search
REKLAMA
Zestawienie

NAJLEPSZE RODZAJE FILMÓW DO OBEJRZENIA W ŚRODKU LASU. Horrory, westerny i nadrabianie klasyków

Mikołaj Lewalski

28 lipca 2018

REKLAMA

Środek lasu, późny wieczór. Za oknem widzę gładką taflę jeziora i drzewa porastające drugi brzeg w oddali. Podnosząc wzrok, mogę zobaczyć korony starych sosen na tle ciemniejącego nieba. Z małego wbudowanego w ścianę piecyka słyszę trzaskający ogień, który powoli spopiela zebrane kawałki okolicznych drzew i wypełnia pomieszczenie delikatną wonią dymu. Według mojej wiedzy jestem jedyną osobą w tym starym drewnianym domku. W lewej ręce trzymam zimne piwo, a obok prawej leżą gotowa na każde zawołanie paczka papierosów i wierna benzynówka. Przede mną stoi zaś monitor komputera oczekującego na ważną decyzję: jaki film obejrzę w tak klimatycznym otoczeniu?

Od wielu lat bardziej niż cokolwiek innego na świecie cenię czas spędzony nad jeziorem, z dala od zgiełku i wszelkiego chaosu. Szybko zdałem też sobie sprawę, jak magiczne w takim miejscu są seanse filmowe. Początkowo oglądałem tam to, co i tak zamierzałem prędzej czy później obejrzeć. Z czasem zrozumiałem jednak, że niektóre dzieła zyskują w takich okolicznościach bardziej niż inne. Oczywiście nie jestem pierwszym, który zwrócił na to uwagę – o tym, że miejsce seansu koresponduje z samym filmem, wiedzą organizatorzy rozmaitych festiwali, czego fantastycznym świadectwem była formuła zeszłorocznej edycji Festiwalu Filmów Kultowych. Z biegiem czasu zacząłem zauważać te zależności, dzięki czemu udało mi się wyodrębnić kilka rodzajów filmów, które najlepiej ogląda się w głębi ciemnego lasu:

Filmy z nurtu Southern Gothic

Głębokie Południe w Stanach Zjednoczonych to fascynujący obszar, który doskonale sprawdza się jako miejsce akcji prawdziwie mrocznego kina. Thrillery kryminalne, kino zemsty, dramaty obyczajowe i horrory – oto gatunki, w których najczęściej możemy podziwiać bagniste i gęsto zalesione tereny zapadłego Południa. Bieda i nędza są tam pożywką dla przestępczości i rozmaitych patologii społecznych, a za tło tych wydarzeń służy krajobraz rodem z kina postapokaliptycznego. W tym roku takim klimatem urzekł mnie Let Me Make You a Martyr z Marilynem MansonemSweet Virginia z Jonem Bernthalem (pomijając klimat, nie są to jednak szczególnie udane produkcje). Siedząc w lesie zahaczającym o małą rozsypującą się wioskę, często zauważam podobieństwa między filmowymi kadrami a okolicznymi widokami.

Magicznym seansem były też opowiadające o podstarzałym muzyku country Szalone serce oraz Uciekinier, z którego najbardziej zapamiętałem atmosferę ciepłego lata i niejednoznaczność postaci Matthew McConaugheya. A skoro już jesteśmy przy tym ostatnim, to nie sposób nie wspomnieć o genialnym Detektywie. Od kilku lat każdy swój pobyt nad jeziorem otwieram oglądaniem tej przerażającej i zarazem niebywale klimatycznej opowieści o mroku kryjącym się w człowieku. I kiedy tak słucham o tych wszystkich kobietach, które zaginęły na bagnach, i małych dzieciach, których nigdy nie odnaleziono, wyglądam przez okno, spoglądam na ciemne sylwetki drzew i zastanawiam się, jakie ponure tajemnice mogą kryć okoliczne lasy.

Audiowizualne odjazdy


Samotne wieczory w kompletnej głuszy to dobry czas na dziwaczne doświadczenia filmowe. Tego typu dzieła wypadają najciekawiej mniej więcej po trzecim piwie, kiedy analityczna część umysłu udaje się na zasłużony odpoczynek, pozwalając reszcie w spokoju doświadczać niepokojących wizji odważnych twórców. Jednym z bardziej intensywnych seansów w całym moim życiu był Tylko Bóg wybacza Nicolasa Windinga Refna. Zabijając głód krewetkową zupką chińską (która nawet pasowała do azjatyckiej stylistyki filmu) i – jakże by inaczej – popijając kolejne piwo, próbowałem objąć umysłem poszatkowaną narrację tego dzieła. Momenty irytacji nadmiernie (jak wówczas uważałem) minimalistycznym scenariuszem występowały na zmianę z bezgranicznym zachwytem warstwą audiowizualną, która wprowadzała mnie w prawdziwy trans. W tym samym miejscu oglądałem i intensywnie przeżywałem również DriveBronsonaSpring Breakers i jedno z większych moich odkryć tego roku – Straconych chłopców. Film Joela Schumachera nie zaskakuje tak nietypową narracją jak reszta, ale jest za to kompletnie odjechany jeśli chodzi o klimat i konstrukcję świata. Rozkosznie kiczowata scenografia i przepiękne Cry Little Sister wciąż chodzą mi po głowie.

Westerny

Garstka bohaterów niezmordowanie przemierzających dziewicze prerie Stanów Zjednoczonych. Surowe warunki, śmiertelne niebezpieczeństwa, poczucie wspólnoty w niedoli i zachwyt pięknem natury. Wieczory przy ognisku w prowizorycznym obozie otoczonym przez tajemniczy mrok nocy. Chłodne letnie noce to najlepszy czas na oglądanie takich filmów. Kiedy ogień w piecyku przestaje pełnić funkcję estetyczną i staje się jedynym sposobem na uniknięcie przemarznięcia, a dookoła jest przede wszystkim dzika przyroda, sympatyzowanie z bohaterami wchodzi na wyższy poziom. Dodajmy do tego zajadanie się suszoną wołowiną (ewentualnie bekonowymi prażynkami) i popijanie jej rozgrzewającą whisky, a seans stanie się jeszcze bardziej charakterystyczny. 3:10 do Yumy, zeszłoroczne Hostiles (również z Christianem Bale’em) oraz mroczna Wendeta każdy z tych filmów współtworzył pamiętny wieczór. Równie intensywne doznania zapewniło mi ponowne oglądanie Zjawy Django, które także wiele zyskały dzięki tej otoczce (nie żeby były to filmy, które potrzebują jakiejkolwiek pomocy, by zachwycić).

REKLAMA