Najlepsze filmy gangsterskie. WYNIKI GŁOSOWANIA!
20. Porachunki, 1998, reż. Guy Ritchie
Pierwszy film Guya Ritchiego to komedia sensacyjna ukazująca londyński półświatek od strony wielkich gangsterów oraz pomniejszych zbirów, kanciarzy, złodziejów. Gdy główny bohater Eddie przegrywa w pokera pół miliona funtów, dostając zaledwie tydzień czasu na spłacenie długu, namawia swoich trzech przyjaciół na ryzykowny krok obrabowania sąsiadów, którzy… mają zamiar okraść kogoś innego. Wkrótce sieć zależności między przestępcami ulega zachwianiu i nie ma znaczenia, kto jest gdzie w hierarchii – każdy może się obłowić, każdy może też zginąć. O tym decyduje jednak często ślepy los.
Porachunki do dziś pozostają najprecyzyjniej skonstruowaną i mistrzowsko wykonaną filmową robotą Ritchiego, w której podziw (i jednocześnie śmiech) budzi sposób, w jaki wszystkie wątki się splatają, a ścieżki bohaterów przecinają. Realizm przestępczego światka bije po oczach, naturalność dialogów i zachowań przyjemnie kontrastuje z popisową realizacją nastawioną przede wszystkim na zapewnienie stu minut czystej rozrywki, a ścieżka dźwiękowa idealnie pasuje do obrazu. Debiut Anglika niejako przywrócił brytyjską gangsterkę na szczyt, przez co milenijny przełom zaowocował autentycznym wysypem tego typu produkcji, by wymienić tylko Gangstera nr 1, Sexy Beast, Przekładańca oraz – nakręcony również przez Ritchiego – Przekręt. [Krzysztof Walecki]
19. Ścieżka strachu, 1990, reż. Joel i Ethan Coenowie
Dziwnie zapomniany film braci Coen, choć przez długi czas pozostawał moim ulubionym ich dziełem. Ta rozgrywająca się w czasach prohibicji historia Toma Regana, który musi dokonać cudów i porządnie się nagimnastykować (zwłaszcza umysłowo), aby zakończyć irlandzko-włoską wojnę między rywalizującymi ze sobą gangami, ma tak skomplikowaną intrygę, że sami jej twórcy musieli na trochę odpocząć od scenariusza, bo się pogubili. I rzeczywiście – można być pod wrażeniem szwajcarskiej precyzji, jaką charakteryzuje się fabuła, dostarczająca dużych emocji oraz typowej dla Coenów zabawy. Ale to, co najlepsze w Ścieżce strachu, to lawirujący między stronami konfliktu bohater, bezwzględny i romantyczny jednocześnie, wierzący we własny spryt i osąd. Grający go Gabriel Byrne jest fenomenalny w tej roli, do samego końca pozostając postacią, której kibicujemy i której żałujemy, bo choć prowadzi wielką grę, przeczuwamy, że okupi tę walkę nie mniejszą ofiarą. Wielkie kino. [Krzysztof Walecki]
18. Bonnie i Clyde, 1967, reż. Arthur Penn
Podobne wpisy
17. Ojciec chrzestny 3, 1990, reż. Francis Ford Coppola
Zamknięcie największej trylogii gangsterskiej w historii kina. Oglądając losy rodziny Corleone, po latach widzimy, jak bardzo zmienili się oni i świat, w którym żyją. Z wiekiem dopadają ich nie tylko choroby, lecz także przeszłość, która potrafi być przytłaczająca. Nakręcony długo po pierwszych dwóch częściach film jest gorzkim epilogiem postaci Michaela (Al Pacino). Zimna nieustępliwość i upór w czasach młodości zabezpieczyły status tego, na czym zależało mu najbardziej – swojej rodziny. A jednak nawet otoczony jej członkami czasami czuje się samotny. Myślenie o przeszłości jest bolesne, a przyszłość zapowiada się niepewnie. Choć trzecia część Ojca chrzestnego nie jest wolna od potknięć, a odniesienia do poprzednich części bywają aż nazbyt sentymentalne, jako zakończenie historii film jest ze wszech miar udany, a Coppola utrzymał w miarę równy poziom wszystkich części. Natomiast w tej ładunek emocjonalny jest chyba największy. [Jan Dąbrowski]
16. Żądło, 1973, reż. George Roy Hill
Wzorcowe kino rozrywkowe – lekkie jak piórko, bezpretensjonalne i błyskotliwe. Dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, od scenariusza po muzykę. Znakomicie obsadzone i przepełnione pozytywną aurą. Deszcz Oscarów nie powinien dziwić, bo ten film ma wszystko, co powinno składać się na wysokiej klasy rozrywkę – taką, która po prostu nie ma prawa się nie spodobać. A może po prostu autorzy tej produkcji (na czele z George’em Royem Hillem) to wyrafinowani hochsztaplerzy, którzy po prostu wiedzą, jak wyciągnąć kasę z ludzi. Duet Paul Newman–Robert Redford oraz stylistyka retro przywodzą na myśl francuską produkcję Borsalino z duetem Alain Delon–Jean-Paul Belmondo (w reżyserii Jacques’a Deraya), ale o wtórności nie ma mowy. [Mariusz Czernic]