Najważniejsze i najbardziej wpływowe ANIME SCIENCE FICTION, które powinieneś znać
Mimo że japońska sztuka animacji wciąż jest w pewnym sensie traktowana nieco po macoszemu przez szeregowych miłośników kina (zmieniło się to trochę po międzynarodowych sukcesach studia Ghibli, a już szczególnie po nagrodzie Akademii dla Miyazakiego), trudno nie docenić jej wpływu na kształt kina science fiction w ogóle. Postarałam się wybrać dla was te najważniejsze, najciekawsze i najbardziej wpływowe tytuły (zarówno wśród regularnych pełnometrażowych anime, jak i serii OVA), również i te, o których trochę zapomnieliśmy. Lista przedstawiona jest w sposób alfabetyczny, ale zabawne jest to, że nawet używając tego klucza, dwie bodaj najważniejsze pozycje tej kompilacji są u jej szczytu….
UWAGA! By uciąć niepotrzebne dywagacje w komentarzach pod tytułem „dlaczego niektóre filmy nie pojawiły się w poniższym zestawieniu” – wiele pozycji z klasycznych japońskich animacji zostało już tak przemielonych we wszelkiej maści rankingach, że wydało mi się zbędnym wspominać o nich i tutaj, szczególnie że część – jak Ghost in the Shell, czy Battle Angel Alita – zyskały całkiem niedawno drugie życie w postaci hollywoodzkich remake’ów. Uczciwie przy tym przyznajmy, że filmowego dobra w Japonii jest tyle, że wymienić mogłabym tutaj 50 filmów i lista byłaby wciąż niepełna. W nadchodzącej drugiej części zestawienia więcej ciekawostek!
Akira (1988), reż. Katsuhiro Otomo
Podobne wpisy
Mimo że wszystkie tego typu listy są w samej swojej intencji bardzo subiektywne, to jednak trudno nie zgodzić się z pewnym faktem – dzieło Katsuhiro Otomo jest absolutną esencją japońskiej animacji w klimatach SF i, co warto dodać, dziełem niezwykle wpływowym. Również jeśli chodzi o amerykańskie kino gatunkowe (żeby wspomnieć tylko serial Stranger Things, Looper Riana Johnsona, czy – co dość oczywiste – kultowy Blade Runner... o koszmarku w postaci Chronicles postarajmy się jednak zapomnieć). I co niezwykłe, wciąż – po kilku dekadach – robi ogromne wrażenie nie tylko pod względem złożonej i intrygującej fabuły, ale i doskonałej techniki animacyjnej. Już w roku 1989 zresztą Washington Post pisał, że Akira otworzył oczy wielu twórców i fanów kina science fiction z całego świata na niezwykłe piękno japońskiej animacji.
Na koniec wystarczy rzec, iż reżyserią amerykańskiej wersji Akiry (za którą bezskutecznie próbują się zabrać hollywoodzkie szychy od dwóch niemal dekad) zainteresowani byli min George Miller, twórca serii Mad Max, czy John Peel. I delikatny bonus. Akira jest ulubionym filmem Kanyego Westa, czemu dał wyraz, kopiując wręcz niektóre kadry z filmu na potrzeby teledysku do piosenki Stronger. Ot, ciekawostka.
Astro Boy (1963), reż. Osamu Tezuka
Przełomowa seria telewizyjna (na podstawie mangi z 1952 roku), która zdefiniowała to, co dziś określamy jako anime. Niezwykłe przygody chłopca-robota były dziełem Boga mangi (jak określają go sami Japończycy), czyli Osamu Tezukiego, który jest zresztą autorem komiksowego pierwowzoru. Jako ciekawostkę dodam tylko, że jeden z tworów tego niezwykłego artysty, czyli Kimba – Biały Lew, to pod wieloma względami ogromna inspiracja dla znanego wszystkim Disneyowskiego Króla Lwa!
Astro Boy to nie tylko pierwszy w historii japońskiej kinematografii rysunkowy film SF, ale i twór, który ucieleśnił estetykę animacji Kraju Kwitnącej Wiśni. Serial był niesłychanie popularny, według statystyk oglądało go 40% japońskiej populacji posiadającej w domu telewizor. Czy warto wspominać o wątpliwej jakości amerykańskim remake’u…?
Cowboy Bebop (1998), reż. Schinichiro Watanabe
Nie bez kozery ta niezwykle popularna (na całym świecie!) produkcja stała się w pewnym sensie synonimem gatunku science fiction wśród anime. Oto w 2071 roku przemierzamy kosmos wraz przesympatyczną zgrają łowców nagród, którym przewodniczą tajemniczy Spike i ex-gliniarz Jet Black (na pokładzie mamy również uroczego, superinteligentnego psa o imieniu Ein). Film jest wprost upstrzony cytatami z klasycznych filmów – by wspomnieć tylko o Obcym, Gwiezdnych wojnach czy nawet… Desperado. Ogląda się to wprost wybornie, a sama seria jest dziś uznawana za kultową.
Cyber City Oedo 808 (1990), reż. Yoshiaki Kawajiri
Trzech jakże kolorowych i charakterystycznych (ale bardzo przy tym niebezpiecznych) renegatów, odsiadujących kilkusetletnie wyroki za swe przewinienia, otrzymuje propozycję nie do odrzucenia. Za cenę odkupienia swoich win – a tym samym znacznego skrócenia pobytu w więzieniu – mają się stać łowcami na usługach cyberpolicji, polując na takich jak oni sami przestępców w mieście Oedo. Każda rozwiązana sprawa, po której odpada im z wyroku kilka lat, przybliża ich do upragnionej wolności. Klasyka japońskiego cyberpunku zamknięta w trzyodcinkowej miniserii.
Ergo Proxy (2006), reż. Shuko Murase
Jedna z najbardziej ambitnych (oraz zachwycających pod względem animacji) pozycji na liście. Mamy tu wszystko, co dodaje smaku produkcjom SF. Odległa przyszłość i świat, który na zgliszczach starego ładu zbudował sobie perfekcyjną (utopijną wręcz) „bańkę” w postaci megamiasta Romudo (Equilibrium, anyone?) – metropolii, w której współistnieją ze sobą ludzie i roboty. Mamy też sprawę zbrodni i tajemniczego mordercy, wirusa „Cogito” i wiele pytań o naturę człowieczeństwa czy pochodzenie uczuć.
W Ergo Proxy nic nie jest takie, jakim się z pozoru wydaje. Seria wciąga od samego początku – choć przytłoczyć może masą odniesień do filozofii, lingwistyki czy literatury. Jest to wszystko jednak tak niesamowicie opowiedziane i animowane, że trudno oderwać oczy od ekranu.