Najlepsze sequele filmów SCIENCE FICTION
Mówi się, że dobre filmy nie potrzebują kontynuacji, a już tym bardziej wznowień. Czy na pewno? Filmy z tej listy są tej tezy zaprzeczeniem. Nie dość, że są równie dobre, jak oryginał, to często nawet go przebijają. Oto lista sequeli filmów science fiction, które dały nam sporo satysfakcji podczas seansu.
Mad Max 2 – Wojownik szos
Nie oszukujmy się – pierwszy Mad Max jest może filmem zasłużonym i na swój sposób także kultowym, ale George Miller wyjątkowo nisko ustawił sobie nim poprzeczkę przy ewentualnej kontynuacji. Nie było żadnej gwarancji, że ten temat faktycznie „chwyci”. Pierwszy Mad Max nie zgromadził więc funduszy, które mogłyby wynieść to widowisko już na starcie na wysoki level. Kosztował zaledwie 350 tysięcy dolarów. Sequel, Wojownik szos, zgromadził budżet liczony już w milionach i to oczywiście wpłynęło na jego widowiskowość. Świat się poszerzył, zainwestowano w kostiumy, scenografię, szybkie samochody. Pojawił się też jeszcze bardziej groteskowy antagonista. To ten film najlepiej określił charakter całej serii i do dziś stanowi jej wyznacznik.
Wojna o planetę małp
Trylogia Matta Reevesa to z pewnością jedna z bardziej intrygujących serii, stanowiących wznowienie względem oryginału z 1968. To się udało i działa aż do teraz, bo tegoroczne Królestwo planety małp, nawet przy zmianie reżyserskiej warty, wciąż umiejętnie podąża wytyczonymi szlakami przez zaskakująco dobrą Genezę planety małp. Ten film miał jednak swoje ograniczenia, bo był historią ukazującą początek problemu – starcia o dominację. Napięcie rosło i w trzeciej odsłonie, Wojnie o planetę małp, otrzymaliśmy kumulację. Jest to odsłona najbardziej dosadna w wymowie, z najciekawszym antagonistą, najsilniej zaakcentowanym dramatem i posępnym klimatem. Do dziś uważam, że za kreację Cezara i wkład w performance capture Andy Serkis powinien otrzymać honorowego Oscara, bo chyba jeszcze nie dojrzeliśmy, by tak wykreowane postacie mogły rywalizować w kategorii aktorskiej.
Narzeczona Frankensteina
Czy to kobieta przyniosła Frankensteinowi zgubę? Najwyraźniej tak, co w latach 30. było dość często podejmowaną sugestią, o czym najlepiej świadczy także przypadek King Konga. Tak czy inaczej, kontekst został względem oryginału poszerzony, ponownie wykorzystano biblijne nawiązania, doprawiając je naukowymi wizjami. Potwór znowu straszy, tym razem jako wcielenie męskiej opresji. To wciąż ważny film, ale w niektórych aspektach trąci myszką – zachowanie monstrum już mniej budzi grozę, a znacznie bardziej śmieszy.
Obcy – decydujące starcie
Jedni powiedzą – nie byłoby Obcego bez Ridleya Scotta. Ale jest równie wielka grupa fanów, która mówi – to James Cameron nakręcił najlepszą odsłonę tej serii. Jedno trzeba przyznać – ten reżyser prócz ręki do widowisk ma też rękę do sequeli. Wie, co kryje się w potrzebie „zrobienia różnicy” względem oryginału. Udało mu się to w Decydującym starciu, ale także w innym filmie wymienionym w tym zestawieniu. Cameron zamienił horror w kino akcji, podkreślając jeszcze bardziej siłę drzemiącą w bohaterce. Fani w lot zrozumieli i pokochali tę zmianę.
Cloverfield Lane 10
To było z pewnością zaskakujące posunięcie ze strony studia Paramount. W kontynuacji, lub raczej w czymś, co pełniło funkcję quasi-sequela, zmieniono całkowicie lokację i charakter nowego Cloverfield. To się opłaciło. Do końca udało się utrzymać tajemnicę nad projektem, co z pewnością stanowiło atut. Role Johna Goodmana i Mary Elizabeth Winstead także wniosły nową jakość (bohaterów pierwowzoru raczej po latach nie pamiętamy). Nie dziwota, że Dan Trachtenberg dostał wkrótce po tym angaż przy serii Predator, dla której wykonał podobną w charakterze robotę – nakręcił Prey, czyli film osadzony w uniwersum łowcy, ale trudny do zakwalifikowania jako typowy sequel.
Terminator 2: Dzień sądu
Jak wspomniałem wcześniej, Cameron ma rękę do widowisk i ma rękę do sequeli. W przypadku drugiego Terminatora ten kanadyjski twórca miał okazję poprawić sam siebie. Trochę jak George Miller w Mad Maxie; tu także zgromadzono większy budżet, b-klasowe kino zamieniło się w pełnoprawne widowisko. Na poziomie scenariusza nie otrzymaliśmy nic odkrywczego, pewne akcenty zostały jedynie wzmocnione, a pewne postaci przeszły swoistą ewolucję. Drugi Terminator to przede wszystkim perfekcyjne kino akcji, z dobrym ciężarem dramatycznym i jeszcze lepszymi efektami specjalnymi.
Predators
Złośliwi mówią, że to bardziej remake niż sequel w stosunku do oryginału. Ja jednak traktuję ten film jako pełnoprawną trzecią część. Lubię też część drugą z Dannym Gloverem, ale to właśnie film z Adrianem Brodym pozostanie tym Predatorem mojego pokolenia. Za kamerą filmu stanął Nimród Antal, autor kultowych Kontrolerów, choć pamiętam, że to Robert Rodriguez był pierwszym wyborem studia. Jakby nie patrzeć, film się udał, nie tyle dlatego, że zaproponował coś nowego, ile dlatego, że w sposób umiejętny sięgnął do znanych dla serii elementów, dając im nowe życie. Wciąż sporo tu testosteronu znanego z części pierwszej, zdecydowano się też na powrót do dżungli, zabawa jest więc trochę odtwórcza, ale w niuansach udało się przepchnąć wartość dodaną.
Star Trek II: Gniew Khana
Gdy się ciągiem ogląda filmy z tego cyklu, trudno dostrzec wyjątkowość Gniewu Khana. Jako samodzielny film to jednak kapitalna historia, wyraźnie inspirowana klasykami literatury jak Moby Dick. Osią fabuły jest starcie dwóch równorzędnych osobowości, kapitanów statku, na czym oparto też ciężar dramatyczny. Choć stoją po przeciwnej stronie barykady, da się kibicować im obu naraz. Finał filmu kryje w sobie także jeden z bardziej zaskakujących i wzruszających momentów tego cyklu, zwłaszcza jeśli nieobcy jest nam także serial, gdzie postacie Kirka i Spocka zaistniały wcześniej.
Powrót do przyszłości II
Ta trylogia Roberta Zemeckisa jest prawdopodobnie jedną z lepszych serii science fiction w historii kina. Jeśli jednak miałbym wskazać w niej film, który jest lepszy względem reszty odsłon, to bez zastanowienia wskazałbym część drugą. Te samochody latają i wygląda to wciąż rewelacyjnie. A tak poważnie – to według mnie właśnie w tym filmie zdołały zaistnieć idee stojące u podstaw serii w pełnej krasie. Twórcy sobie pofolgowali, pokazali fascynującą i bardzo wiarygodną przyszłość. W trzeciej części zmieniono nieco konwencję, a pierwszy film jest znacznie mniej widowiskowy od reszty, dlatego to dwójka pozostanie dla mnie wizytówką tej serii.
Diuna: Część druga
Zestawienie wieńczy tegoroczny sukces kasowy. Denis Villeneuve udaje skromnego i dziwi się, że Diuna wciąż przoduje w wynikach box office’u tego roku, ale przecież nie ma w tym nic dziwnego. To bowiem znakomite, majestatyczne widowisko, nieco bardziej dynamiczne od pierwszej części, ale wciąż bardzo klimatyczne, podniosłe, prowadzone plejadą charyzmatycznych postaci. To w końcu WIELKIE science fiction, jakiego kino potrzebowało. Ten sam reżyser kilka lat wcześniej nakręcił już zaskakująco dobry sequel SF, ale niestety, zabrakło dla niego miejsca w tym zestawieniu.