Nie tylko MIDSOMMAR i LIGHTHOUSE. Przeoczone filmy studia A24, które WARTO ZOBACZYĆ
Studio A24 z roku na rok coraz bardziej rozpala serca kinomanów, produkując lub dystrybuując filmy młodych, często debiutujących autorów. Pokój, Moonlight, Lady Bird, Midsommar. W biały dzień, Lighthouse – te i wiele innych tytułów to ogromne hity nie tylko komercyjne, ale i artystyczne, które cały czas pojawiają się w zestawieniach najlepszych filmów. Niektóre z nich umykają jednak uwadze publiczności, zwłaszcza jeśli nie wiążą się z nimi liczne nominacje do nagród czy udział w prestiżowych festiwalach. W tym zestawieniu przyjrzymy się właśnie takim tworom – mniej popularnym, a jednak wciąż interesującym filmom produkowanym lub dystrybuowanym przez studio A24, które zasługują na większy rozgłos. Jeśli tylko szukacie nieoczywistych rekomendacji, to ten artykuł będzie dla was idealny!
Urodzeni zwycięzcy
Aż dziwne, że film z Ryanem Reynoldsem w jednej z głównych ról przeszedł bez echa. A jednak – produkcja duetu Boden i Fleck (odpowiedzialnych także za skądinąd znaną Kapitan Marvel) nie należy do szczególnie popularnych. I wielka szkoda, gdyż to świetne studium uzależnienia od hazardu z dwoma rewelacyjnymi rolami: wspomnianego już Reynoldsa i Bena Mendelsohna (który jest tu po prostu niesamowity). Film opowiada historię tonącego w długach hazardzisty, którego wierzyciele w coraz bardziej bezpośredni sposób domagają się zwrotu pieniędzy. Okazji do zdobycia fortuny upatruje w pomocy poznanego pokerzysty – charyzmatycznego i sprytnego gościa obdarzonego niezwykłymi umiejętnościami gry w karty. Razem wyruszają w podróż, dosłowną i metaforyczną, by zdobyć gotówkę, a przy okazji stać się lepszymi ludźmi. Sympatyczna i niegłupia rzecz.
In Fabric
Tym razem coś dla fanów horroru – konkretnie giallo. Jeśli to pojęcie jest wam nieznane, to już spieszę z wyjaśnieniem: giallo to popularny w poprzednim wieku włoski gatunek kina grozy łączący brutalną akcję z zagadkami kryminalnymi. Produkcje z tego nurtu odznaczają się tak wyrazistym stylem, że wzbudzają fascynację wśród wielu współczesnych autorów. Jednym z nich jest Peter Strickland, który już przy okazji swojego poprzedniego filmu, Berberian Sound Studio, przedstawił nam pracę inżyniera dźwięku związanego właśnie z przywołanym rodzajem kina, a w In Fabric podchodzi do niego jeszcze dosadniej. Oto bowiem przyjdzie nam poznać historię… morderczej sukienki. Tak, to nie pomyłka – w tym horrorze sprawcą masakry będzie kawałek tkaniny, co stanowi tyleż ironiczne, ile interesujące ujęcie tematu. Fani koloru czerwonego powinni być zachwyceni!
A Prayer Before Dawn
Wchodzimy w poważniejsze klimaty. Film Jean-Stéphane’a Sauvaire’a to biograficzna historia angielskiego boksera, który za posiadanie narkotyków zostaje skazany na pobyt w tajlandzkim więzieniu. Powiedzieć, że to nie należy do najprzyjemniejszych miejsc na ziemi, to jak nic nie powiedzieć – jest ono bowiem istnym piekłem. Dzięki sile ducha bohater walczy jednak z przeszkodami fizycznymi i psychicznymi i odnajduje spokój w treningach muay thai. A Prayer Before Dawn jest obrazem bardzo naturalistycznym. Pokazane tu walki nie mają w sobie nic z hollywoodzkiej efektowności, zamiast tego stawiając na surowy brutalizm. Także w prezentowaniu lokacji francuski reżyser nie idzie na kompromisy i nie boi się ukazywać trudnych, kontrowersyjnych zdarzeń mających miejsce w zakładzie karnym. Prawdziwy zachwyt budzi zaś kreacja Joego Cole’a – jednocześnie fizyczna i emocjonalna, przepełniona bólem i determinacją, a przy tym w pełni autentyczna.
High Life
Choć w momencie pojawienia się tego filmu na ekranach (głównie festiwalowych) było o nim całkiem głośno, to mam wrażenie, że dość szybko wszystkie głosy ucichły. Niewykluczone, że początkowemu buzzowi przysłużył się Robert Pattinson, od wielu lat podążający specyficzną drogą kariery aktorskiej i próbujący swoich sił w najróżniejszych odmianach kina niszowego. W tym przypadku podjął się roli Montego, ojca wychowującego córkę na pokładzie statku kosmicznego. Co ciekawe – spłodził ją wbrew swojej roli, pochodzi bowiem z pobranej od niego spermy. Można więc powiedzieć, że jest ona owocem gwałtu. Brzmi dziwnie? Gwarantuję, że sam seans jest jeszcze dziwniejszy. Nie bez powodu film okrzyknięto „odyseją spermiczną”, a głównym tematem jest tu perwersyjna seksualność. Reżyserka Claire Denis nie boi się ukazywania odważnych scen erotycznych, z których jedna zapadnie wam w pamięć na zawsze. Gdybyście szukali „trochę innego” science fiction, to znaleźliście właściwy adres.