Najbardziej IMPONUJĄCE efekty specjalne
Efekty specjalne są nieodłącznym elementem kina niemal od początku jego istnienia. Ich nieustanny rozwój i rozmaite eksperymenty przeprowadzane na tym polu to niezwykle fascynujący proces i zarazem materiał na wiele dyskusji. Nie da się ukryć, że żyjemy w ciekawych czasach, jeśli chodzi o decyzje podejmowane przez filmowców – podczas gdy pierwsze 15 lat XXI wieku można określić jako okres zachłyśnięcia się możliwościami komputerów, tak od niedawna twórcy z powrotem coraz częściej sięgają po praktyczne efekty specjalne. Nie dzieje się to bez powodu – CGI pozwala stworzyć na ekranie praktycznie wszystko, ale w wielu sytuacjach znacznie bardziej przekonująco wyglądają makiety, charakteryzacja czy animatronika. Naturalnie nie można popadać w skrajności – nie ma sensu kłócić się, która szkoła efektów specjalnych jest lepsza, bo kluczem do sukcesu nie jest odrzucanie którejkolwiek, a umiejętne połączenie wszystkich. Nie da się jednak zaprzeczyć, że najbardziej imponujące i zapadające w pamięć sceny powstały właśnie dzięki niesamowitym rekwizytom i godnej pozazdroszczenia kreatywności w tworzeniu scenografii. Kiedyś było to wymuszone niedostatecznie rozwiniętą technologią, dziś to raczej cecha ambitnych twórców, którzy nie chcą iść na skróty i mają środki na to, by ten cel zrealizować. W tym zestawieniu chciałbym się skupić na filmach, których praktyczne efekty specjalne zasługują na podziw i ogromne uznanie. Ten tekst z pewnością nie wystarczy, by wyczerpać taki temat, dlatego zachęcam do dzielenia się własnymi propozycjami w komentarzach!
Coś
Podobne wpisy
Klaustrofobiczny i niepokojący horror sci-fi w reżyserii Johna Carpentera atakuje widza na różne sposoby. Nieustannie odczuwane napięcie, niepewność co do tożsamości bohaterów i nieprzewidywalnych zachowań tytułowego monstrum – to wszystko w subtelny sposób trzyma nas na krawędzi fotela. Prawdziwą grozę przeżywamy jednak, dopiero kiedy zmiennokształtny obcy decyduje się wyjść z ukrycia (czyli ludzkiej powłoki) i zaatakować. Obrazy rozrywanego i rozpływającego się ludzkiego ciała są czymś, czego nie da się zapomnieć. Groteskowe formy, które przyjmuje potwór, to mistrzostwo animatroniki i dowód ogromnej kreatywności. Ostateczny efekt jest przerażający i skrajnie obrzydliwy. Bryzgająca krew, lejący się śluz i wypełzające z ciał macki – to jedne z najbardziej odrażających i zarazem przekonujących wizji w kinie.
Park Jurajski
To bezsprzecznie jeden z najbardziej przełomowych filmów, jeśli chodzi o efekty specjalne. Wygenerowane komputerowo dinozaury do dziś wyglądają przekonująco, a w 1993 roku dosłownie zwalały z nóg. Steven Spielberg doskonale zdawał sobie jednak sprawę z ograniczeń nowej technologii i postanowił w dużej mierze polegać na kukłach i zdalnie kontrolowanych potworach. CGI było wykorzystywane wyłącznie w bardzo dynamicznych scenach, a wszystkie inne, włącznie ze zbliżeniami, wykorzystują jedne z najbardziej niesamowitych praktycznych efektów specjalnych, jakie widziało kino. Fantastycznie zaprojektowane, niezwykle szczegółowe i wprawiane w ruch z mistrzowską precyzją – dinozaury w Parku Jurajskim wyglądają zatrważająco realistycznie, a animatroniczny T-Rex naturalnych rozmiarów wywołuje opad szczęki również dziś, niemal 25 lat po premierze filmu. Myślę, że nie ja jeden odetchnąłem z ulgą, kiedy twórcy przyszłorocznego Jurassic World: Upadłe królestwo zapowiedzieli powrót do korzystania ze starych rozwiązań.
Szczęki
O ile przy Parku Jurajskim Steven Spielberg w kwestii praktycznych efektów specjalnych mógł liczyć na niezawodnego Stana Winstona, tak kręcąc Szczęki, nie miał takiego luksusu. Skonstruowane na potrzeby filmu rekiny były niezwykle zawodne i bardzo szybko psuły się przy kontakcie z morską wodą. Reżyser upierał się, żeby sceny z udziałem groźnego drapieżnika kręcić na morzu zamiast w studiu, a to wiązało się z wieloma komplikacjami. Sam wygląd tytułowego żarłacza również pozostawiał nieco do życzenia i między innymi z tego powodu wszystkie problemy, o których wspomniałem, okazały się błogosławieństwem. Spielberg niejako z przymusu musiał ograniczyć liczbę ujęć z rekinem, dzięki czemu przez długi czas najbardziej przerażający była wywołująca niepokój świadomość, że przeciwnik czai się poza zasięgiem wzroku. Kiedy jednak ponad 7-metrowy zabójca pojawiał się ekranie, trudno było utrzymać opanowanie. Pomimo rozlicznych trudności Spielbergowi udało się osiągnąć niesamowity efekt, a na szczególne uznanie zasługuje fakt, że podczas jednej końcowych scen (to ta widoczna na zdjęciu powyżej) gumowy rekin wynurzył łeb z wody tylko dlatego, że wypchnął go wytrwały nurek.
Mad Max: Na drodze gniewu
To, co w 2015 roku zaprezentował światu George Miller, jest równie szalone, co imponujące. W świecie zdominowanym przez komputerowo wygenerowane obrazy powstało dzieło, które z rykiem silnika wychodzi naprzeciw takim trendom. Rozplanowanie każdego kadru, praca kaskaderów, scenografów, charakteryzatorów, inscenizacja najbardziej niesamowitych starć pojazdów, jakie widział świat – wszystko to składa się na arcydzieło kina akcji. Kwieciste eksplozje, fantazyjne wielokołowe konstrukcje, auta rozrywane na strzępy to odpowiednio: pirotechnika, składane w pocie czoła sprawne pojazdy oraz prawdziwe sfilmowane kraksy. Widząc, że niemal wszystko, co oglądamy, jest prawdziwe, czujemy moc każdego wybuchu i uderzenia. Gorąco polecam zapoznać się z zamieszczonym poniżej krótkim materiałem z planu filmowego – te kilka minut w zupełności wystarcza jako dowód wyjątkowości nowego Mad Maxa.