search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

NAJWIĘKSZE BLOCKBUSTERY LATA 2014. Część 2

Rafał Oświeciński

4 maja 2014

REKLAMA

Było o blockbusterach kwietniowo-majowych, teraz czas na czerwiec. 3 sequele, 1 adaptacja książki, 1 ekranizacja musicalu. Teoretycznie same smakowitości z różnych kuchni filmowych.

DZIEŃ ŚWISTAKA W EGZOSZKIELETACH

hr_Edge_of_Tomorrow_8

Gwiazdor kina, na którego zawsze patrzy się z przyjemnością (szczególnie gdy biegnie), w towarzystwie aktorki, którą uwielbiam za wrodzoną umiejętność grania z innymi aktorami (“Władcy umysłów”!), w filmie science-fiction o wojnie ludzi z robotami, do tego w konwencji “Dnia świstaka”. Składowe “Edge of Tomorrow” są bombowe, trailery niesamowicie efektowne i modlę się o to, aby wszystko zagrało tak, jak powinno, czyli blockbusterowa machina niegłupio napisana i rasowo zainscenizowana jeśli chodzi o sceny akcji. Tom Cruise nie zwykł brać udziału w przypadkowych projektach podrzucanych mu przez agentów – jego wciąż mocna pozycja w Hollywood domaga się ciągłego potwierdzania formy i choć “Na skraju jutra” nie wydaje się być jakimś ambitnym projektem wymagającym wzniesienia się na wyżyny aktorstwa, to film ma hitowy potencjał, intrygującą historię i odpowiedniego rzemieślnika za sterami (Douga Limana). Trudno jednak przewidzieć, jak się film sprzeda – publiczność jest nieprzewidywalna w tym względzie, tym bardziej, że film nie jest ani kontynuacją jakiegoś hitu, ani nie odświeża znanej franczyzy, ani przynależność gatunkowa nie musi wróżyć samego dobrego. 110-milionowy budżet może być trudny do odzyskania.

CHLANIE, JARANIE, CIUPCIANIE, CZYLI ŻYCIE STUDENCKIE

22-Jump-Street

W połowie czerwca dojdzie za to do ciekawego pojedynku między dwoma produkcjami, z których każda jest sequelem wielkiego hitu i każda ma w sobie bardzo duży potencjał kasowy, ale zupełnie odmienne grupy docelowe. “22 Jump street” jest komedią dla dorosłych (R-Rated), kontynuacją niespodziewanego przeboju sprzed dwóch lat – nikt chyba wówczas nie oczekiwał, że kinowa wersja serialu sprzed 20 lat zgarnie furę pieniędzy (200 baniek na świecie) i świetne recenzje. Klasyczne “buddy cop movie”, humorem i stylem nawiązujące do “48 godzin”, “Kuffs” czy “Gliniarza z Beverly Hills” – ot, bezpretensjonalna komedia sensacyjna, bawiąca się znanymi schematami, które miast drażnić powodują raczej odpowiednie masowanie przepony. Świetny Channing Tatum, który chyba po raz pierwszy wydał mi się niezwykle sympatycznym i utalentowanym gościem a nie aktorskim produktem jakich w Hollywood pełno, oraz Jonah Hill, który w pełni wykorzystuje tutaj swój komediowy potencjał. Sequel gorzej się nie zapowiada, chemia między aktorami jest wciąż wyczuwalna, R-rated zachowane. Jedyna obawa jest taka, że sequele komedii prawie zawsze są gorsze od oryginałów i sprawiają wrażenie po prostu zbędnych.

