch. Tym bardziej więc dzisiaj ta wersja prozy Herberta nie stanie się nawet trochę bardziej znana. Tym razem wszystko weźmie Villeneuve. A przecież aż tak źle nie było. Produkcja nie miała rzecz jasna wielkiego budżetu, lecz w kwestii aktorskiej i scenariuszowej autor powieści byłby z pewnością zadowolony. Fani starszego kina, w którym występował William Hurt również. W porównaniu z treściową skrótowością produkcji Lyncha Diuna Johna Harrisona ze znakomitymi zdjęciami Vittorio Storaro nie stawia na pokazywanie nowatorskości w interpretacji prozy Herberta. Jest to jej niewątpliwą zaletą.