search
REKLAMA
Archiwum

OCEAN’S ELEVEN: RYZYKOWNA GRA

Tekst gościnny

21 czerwca 2018

REKLAMA

Autorem tekstu jest Dariusz Żak.

Ryzykowna gra to film udany, ciekawy i sprawnie zrealizowany. Jednak nie znajdziemy tu niczego ambitnego czy świeżego. Jest to umiejętne połączenie wielu klisz filmowych i znanych schematów fabularnych, podanych bardzo zręcznie i elegancko.

Tak zwane “remake’i” filmowe to prawdziwa plaga hollywoodzkiego kina współczesnych lat. Jest to dla mnie niezbity dowód, że amerykański przemysł filmowy połknął już wszelkie pomysły na oryginalne scenariusze jakie tylko można było wymyślić i zabrał się za pożeranie własnego ogona.
Pożeranie własnego ogona jest czynnością stosunkowo łatwą, gdyż jedzenie jest tuż pod ręką, ale nie może smakować zbyt dobrze. Nie przeszkadza to specjalnie producentom filmowym, którzy najwyraźniej wychodzą z założenia, że skoro ileś tam lat temu jakiś film się podobał publiczności, to jeśli nakręci się go teraz z nową obsadą i kosmetycznie zmienionym scenariuszem, to widownia będzie znów  zadowolona. Ta polityka najczęściej nie sprawdza się zarówno pod względem artystycznym, jak i kasowym. Idąc więc na film Ryzykowna gra podejrzewałem, że sytuacja znowu się powtórzy.

Kadr z filmu "Ocean's Eleven" z 2001 roku

Najnowszy film Stevena Soderbergha jest niewątpliwie czymś nowym w karierze tego “gorącego” obecnie reżysera. Ubiegłoroczny laureat Oscara w kategorii najlepsza reżyseria znany był do tej pory z ambitnych projektów, odstających raczej od klasycznej hollywoodzkiej produkcji. Trudno mi powiedzieć, czy Soderbergh został skuszony pieniędzmi, czy potrzebą wypłynięcia na szersze wody popularności – w każdym razie jego ostatnie trzy filmy (Traffic, Erin Brockovich i właśnie Ryzykowna gra) niewątpliwie świadczą o wyraźnym zwrocie tego reżysera w kierunku kina popularnego i  czysto rozrywkowego. Zarówno wcześniejszy Traffic, jak i Erin Brockovich pod pozorem kina zaangażowanego i ambitnego skrywały pustkę i banał przemieszany z truizmem. Nie były to filmy ani głębokie, ani oryginalne, choć niewątpliwie sprawnie zrealizowane i atrakcyjne wizualnie. Podobnie wygląda sprawa z Ryzykowną grą.

Kadr z filmu "Ocean's Eleven" z 2001 roku

Choć jest to remake filmu z 1960 (w roli głównej wystąpił wtedy Frank Sinatra), to można to dzieło traktować jako coś świeższego niż przeciętna produkcja hollywoodzka. Najnowszy film Soderbergha jest niewątpliwie wsparty dość ciekawym i w miarę logicznym scenariuszem, uwieńczonym pomysłowym zakończeniem, od strony aktorskiej też niewiele można mu zarzucić, a i reżyseria jest trochę więcej niż tylko sprawna. Nie jest to na pewno film zmarnowanej szansy, jednak….

Kadr z filmu "Ocean's Eleven" z 2001 roku

Wiele już mieliśmy filmów o napadach i włamaniach, wiele ich też było o tym, jak to kilku drobnych kryminalistów wyprowadziło w pole kryminalistę grubszego kalibru. Ja po obejrzeniu tego filmu miałem dość jasno sprecyzowane skojarzenia: Ryzykowna gra to krzyżówka klasycznego i wspaniałego Żądła i niezbyt udanej Mission: Impossible. Jest to bowiem film o dość skomplikowanej i jednocześnie pomysłowej kradzieży dokonanej przez 12 uzdolnionych gangsterów, jak również włamaniu pozornie niemożliwym do przeprowadzenia. Połączenie tych dwóch tematów zostało zrealizowane w sposób dość zgrabny i interesujący. I takie wrażenie sprawia właśnie cały film – jest to dość interesująca, chociaż bardzo płytka historyjka, zgrabnie i sprawnie opowiedziana, zagrana z wdziękiem przez aktorów i pozbawiona mielizn scenariusza. Nie jest to jednak film, który można uznać za dzieło wybitne, ani nawet wielkie. Sam zamysł scenariusza, chociaż pomysłowy (ale nie oryginalny) jest trochę “przekombinowany”. Pokonywanie poszczególnych zabezpieczeń skarbca pewnego kasyna w Las Vegas pokazane jest tak, że człowiek po wyjściu z kina ma ochotę wpaść do najbliższego banku i spróbować tego samego, tak proste się to wydaje. Mocno to naiwne i niedorzeczne, kiedy się nad tym dobrze zastanowić. Dodatkowo cały plan włamania jest niezwykle skomplikowany i w pewnym momencie widz może zacząć się gubić w całej tej intrydze, a to już należy uznać za wadę scenariusza. Te w sumie drobne mankamenty ratuje dość pomysłowe zakończenie (ale znowu niezbyt oryginalne) i niebanalna gra aktorska.

Kadr z filmu "Ocean's Eleven" z 2001 roku

Do atutów filmu należy zaliczyć fakt, że dwie z trzech najbardziej narcystycznych gwiazd Hollywood, czyli Brad Pitt i George Clooney (ta trzecia, jeśli ktoś nie wie, to Tom Cruise) jakimś cudem zrezygnowały ze swojej nieco denerwującej maniery aktorskiej, objawiającej się uwielbieniem własnego wizerunku na każdym kroku. W Ryzykownej grze ich role są nieco wyciszone, a postępowanie bohaterów granych przez gwiazdorów skupia się w głównej mierze na przeprowadzeniu arcytrudnej operacji. Jedyne zastrzeżenie, jakie mogę mieć w sferze aktorskiej filmu to Julia Roberts, grająca byłą żonę tytułowego Daniela Ocean’a. Wątek dawnej miłości włamywacza został wyraźnie wciśnięty do filmu na siłę i psuje nieco odbiór. Podobnie przez to wygląda zakończenie filmu, przepełnione cukierkowatym happy endem. Można jednak nad tym przejść do porządku dziennego. W rekompensacie za nieudaną rolę Roberts mamy wprost kapitalną kreację Andy’ego Garcii, który po mistrzowsku wcielił się w rolę bezwzględnego, skupionego i pozbawionego emocji milionera, będącego celem ataku głównych bohaterów. To właśnie Garcia, a nie Clooney czy Pitt przykuwa swoją obecnością na ekranie uwagę widza. Jego Terry Benedict to zimny i bezwzględny drań, ale drań z niesamowitą klasą. Wielkie brawa dla tego nieco zapomnianego w ostatnich latach aktora!

Ryzykowna gra to film udany, ciekawy i sprawnie zrealizowany. Jednak nie znajdziemy tu niczego ambitnego czy świeżego. Jest to umiejętne połączenie wielu klisz filmowych i znanych schematów fabularnych, podanych bardzo zręcznie i elegancko. Ciekawy scenariusz, sprawne aktorstwo i poprawna reżyseria – to wszystko, co znajdziemy w tym filmie.
Aż tyle i jednocześnie tylko tyle.

Tekst z archiwum film.org.pl.

REKLAMA