NIEDOCENIANE zakończenia filmowe
Niedoceniane, czyli lepsze, niż się sądziło, więc oceniane zbyt nisko. Ale też niedoceniane w sensie w ogóle niezwrócenia na nie uwagi. Skoro tak, to również zapomniane. Niekiedy wydaje mi się, że nazbyt często oczekujemy od filmowych zakończeń odpowiedzi na wszystkie pytania postawione wcześniej w fabule. Inteligentne i wartościowe zakończenie nigdy nie podporządkuje się takim oczekiwaniom. Ono ma nas pobudzać do myślenia, a nawet denerwować. Niekiedy powinno być niepozorne, ciche, bez żadnych fajerwerków – kolejna przyczyna niedocenienia. Poniżej znajdziecie wiele filmowych zakończeń, które wydają się nie pasować do reszty produkcji, bo reżyserzy zdecydowali się na mówienie w nich między wierszami, zamiast podać widzowi na tacy rozwiązanie wszelkich fabularnych tajemnic.
Pachnidło: Historia mordercy (2006), reż. Tom Tykwer
Podobne wpisy
Powieść Patricka Süskinda otrzymałem w prezencie w 2000 roku. Zachwyciła mnie stylem napisania i pomysłem. Kilka lat później obejrzałem w kinie film Toma Tykwera, który tak od razu nie zaskarbił sobie mojej sympatii, zwłaszcza zakończenie. Byłem nim zawiedziony. Dobrze pamiętałem książkę. Może zbyt dobrze, dlatego spodziewałem się po Tykwerze mniejszej odtwórczości. Reżyser przyjął jednak konwencję prowadzącego widza narratora, który opowiada życie Jana Baptysty Grenouille’a od początku do końca. Trudno przy takich założeniach zmienić zakończenie. Można je jedynie skrócić, ale to by wyglądało nienaturalnie. Dlatego Grenouille powrócił do miejsca, w którym się urodził? Żeby dokonać w nim radykalnego scalenia się ze swoim dziełem. Tylko tyle? To samo, co w książce, lecz w tejże opisane przynajmniej barwnym językiem. Obraz musiał go nieco spłaszczyć. Takie są reguły adaptacyjnej gry. Dopiero jednak po wielu latach, oglądając Pachnidło jeszcze raz, zwróciłem uwagę w zakończeniu na jeden szczegół. Nie ma go w książce. Miejsce, w którym Grenouille dokonał aktu zjednoczenia ze swoim dziełem, było szczególne. Na ziemi leżała butelka z ostatnią kroplą zapachowej esencji. Film skończył się w momencie, gdy ta wypływała na zewnątrz. Czyżby była to zapowiedź kolejnej miłosnej apokalipsy?
Dziwolągi (1932), reż. Tod Browning
W tamtych czasach zatrudnienie tylu niepełnosprawnych aktorów musiało zszokować, ale i zainteresować. Cyrk przyjechał do filmu – dosłownie. Gabinet osobliwości został sfilmowany i mógł być pokazywany na całym świecie. Gdzieś jednak między tą naszą voyeurystyczną chęcią podglądania niepełnosprawnych kryje się romantyczna historia Hansa, zakochanego w pięknej akrobatce Cleopatrze. Mam wrażenie, że odbiór Dziwolągów i zakazywanie ich wyświetlania w wielu krajach był spowodowany naznaczonym głęboką dwulicowością jednowymiarowym spojrzeniem na estetykę filmu i estetykę w ogóle. Nikt nie zauważył dwójki znakomicie odegranych postaci, wspomnianego już Hansa i Friedy. Podobnie jest z zakończeniem. Na tle tych wszystkich figur niepełnosprawnych kameralny finał historii wydaje się wręcz nijaki. W pamięć zapadła widzom jedynie scena skradania się niepełnosprawnych cyrkowców w deszczu, żeby wymierzyć sprawiedliwość podłej Cleopatrze. Nie doceniliśmy zakończenia emanującego ciepłem bijącym ze świata innych, nieakceptowanych w społeczeństwie małych ludzi, którzy tak naprawdę jedynie w grupie sobie podobnych mają największe szanse na odnalezienie szczęścia.
Ex Machina (2015), reż. Alex Garland
W przeciwieństwie do całego filmu zakończenie jest niedoceniane, a czasem wręcz nazywane nieracjonalnym i nielogicznym. Trzeba je jednak potraktować bardziej symbolicznie niż konkretnie. Po jego obejrzeniu faktycznie nasuwa się szereg pytań. Co Ava powiedziała pilotowi, że ją zabrał? Skąd znała drogę na lądowisko? Jak poradzi sobie wśród ludzi? I wiele innych. Jakie to wszystko ma znaczenie, skoro tu nie chodzi o odpowiedzi, a o symboliczne wyrwanie się Avy na wolność? Cały film Garlanda przygotowuje widza właśnie na obejrzenie tego momentu wyzwolenia, który sam w sobie jest nieco banalny, ale tylko dla nas – ludzi. Ex Machina to opowieść o marzeniach androida. Dla niego wyjście z domu, a de facto opuszczenie więzienia jest celem samym w sobie. Tej spokojnej, kameralnej opowieści nie potrzeba żadnego innego, przeintelektualizowanego zakończenia. Wystarczy genialne ujęcie cieni na chodniku, pośród których nie sposób rozpoznać, kto jest człowiekiem, a kto androidem. Dopiero po chwili, kiedy jeden z cieni się zatrzymuje, uświadamiamy sobie, że to Ava. Ktoś w ogóle zwrócił uwagę na tę genialną wizualną abstrakcję?
Zejście (2005), reż. Neil Marshall
Czy Zejście jest slasherem? Pewne cechy podgatunku ma. Nawet trochę żałuję, że film nie wpadł mi w ręce znacznie wcześniej, powiedzmy, w roku premiery, bo to jeden z lepszych horrorów, jakie obejrzałem. Zawiera trochę naiwności, jak każdy film spod znaku grozy, jednak kiedy bohaterki już schodzą do jaskini, w psychice odbiorcy zaczyna się rozwijać prawdziwe klaustrofobiczne napięcie. Po wieczornym seansie Zejścia doprawdy trudno zasnąć. Zakończenie również należy do nieklasycznych i dających szerokie możliwości interpretacji. Należy mu się szczególne docenienie za połączenie kilku wątków przedstawianych co jakiś czas w trakcie trwania całej fabuły. Jak to zwykle bywa w slasherach, na scenie pozostaje jedna bohaterka, ta najbardziej doświadczona przez życie. I kiedy już się nam wydaje, że się wydostała, wszystko nagle się zmienia. Film wcześniej wywołuje takie napięcie, że naprawdę wierzymy w ratunek. Sytuacja okazuje się jednak całkowicie inna, ale kolejnym twistem jest to, czy napotykająca w jaskini swoją zmarłą córkę Sarah, sięgając po pochodnię, rzeczywiście znajduje się w beznadziejnej sytuacji?