NAJFAJNIEJSZA ANIMACJA WAKACJI

HTTYD2_home_promo_3

Wychodząc z sali, gdzie grają “22 Jump Street”, od razu skierujmy się do kas biletowych, bo wypada pójść na inny film, który powinien być nie mniej pocieszny – “Jak wytresować smoka 2” to kontynuacja świetnej animacji sprzed 4 lat, zdecydowanie jednej z najciekawszych, najpiękniej wykonanych w XXI wieku. Mam obawy czy iść do kina z synem-przedszkolakiem, bo jednak obraz wojny między wikingami a ostrozębnymi potworami nie należy do najwartościowych podczas wczesnej edukacji filmowej, niemniej “jedynka” mojego synka fascynuje bardzo i niosące grozę smoki nie śnią się po nocach 🙂 I chyba się wybiorę. Potencjał tego filmu jest ogromny – dzieci wiadomo, historię pokochały, ale i dorośli w równym stopniu docenili (nie znam nikogo, komu się pierwsza część nie podobała, no bo jak?). Pierwsze teasery i zwiastuny pokazują wysokiej jakości animację, piękne plenery, tych samych bohaterów. Czasami tyle wystarczy i miejmy nadzieję, że z kina wyjdziemy równie zadowoleni, jak zadowoleni jesteśmy po każdorazowym zakończeniu oglądania jedynki.

84 LATA I JESZCZE MOŻE

hr_jersey_boys_2-1397804995

20 czerwiec to premiera zaskakującego, nowego filmu Clinta Eastwooda. Niewiele było słychać o planach Eastwooda, aż tu nagle pojawia się zwiastun “Jersey Boys” i… kopara opada ze zdziwienia.  To ekranizacja broadwayowskiego musicalu, który z kolei oparto na życiu rokendrolowej kapeli The Four Seasons, która tryumfy święciła w latach 50. i 60., czyli w czasach młodości Brudnego Harry’ego Czwórka bohaterów opowiada – każdy za siebie – o wzlotach i upadkach w biznesie muzycznym – quasi-dokumentalnej formie, z której słynął musical, Eastwood zdaje się być wierny i chyba tylko ona podnosi trochę zainteresowanie projektem. Bo jednak nie tego typu kina spodziewamy się od Eastwooda, czyż nie? Tym bardziej, że jego nazwisko pojawiające się przy “Directed by” nie rozgrzewa tak bardzo jak jeszcze kilka lat temu, przy okazji “Gran Torino”, “Za wszelką cenę” i wojennej dylogii. Ostatnie “Medium”, “J.Edgar”, “Invictus” to jednak obniżka reżyserskiej formy, tym bardziej bolesna, że filmy zostały zignorowane przez widzów mimo względnie niezłych ocen krytyków. Podziwiać go wypada niezmiennie – 84 lata na karku, duża aktywność zawodowa i odważnie ogłaszane plany na przyszłość. Ukłony do samej ziemi.

KRÓL ZNISZCZENIA POWRACA

t4

Ostatni weekend czerwca bezapelacyjnie należy do Michaela Baya. Z czwartą odsłoną swojej sagi o Transformersach – podobno “Age of Extincion” to odświeżenie całej serii – z pewnością będzie walczył o miano najgłupszego i jednocześnie najgłośniejszego filmu wakacji. Jak na razie, przyglądając się kampanii reklamowej, trudno wysnuć jakiekolwiek wnioski dotyczące jakościowej zmiany: znowu jest przecież wybuchowo, Ziemia zagrożona, wielkie roboty walą się po ryjach (lub czymś w stylu ryja), wojsko reaguje wysyłając okręty, śmigłowce i bombowce. Ot, apokalipsa w zwolnionym tempie i w mocno nasyconych kolorach. Kto się dotychczas dobrze bawił, ten będzie klaskał z radości. Dla kogo kino Michaela Baya jest synonimem bezmózgiej rozrywki – ten w tym błogim stanie ignorancji dla pierwszoligowej rozrywki niech pozostanie. Widać wyraźnie, że świetne “Pain & Gain” to tylko przystawka. Prawdziwe danie to celuloidowy rozpierdol, w którym Bay jest mistrzem nad mistrzami. Czy ucierpi na tym inteligencja? Kiedyś na pewno kiwnąłbym głową potwierdzając domniemywania, jednak z czasem doceniam obcesowość tego twórcy, który wie, jak durne kino robi, wie po co je robi i dla kogo – czy nie można takiego człowieka nie kochać? Wszystkie wady i zalety współczesnego Hollywood w jednej osobie 🙂

[polldaddy poll=8019657]

Avatar

Rafał Oświeciński

Celuloidowy fetyszysta niegardzący żadnym rodzajem kina. Nie ogląda wszystkiego, bo to nie ma sensu, tylko ogląda to, co może mieć sens.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA