Najlepsze sceny z filmów TIMA BURTONA
W tym przypadku najlepsze wcale nie oznacza efekciarskie, tak po burtonowsku. Każdy, kto zna Tima Burtona, wie również, że wypracował on charakterystyczny styl narracji, którego nie da się pomylić z żadnym innym twórcą. Po latach eksploatowania go można jednak zmęczyć się oglądaniem ciągle tych samych motywów, tyle że w odmiennych środowiskach zdjęciowych. Wybranie zatem najlepszych scen nie będzie już w moim przypadku bazowało na odnajdywaniu najbardziej abstrakcyjnych i dziwnych momentów, lecz przede wszystkim wartościowej, charakterystycznej i dzisiaj może nawet już kultowych treści. Czasem forma produkcji tworzonych przez Burtona przesłania nam historie, wnioski z nich wypływające, efektowność samych słów, które mówią bohaterowie, aczkolwiek nie tylko. Tego więc, a nie wyłącznie surrealnego efekciarstwa szukałem w najlepszych scenach poniżej.
I’m Batman, „Batman” (1989)
Wczesny Burton, tak bym określił ten okres twórczości reżysera. Czas ten jednak nazwany „wczesnym” oznacza kształtowanie głównego stylu Burtona i nie sugeruje nawet, że jest to coś gorszego, niedojrzałego. Jest to czas najbardziej charakterystyczny dla twórcy, pamiętany do dzisiaj przez miłośników filmowego hiperrealizmu. Pierwszy Batman Burtona albo rozkocha widzów, albo na stałe zniechęci. Scenę, kiedy człowiek-nietoperz specyficznie się przedstawia drobnym rzezimieszkom, również albo się zaakceptuje, albo już do niej nie wróci. Moment ten jest bardzo charakterystyczny. Michael Keaton zachowuje się jak w teatrze. Otoczenie nie przypomina realistycznego świata. Jest stylizowane wraz z głównym bohaterem, i to jest niekiedy najtrudniejsze od strony widza do zaakceptowania. „I’m Batman” jest wypowiedziane szybko, gwałtownie, nieprzystępnie, tworzy otoczkę dla superbohatera, którą potrafili stworzyć tylko Burton wraz z Keatonem. Dzisiaj ten styl to już klasyka, naznaczona czasem oraz w dzisiejszym kinie superbohaterskim trudna do powtórzenia.
Wystawa, „Wielkie oczy” (2014)
Dlaczego na tych obrazach są dzieci? – to ważne pytanie zadane Walterowi Keane przez jednego z gości wystawy nabiera nowego znaczenia w kontekście całej rozmowy krótkiej, filmowanej z przodu niemal jak u Wesa Andersona, dowcipnej, lecz zarazem nawet dramatycznej. Na wystawie Walter oczywiście podszywa się pod autora bardzo charakterystycznych prac, na których w większości są dzieci z wielkimi oczami. A więc, skąd bierze pan pomysły? – pyta zainteresowany gość, gdy już Walter zdążył się zamotać z powodu swojej nieznajomości techniki malarskiej, jakiej używa na „swoich” obrazach.
Opowieść o Barronie, „Osobliwy dom pani Peregrine” (2016)
Bardzo metaforyczna scena, jak wszystko w tym może nawet najpiękniejszym filmie Tima Burtona, jaki udało mu się do tej pory nakręcić – najpiękniejszym i najbardziej poetyckim, prócz Dużej ryby. Zdolność widzenia potworów jest rzadkim talentem. Pani Peregrine nazywa je pustakami, pustopokrakami (ang. hollows, hollowgasts). Są niewidzialne, lecz główny bohater, Jacob, posiadł zdolność ich dostrzegania. Kiedy widzi, jak jeden z potworów ginie z ręki właścicielki domu, potem dostępuje zaszczytu wysłuchania opowieści pani Peregrine o sobie, swoim pochodzeniu, rodzinie, osobliwych naukowcach oraz Barronie. Kluczowym momentem jest wizualizacja eksperymentu oraz wystawna kolacja z oczu.
Pofarbowany dom, „Hansel and Gretel” (1983)
W tym czasie trudno mówić o jakimś koherentnym burtonowskim stylu. Produkcja jest wczesna i nietypowa, chociaż kręcona dla Disneya. Burton wtedy jeszcze nie był samodzielnym reżyserem. Spełniał raczej funkcję nadzorcy, podobnie jak obecnie niektórzy reżyserzy zatrudniani np. przez Marvela do realizacji wizji wielkiego producenta. Niemniej z Hansel and Gretel wyszła ciekawa wizualnie historia dla dzieci. Scena rozpadu magicznego domu jest śmieszna i straszna jednocześnie. Farby tryskają na wszystkie strony. Dom gnie się jak z modeliny. Młodsze dzieci mogą się nawet przestraszyć. Starsze będą z pewnością zdziwione, że takie rzeczy można zobaczyć w kinie, czy też obecnie wyświetlane na telewizorze lub laptopie. Dorośli natomiast mogą stwierdzić, że to niesamowita kiszka. Całkiem zresztą trafnie, ale pamiętajmy, że z takich kręconych przed laty scen narodził się Tim Burton, którego tak cenimy dzisiaj. Pod tym względem tej sceny nie można pominąć w jego karierze.