search
REKLAMA
Zestawienie

NIEDOCENIANE zakończenia filmowe

Odys Korczyński

4 marca 2021

REKLAMA

Gang Olsena (1968), reż. Erik Balling

Nawet obserwując swój rodzimy portal, odnoszę wrażenie, że nikt już nie pamięta o tak kultowej komedii. Podobny los dotknął motyw z Gangu Olsena, kiedy to Egon Olsen (Ove Sprogøe) wychodzi po jakimś bliżej nieokreślonym w latach czasie odsiadki, a przed budynkiem więzienia czekają na niego Benny (Morten Grunwald) i Kjeld (Poul Bundgaard). Zwykle tak zaczynały się kolejne części przygód paczki Olsena, ale w pierwszej części, tej najrzadziej nadawanej w telewizji, również na końcu filmu pojawia się urocza biała ramka wokół budynku zakładu karnego w Albertslund. Po chwili wielkie odrzwia w starym, owianym złą sławą Vridsløselille otwierają się, a na wolność wychodzi Egon, zawsze w garniturze, kapeluszu, z niewielką paczką pod pachą i genialnym planem w głowie. Czekają na niego przyjaciele z jeszcze małymi dziećmi. Tak rozpoczyna się podróż Olsena między chęcią bycia szczęśliwym na wolności a wymyślaniem planu, jak to zrobić w więzieniu. Motyw zaproponowany w Gangu Olsena jest jednym z najbardziej pomysłowych w historii kina. I tylko wydaje się, że jest on komediowy. jednak żeby to sobie uświadomić, trzeba obejrzeć wszystkie odcinki duńskiego hitu. W tym motywie nie wszystko jest powtarzalne. Niektóre elementy z czasem się zmieniają, opowiadając bardzo dużo o osobowościach bohaterów w danym momencie życia.

Oczy szeroko zamknięcie (1999), reż. Stanley Kubrick

To niedocenienie ostatniej sceny w ostatnim filmie Kubricka może wynikać z dezorientacji odczuwanej przez widza. Dialog, który prowadzą ze sobą Bill i Alice Harfordowie, trwa dość długo. Obydwoje niemal szepczą, usypiając czujność widza. Mówią bardziej filozoficznie niż konkretnie, aż w końcu pada ta magiczna, budząca odbiorcę fraza – PIEPRZYĆ SIĘ. Ale zaraz po tym następuje koniec, a widz nie wie, co zrobić, bo chyba zbyt dokładnie nie wysłuchał wszystkiego, co zostało powiedziane przed owym pieprzeniem. A było tego całkiem sporo. Harfordowie cały czas w rozmowie igrali trochę ze sobą, a trochę z odbiorcami. Mieszali porządek fizyczny z wyobrażonym, sugerując, że nasze myśli mogą mieć o wiele większe znaczenie w kształtowaniu realności, nawet jeśli nigdy nie zrobiliśmy nic, żeby zrealizować je w fizycznym świecie. Wychodzi na to, że skoro nawet pomyśleliśmy, to już zadziałaliśmy. Żaden sen nie jest tylko snem. Szczególnie kiedy w perspektywie mamy całe życie, a rzeczywistość jednej nocy, a co dopiero całej egzystencji, nie może być całą prawdą. Brzmi pozornie sprzecznie? Na tym polega geniusz ostatniej sceny Oczu szeroko zamkniętych. Prawda jest tu i prawda jest tam. Prawdą i kłamstwem jest wszystko i nic. Po więcej zapraszam do mojej recenzji filmu.

Klub samobójców (2001), reż. Sion Sono

Niestety widać, że film był kręcony w ciągu dwóch tygodni. Braki montażowe i koszmarne zachowanie aktorów na planie niemiłosiernie rzucają się w oczy. Mimo wszystko Klub samobójców jest tytułem ciekawym i zachęca do głębszego zapoznania się z kryminałami gore tworzonymi w Kraju Kwitnącej Wiśni. Sion Sono to twórca kontrowersyjny nawet w samej Japonii, więc trudno było go podejrzewać o zaplanowanie jakiejś głębszej perspektywy wychowawczej w Klubie samobójców. Tej jednak w tym przypadku możemy się doszukać, jeśli tylko wytrzymamy do końca i wyłapiemy z filmu powtarzający się motyw tańczącego i śpiewającego na scenie zespołu dziecięcego. Jego występem kończy się również cała produkcja. Niezależnie od pokazanych makabrycznych scen warto posłuchać, co śpiewają dziewczyny. Są to proste słowa wsparcia skierowane do dzieci, które podobnie jak dorośli uciekają w samobójstwo z rozpaczy, ale także z ciekawości. Łatwo to zakończenie przegapić, ponieważ równocześnie pojawiają się napisy kończące film. Dobrze, że ktoś pokusił się o przetłumaczenie słów piosenki. Inaczej ten ważny finał mógłby zostać całkiem niezauważony.

Lalki (2002), reż. Takeshi Kitano

Los można odwrócić jedynie za pomocą uświadomienia, że popełniło się błąd, i bolesnego wyobrażenia innego scenariusza. Nic więcej. Nic fizycznego. O tym przekonani są Japończycy, owładnięci poetyckim opowiadaniem o szaleństwie miłości, która nie uwalnia, a więzi. Stąd parę głównych bohaterów wędrujących przez świat łączy sznur. Wiem, że podejście analityczne do Lalek niekoniecznie się sprawdzi, gdyż Kitano poprzez ruchome obrazy namawia nas raczej do oddania się poetyckiemu namysłowi, czemuś w rodzaju kontemplacji emocji. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że przez to zbytnie rozmarzenie ucieknie nam konkret zaprezentowany w finale. Dwójka bohaterów, coraz bardziej podobnych do lalek w teatrze, zostaje wyrzucona spod sklepu stanowiącego ostatni przyczółek kontaktu z ludzkością, a następnie idzie przez śnieg, by w końcu stoczyć się z wzniesienia wprost w przepaść. Nie upadają jednak na jej dno. Owa lina, te miłosne lub innego rodzaju emocjonalne kajdany zatrzymują parę wędrowców na samotnie wyrastającym ze skał drzewie. Na jak długo, nie wiadomo, ale jednak. Może i poetycka analiza wskazuje tragizm tej sytuacji, lecz logiczna, uwzględniająca wcześniej opowiedziane historie, wcale aż do takiego tragizmu się nie skłania. Nie spadli. Może zbyt jednoznacznie pojmowali miłosne uzależnienie, lecz nie spadli, bo doświadczenie miłości, nawet tragicznej, zwiększa szanse przetrwania każdego kolejnego dramatu.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA