NIEDOCENIONE FILMY z lat 90. Warto dać im szansę!
Zabawa w Boga
Niedawno zmarły Héctor Babenco nie doczekał się kariery odpowiedniej do swojego talentu. W 1985 nakręcił znakomity dramat psychologiczny Pocałunek kobiety pająka, którym zwrócił na siebie uwagę krytyki i widzów z całego świata – był to pierwszy w historii film wyprodukowany przez niezależne studio i nominowany do nagrody Akademii w kategorii film roku. Kilka lat później Babenco zrealizował epicki dramat Zabawa w Boga. Obraz w gwiazdorskiej obsadzie, napisany przez reżysera we współpracy z wybitnym scenarzystą Jeanem-Claude’em Carrière’em, wyprodukowany przez Saula Zaentza, z muzyką Zbigniewa Preisnera, nie zdołał podbić serc kinomanów w dniu swojej premiery i wydaje się dziś zapomniany. A szkoda, bo to kawał świetnego ze wszech miar kina. Ingerencja białych ludzi w płynące swoim nurtem życie Indian od zawsze jest tematem wielu dyskusji i kontrowersji. Babenco wystawia białym bardzo surową ocenę, a film na długo zostaje w pamięci.
Złodziej z Bagdadu
https://www.youtube.com/watch?v=bJnanirafbk
Omawiana dekada w dziedzinie filmowych animacji stanowi okres niemal niepodzielnego królowania studia Disneya, które pasmo sukcesów rozpoczęło Małą syrenką w 1989, a zakończyło chłodno przyjętym Tarzanem w 1999. Nie oznacza to jednak, że nie powstawały w tym czasie animowane filmy z innych wytwórni, na które warto zwrócić uwagę. Jednym z nich jest bez wątpienia Złodziej z Bagdadu Richarda Williamsa. Produkcja filmu ciągnęła się przez prawie 3o (!) lat, wyznaczając rekord w tej dziedzinie. Część budżetu dostarczył arabski książę, Williams co kilka lat przekazywał różne wersje materiału do studia, które ostatecznie wymuszało inny montaż. Ostatecznie prawa do produkcji przeszły do Warner Bros., które opublikowało film w 1992 – w kształcie niezgodnym z wersją reżysera. Umiarkowane oceny krytyków i niska frekwencja w kinach sprawiły, że film szybko popadł w zapomnienie. Warto jednak przypomnieć go sobie chociażby ze względu na absolutnie fenomenalną stronę wizualną. Film nawiązuje do perskich miniatur, a płynność i szczegółowość animacji (stworzonej bez wykorzystania w najmniejszym stopniu efektów komputerowych) robi wrażenie nawet po latach. Wystarczy powiedzieć, że Steven Spielberg, widząc wczesne fragmenty filmu, zatrudnił Williamsa do stworzenia animacji przy wysokobudżetowym projekcie Kto wrobił Królika Rogera. Za pracę przy Króliku… Williams otrzymał dwa Oscary, a Złodziej stanowi zapomniany klejnot, o którym warto co jakiś czas przypominać.
Europa
Lars von Trier jest dzisiaj czołowym enfant terrible kinematografii, realizującym się mniej lub bardziej w stylu filmowej Dogmy, czyli ruchu, który głosi, że film powinienem jak najwierniej naśladować życie. Nie zawsze tak było – w początkach swojej kariery reżyser dużo bardziej stawiał na stylizację i wizualną stronę swoich dzieł, a jego opowieści wydawały się stać na pograniczu jawy i snu. Tak było w przebojowym serialu Królestwo, tak było też w przypadku przełomowego filmu w jego karierze: Europa. Historia rozgrywa się w powojennych Niemczech i kręci się wokół romansu młodego Amerykanina, którzy przybył tutaj nieść pomoc ofiarom wojny, i kobiety, która okazuje się córką faszysty… Von Trier puszcza wodze wizualnej fantazji i zabiera nas w wycieczkę do sennego koszmaru. Film jest czarno-biały, okazjonalnie wyróżniono niektóre elementy kolorem, co przywodzi na myśl późniejsze Sin City na podstawie komiksu Franka Millera. Kadry są mocno wystylizowane, pełne światłocienia, głębi i kontrastu, ruchy kamery ekwilibrystyczne – stylowo film mocno różni się od późniejszych “von Trierów”. To jeden z dwóch powodów, dla których warto go odświeżyć lub obejrzeć po raz pierwszy. Drugi powód jest prosty – to po prostu świetny, angażujący film, który zostaje z widzem na długo.
Angol
Steven Soderbergh jest jednym z najbardziej unikatowych autorów współczesnego kina. Swobodnie lawiruje między wysokobudżetowymi widowiskami (seria Ocean’s) a skromnymi, niezależnymi dramatami (Schizopolis). Potrafi być formalnie rozpasany (Kafka), a następnie – wstrzemięźliwy i minimalistyczny (Na samym dnie). Potrafi robić kino oscarowe (Traffic, Erin Brockovich), by potem celowo uderzyć z bezpretensjonalną bijatyką (Ścigana). Jego filmy mają jednak jeden wspólny mianownik: absolutne mistrzostwo w operowaniu filmową formą, językiem i środkami wyrazu właściwymi dla tej dziedziny sztuki. Soderbergh często sam bierze na siebie obowiązki zarówno operatora, jak i montażysty, czym udowadnia, że jako reżyser jest świadomy wszystkich możliwości, jakie daje film. W przypadku Angola, skromnego kryminału z 1999, zebrał świetną ekipę utalentowanych twórców: Eda Lachmana za kamerą, Lema Dobbsa przy maszynie do pisania i Sarah Flack przy stole montażowym. Fabuła jest bardzo prosta: podstarzały kryminalista z Anglii wylatuje do Stanów, by wyjaśnić okoliczności śmierci swojej córki. Soderbergh zdaje sobie sprawę, że standardowe opowiedzenie tej historii zaowocowałoby kolejnym generycznym filmem akcji, dlatego eksperymentuje z konstrukcją opowieści, bawi się chronologią, pogrywa z przyzwyczajeniami widza, a doborowym castingiem sprawia, że gdzieś na dole całości kryje się drugie dno.