NIEDOCENIONE seriale SCIENCE FICTION
Jest coś w twierdzeniu, które powtarzają niektórzy (zwłaszcza starsi) widzowie – kino science fiction kiedyś było inne. Faktycznie, było, chociażby estetycznie, co dzisiaj w wielu przypadkach śmieszy, bo fantastyka naukowa z lat 60., 70., a nawet 80. nie potrafiła realistycznie oddać pomysłów, które od początku historii kina mieli w głowach twórcy. Jest jednak i druga strona tego medalu, ta bardziej pozytywna dla tego dawnego science fiction – niedostatki formalne były dużo lepiej równoważone przez treść, i bynajmniej nie mam na myśli tutaj jej charakteru naukowego. Z tego powodu m.in. w tym zestawieniu prócz współczesnych pozycji serialowych znalazły się produkcje stare i już całkiem zapomniane, bo nikt nie podaje ich jako przykłady, na których współcześni twórcy powinni się wzorować lub chociaż wciąć pod uwagę zawarte w nich sposoby kreowania postaci i ich relacje z widzem.
„RoboCop” (1994–1995)
Czy z perspektywy minionych lat mógłbym nazwać serial RoboCop najdoskonalszą alternatywą dla kultowego i znakomitego filmu Paula Verhoevena? Tak, i przyznaję to wciąż z niemałym zaskoczeniem. W kontekście tego zestawienia przypomniałem sobie kilka odcinków. Nie odczuwałem wcale niesmaku z powodu złej realizacji. Jak na lata 90. i serial telewizyjny poszczególne odcinki trzymały w napięciu, a sama postać policjanta-robota, chociaż nieco sztywna i bez wspomagania w zakresie CGI, przykuwała uwagę widza. Niemniej rozumiem wszystkie niedostatki i oczekiwania, których jednak nie spełnił żaden film pełnometrażowy z tej serii. Produkcję tę są w stanie docenić tylko ludzie, którzy w tych czasach byli nastolatkami zakochanymi w podobnych do RoboCopa dziełach popkultury.
„Podróż pani Noah” (1977–1978)
A co, jeśli astronautami zostaną starsze panie i będą przeżywać karkołomne przygody na okołoziemskiej orbicie? Przecież to znakomity pomysł nie tylko na serial komediowy, ale i pełnometrażowy film. Pani Noah jest główną bohaterką serialu. Pod wieloma względami nie jest to typowa angielska starsza pani. Nie brak jej zadziorności, typowego angielskiego humoru oraz charakterystycznego podejścia do świata po brytyjsku, czyli dla niektórych po prostu bez nerwów, a dla innych dość niepoważnie. Jest XXI wiek, a rozwiązania technologiczne, które proponują nam twórcy serialu, są naprawdę osobliwe – np. czajnik.
„Młodzi Tytani: Akcja!” (2013–)
Zatwardziali fani DC czują się zawiedzeni sposobem prezentacji Młodych Tytanów. Nie dziwię się, bo to, co się wyczynia w serialu, jest naprawdę abstrakcyjne, nieraz ma długą brodę, którą trzeba dzieciom odpowiednio do ich wieku interpretować, lecz zawsze nieprzeciętnie inteligentnie prześmiewcze. O to jednak w tym bajkowym ambarasie chodzi. Żeby wyśmiać patos kina superbohaterskiego i sprawić, żeby zadki kulciarzy bolały niemiłosiernie i żeby kompulsywnie wypisywali, że ten serial niszczy ich dzieciństwo. To się dzieje. Wystarczy otworzyć jakąkolwiek sekcje komentarzy, gdzie jest on przywoływany. Świetnie się na nim bawimy z moją młodą.
„The Invisible Man” (1975)
Porwanie się na taki temat w połowie lat 70. Wymagało odwagi i pewności, że scenariusz jest na tyle dobry, by uzupełnić braki techniczne. Faktycznie, serial ogląda się tak lekko i z zaciekawieniem jak Świętego czy też Colombo. Podwaliny pod fabułę położył H.G. Wells, a postać wplątanego w wojskową oraz polityczną intrygę naukowca Daniela Westina zagrał David McCallum znany może niektórym widzom z roli doktora Mallarda w Agentach NCIS. Niestety ta wersja przygód Niewidzialnego człowieka w Polsce jest właściwie widzom nieznana, chociaż to nie oznacza, że niedostępna np. po dokładniejszym przejrzeniu Internetu.
„Obi-Wan Kenobi” (2022)
Od dawna zastanawiam się, co jest nie tak z odbiorem tego serialu, a może nawet z samym serialem, że spore grono widzów nie może „zaskoczyć”. Opieranie krytyki na znajdywaniu nieścisłości oraz naiwności jest bez sensu, bo w całym uniwersum ich nie brakuje. Może chodzi o to specyficzne wycofanie Obi-Wana, które może z początku zdziwić, a nawet rozczarować. Jedno należy zauważyć i podkreślić – Obi-Wan Kenobi znalazł się w tym zestawieniu, gdyż zawiera znacznie więcej elementów science fiction niż cała saga. Jego świat przedstawiony jest spójny i z powodzeniem mógłby funkcjonować bez całej gwiezdnej serii. Tego jednak nie zauważono.