NIE TYLKO “DZIEŃ ŚWIRA”. Najlepsze filmy Marka Koterskiego
Nic śmiesznego (1995)
Podobne wpisy
“Na wygnaniu w mieście Łodzi, gdzie nawet bieganie psom szkodzi.” Słyszeliście to gdzieś? “Ja tu na deszczu, wilki jakieś!”. To już na pewno. Obok Dnia świra film ten jest drugą (ciągle drugą?) największą kolebką wielu cytatów, które zasługują na własną kategorię językową. Jak wałęsizmy albo bareizmy na przykład. Eksponując mój stosunek osobowy do tematu, oznajmiam, co następuje: byłbym za, a nawet przeciw koterskizmom. Ślady filmu w świadomości społecznej na bok – kolejne wcielenie Miauczyńskiego jest dosyć odmienne i interesujące. Zachowując tropy nieszczęśliwych miłości, niespełnionego życia i konfliktu ze światem, Koterski sięgnął po świeże, ciekawe pomysły. Film rozpoczyna się w kostnicy: obserwujemy głównego bohatera po śmierci, w scenie, która paradoksalnie ma w sobie więcej goryczy niż smutku. Reinterpretacja zjawiska śmierci nadaje filmowi ponuro komediowy nastrój. Bohater opowiada o tym, że przez całe życie był drugi, a po śmierci najwyraźniej nic się nie zmienia. Widz poznaje jego historię, od narodzin do ostatnich sekund życia. Ten Adaś jest reżyserem. Znaczy, przed śmiercią chciał nim zostać, ale kolejne porażki stawały mu na drodze do sukcesu. Utknął przez to w Łodzi, kolebce polskiego filmu, na 20 lat swojego życia. Jest też romantykiem – codziennie wychodzi z domu, żeby spotkać swoją Małgorzatę. Daje się uwikłać w plątaninę relacji damsko-męskich, licząc na to, że w końcu dla którejś z kobiet będzie Mistrzem. Wielu zarzuca temu filmowi, że poprzez dobór aktorski (Cezary Pazura gra tu Adasia Miauczyńskiego) i czasami brutalnie prymitywne żarty zatraca klimat dzieł Koterskiego. Nic bardziej mylnego. Ośmieszając patos przeżyć głównego bohatera i tworząc z niego swojską postać, reżyser skutecznie i na dobre osadził go w kontekście kulturowym naszego everymana.
Wszyscy jesteśmy Chrystusami (2006)
Moim zdaniem najtrudniejszy z filmów reżysera. Zarówno dla odbiorcy, jak i dla samego twórcy. Opowiada historię Adasia Miauczyńskiego, tym razem w wydaniu poważniejszym niż zwykle. Koterski na tapet wziął chorobę alkoholową. Można założyć, że obierając taki temat, próbował zmierzyć się z własną słabością. Nigdy przecież nie ukrywał tego, że sam jest niepijącym alkoholikiem. Prawie zmarnowało to życie jego synowi, Michałowi. Oczywiste staje się więc, że nie bez przyczyny Misiek gra rolę syna Adasia – Sylwusia. Zresztą podobno reżyser chciał, aby jego syn nazywał się Sylwester, jeżeli urodzi się w Sylwestra. Żeby zrozumieć, co znaczy ten film dla rodziny Koterskich, trzeba zdać sobie sprawę z tego, że Marek z żoną rozwiedli się stosunkowo szybko. Młody Michał dorastał w rozbitej rodzinie, do ojca dojeżdżał, zajmując się nim w Warszawie, gdy ten pił na umór. We Wszyscy jesteśmy Chrystusami rzeczywistość miesza się z fikcją, a syn Adasia, wykreowany na wzór Jezusa, przez cały film prowadzi z ojcem dyskusję o ich relacji. O chwilach, w których Sylwuś przyjeżdżał przed maturą ratować ojca, pomimo tego, że sam popadał w nałóg narkotykowy. O tym, jak go wspierał i kochał bezwarunkową miłością, na jaką stać tylko dziecko. Historia jest raczej ponura. Doświadczamy najbardziej odrażających upadków głównego bohatera, od kupowania alkoholu za pieniądze ze skarbonki dziecka, po porąbanie choinki na jego oczach w pijackim szale. A wszystko zaczyna się zwierzeniem syna wobec ojca – z tego, że życzył mu śmierci. Film jest przejmującą spowiedzią alkoholika wobec najbliższej mu osoby. Mierzenie się z przeszłością na dwóch płaszczyznach, fikcyjnej i rzeczywistej, jest ciekawym eksperymentem twórczym. Warto go doświadczyć.
Ech (1972)
Film, który wzbudził kontrowersje. Krótki reportaż z izby wytrzeźwień to twór, w którym Koterski poruszył tematykę choroby alkoholowej po raz pierwszy. Nieprzyjemne kadry i zbliżenia na ludzi w stanach sugerujących raczej denaturat w melinie niż lampkę wina w domowych warunkach wykreowały atmosferę wyobcowania. Ciekawym zabiegiem jest przeplatanie nagrań osób złapanych w stanach agonalnych z wykładem prawnika o alkoholizmie na świecie. Wydźwięk filmu nie jest oczywisty jak na czasy powstania. Wydaje się przedstawiać izbę wytrzeźwień jako przerażający mikrokosmos. Chaos i horror, miejsce pełne katów i ofiar. Odczuwa się raczej współczucie niż pogardę wobec przymusowych gości przybytku. To nie spodobało się Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, gdzie Marek Koterski wtedy studiował. Za ten dokument oblano go na trzecim roku studiów. To zdarzenie mogłoby pokrzyżować karierę dojrzewającego reżysera, gdyby nie jego koledzy, którzy wprowadzili film na festiwal w Edynburgu. Tamtejsi znawcy kina wysłali do Łodzi gratulacje, które skłoniły Alma Mater aspirującego reżysera do przyjęcia Koterskiego ponownie pod swoje skrzydła.