Nie tylko MIDSOMMAR i LIGHTHOUSE. Przeoczone filmy studia A24, które WARTO ZOBACZYĆ
Waves
Początkowo typowany do oscarowego wyścigu, ku mojemu zmartwieniu szybko ustąpił głośniejszym tytułom. Niestety mniej więcej w tym samym momencie przestano o nim mówić, przez co dzisiaj kojarzą go nieliczni. Trzeci film Treya Edwarda Shultsa, autora To przychodzi po zmroku, to wyraźnie przedzielony na dwie części melodramat opisujący tragiczne losy pewnej normalnej rodziny z klasy średniej. Skupiamy się tutaj na postaciach rodzeństwa, Tylerze (Kelvin Harrison Jr.) i Emily (Taylor Russell), którzy – jak to nastolatkowie – po raz pierwszy się zakochują, zawierają pierwsze przyjaźnie, wchodzą w pierwsze poważne konflikty z rodzicami, ale i popełniają błędy, nierzadko brzemienne w skutkach i rzutujące na resztę ich życia. Waves to reżyserski tour de force i emocjonalna bomba, czasami wpadająca w tak napięte tony, że gęstej atmosfery mógłby pozazdrościć niejeden thriller. Ten film złamie wam serce, a potem sklei je ja nowo, mocniejsze niż kiedykolwiek.
The Kill Team
Kilka lat temu Dan Krauss nakręcił wstrząsający dokument o grupie żołnierzy mordujących cywilów podczas misji pokojowej w Afganistanie. Ten film stanowi jego fabularną rekonstrukcję i opowiada mniej więcej tę samą historię, odpowiednio zmodyfikowaną na potrzeby fabuły. Akcję poznajemy z perspektywy Andrew (Nat Wolff), młodego żołnierza, bystrego i szybko rozpoznającego sytuację, jednak zbyt „miękkiego”. Przynajmniej tak sądzi jego nowy przełożony, sierżant Deeks (chyba najlepsza rola Alexandra Skarsgårda, świetny zwiastun przed The Northman), stuprocentowy samiec alfa, bezemocjonalny i tak zimny, że aż ciarki przechodzą. Kiedy w czasie patrolu chłopak odkryje, że dowódca nie waha się przed zabijaniem bezbronnych mieszkańców, stanie przed dylematem ujawnienia zbrodni przełożonym. Film łączy elementy dramatu i thrillera, te drugie ujawniając przede wszystkim poprzez portretowanie trudnego położenia protagonisty – wie on bowiem, że sierżant zrobi mu krzywdę, gdy jego raport wycieknie. Ciekawy obraz, aczkolwiek brak doświadczenia twórcy, jeśli chodzi o kino fabularne, daje się momentami we znaki.
Koniec trasy
Wpływ twórczości Davida Fostera Wallace’a na współczesną literaturę jest nieoceniony, stąd nie dziwi, że prędzej czy później musiał powstać poświęcony mu film. Co jednak dziwi, to fakt, jak kameralny i zachowawczy w formie się okazał. Koniec trasy prezentuje kilka dni z życia pisarza (Jason Segel), podczas których towarzyszy mu dziennikarz magazynu „Rolling Stone” (Jesse Eisenberg) i przeprowadza z nim wywiad niemal 24 godziny na dobę. Otrzymujemy w ten sposób opowieść drogi o zetknięciu dwóch przeciwstawnych charakterów, pomiędzy jakimi stopniowo kiełkuje podszyta zawodowym napięciem zażyłość. Choć film jest przegadany, to dialogi zostały napisane w tak rewelacyjnie lekki sposób, że ani przez chwilę nie odczuwamy zmęczenia, a prawdziwą gratką jest doszukiwanie się drugiego dna w wymijających odpowiedziach Wallace’a. Ten zaś został świetnie portretowany przez Segela, który – dotychczas kojarzony z niewybrednymi komediami i Jak poznałem waszą matkę – stworzył kreację absolutną, znakomicie oddając trudną do opisania ciepłą melancholię bohatera.
Półsłodki ciężar
Donna Stern (Jenny Slate) ma dwadzieścia parę lat, przystojnego chłopaka, wymarzoną pracę i talent komediowy. Życie idealne? Nie do końca, gdyż to sypie się z dnia na dzień, kiedy partner ją rzuca, kariera zawisa na włosku, a na dodatek Donna spędza noc z nowo poznanym nieznajomym, która kończy się niechcianą ciążą. Otwarcie do smutnego dramatu? Też nie, ponieważ nastrój filmu jest lekki pomimo tego, że porusza się tu poważne problemy. Cieszy przy okazji to, z jaką wyrozumiałością reżyserka Gillian Robespierre podchodzi do swoich bohaterów. Nikt nie jest tu po prostu zły – nawet kiedy ci podejmują nieodpowiedzialne decyzje, daje im to szansę na naprawienie swoich błędów. Dzięki temu otrzymujemy kino proaborcyjne, które jednocześnie nie popada w nadmierny dramatyzm, a trudną sytuację głównej bohaterki próbuje ukryć za jej charakterystycznym poczuciem humoru. Piękny jest również sposób, w jaki autorka ukazuje relację Maxa i Donny. Wątek romantyczny prowadzi bowiem w niezwykle uroczy i delikatny sposób.
Jakie są wasze ulubione filmy A24? Polećcie coś w komentarzach!