NAJLEPSZE momenty z MCU w 2022 roku
Niestety, nie było ich tak wiele, jak by spodziewali się tego twórcy z MARVELA, albo jak zakładali. Znajdziemy jednak kilka naprawdę wartych uwagi momentów, których może nie będzie się pamiętać całe życie, jak np. monologu Roy’a Batty’ego, lecz chociaż dłuższy czas będą nam przypominać o zmarnowanym potencjale niektórych produkcji z MCU. Nawet po części tych, które poniżej wymienię, lecz zwłaszcza tych z poprzednich lat, gdzie trudno by było znaleźć aż tyle dobrych momentów. Rok 2022 jest naprawdę szczęśliwy dla Marvela pod tym względem. Wydaje się, że 2023 nie będzie już taki dobry, ale zobaczymy.
Spotkanie Stevena/Marca z doktorem w szpitalu psychiatrycznym („Moon Knight”)
Najpierw powinniśmy sobie uzmysłowić, kto siedzi naprzeciwko lekarza, albo tego, kto udaje lekarza. Przewrotność tej sceny polega na wiedzy, którą zdobyliśmy w poprzednich odcinkach. Jeśli pamiętamy to, co działo się ze Stevenem/Markiem, teraz – w szpitalnej rzeczywistości – docenimy ten plot twist, kiedy Oscar Isaac odurzony lekami wstaje z wózka na widok własnego oblicza i nagle upada, bo jedna z jego nóg jest przywiązana do wózka. Z ręki wypada mu figurka Moon Knighta. Jest Markiem. Co jest więc rzeczywistością? To, co znajduje się w jego głowie, czy doświadczenie tego, co pojmuje jako zewnętrze? Kamera wykonuje zbliżenie na jego twarz, a zamiast salowego naprzeciw naszego bohatera pojawia się nieostra twarz zatroskanego doktora, który jest Arthurem Harrowem. Znakomity duet Oscar Isaac–Ethan Hawke dalej już poprowadzą widza przez tę szaleńczą, epistemologiczną podróż.
Thor bez spodni („Thor: Miłość i grom”)
Nikt się nie spodziewał Thora bez spodni, podobnie jak hiszpańskiej inkwizycji. Na takim boskim spotkaniu, jakie zorganizował sam Zeus, nie mogło zabraknąć atrakcji, jednak nie spodziewałem się, że będzie nią przyrodzenie Thora i jego pośladki. Trochę żal, że kategoria wiekowa filmu nie pozwoliła ukazać wszystkiego, co w Thorze boskie, a co spowodowało nagłe omdlenie otaczających Zeusa pięknych boginek. Tak czy inaczej, scena zapada w pamięci ze względu na swoją slapstickowość i wszystko to, co Thor dalej uczyni z Zeusem. Spodnie wcale nie są mu potrzebne do tego, żeby był naprawdę WIELKI.
Pierwsze starcie z szakalem („Moon Knight”)
Typowa scena akcji, jakich wydawać by się mogło, wiele w kinie superbohaterskim napotkaliśmy i napotkamy. To jednak, jak na nią zostajemy jako widzowie przygotowani, ma kolosalne znaczenie dla jej późniejszego odbioru. Z o wiele większymi emocjami chłoniemy wyścig po dachach, skoki między budynkami, a w końcu dosłownie patetyczne nadzianie szakala na iglicę. I naiwnie sądzimy, że teraz już zawsze będziemy obserwować niepodzielonego osobowościowo Moon Knighta. Nic bardziej mylnego. Twórcy serialu wciąż z nami będą się bawić, a znakomity Oscar Isaac pokazywać swój talent aktorski, czasem doprowadzając nas nawet do gniewu na swoją szaloną postać.
Wtargnięcie do domu Kevina Bacona („Strażnicy Galaktyki: Coraz bliżej święta”)
Najpierw Mantis wraz z Draxem posmakowali, czym jest alkohol, a że Kevin Bacon sam się niejako podłożył, publikując swój adres, znaleźć go było łatwo. Niestety, nie był wodzem planety, ale celebrytą, ale to naszej dwójce bohaterów i tak nie przeszkadzało. Za 4 dychy kupili mapę domów celebrytów i wyruszyli na bani w podróż do Kevina Bacona. I tutaj cała heca się właśnie zaczyna. Kilkukrotne próby dzwonienia nic nie dają, więc należy sforsować bramę, a nawet staranować wejście do samego domu, a w zasadzie taki duży świetlik, czy przeszkloną ścianę. Wtedy twarz Kevina Bacona się radykalnie zmienia i zaczyna się zabawa. Bezcenny moment w całym MCU.
Śmierć Love („Thor: Miłość i grom”)
Niektórzy mogą być zdziwieniu odwagą tej ceny, bo do samego końca chyba każdy z nas spodziewa się, że córka Gorra jednak przeżyje, ratunek przyjdzie, chociażby miał pojawić się dosłownie z nieba. Zresztą tam go Gorr upatrywał, właśnie w siłach nadprzyrodzonych, w które święcie wierzył. Ta wiara, silna i ślepa, która zasilała jego nadzieję, po śmierci córki przemieniła się w równie nieokiełznaną nienawiść. Beznamiętni i obojętni na ludzkie cierpienie bogowie stali się wrogami, a Gorr skutecznie ich likwidował, aż do czasu spotkania Thora, jego wersji zaproponowanej przez Taikę Waititiego, posiadającej w sobie dużo ludzkiego cynizmu i skłonności do popełniania błędów. Tak więc moment śmierci Love dramatycznie stoi wysoko. Nie przekracza niedozwolonych, patetycznych tonów, jakie Marvel uwielbia wzbudzać, aż w uszach trzaska, a głowa boli.