NAJLEPIEJ zarabiające filmy 2024 roku
Wśród tych 10 przykładów można znaleźć przynajmniej dwie niespodzianki, głównie dlatego, że jedna z nich jest sequelem, który niewiele wnosi do oryginalnej historii, a w druga jest filmem obiektywnie nierównym, nieokreślonym, jakimś jakby niedokończonym w sensie formalnym. Jednak tak bardzo odbił się on od tego niemal niskobudżetowego pułapu mniej znanych filmów na poziom naprawdę fantastyczny. Reszta przykładów to w sumie pewniaki, które nie pobiły rekordów box office’u, lecz mocno zaznaczyły swoją obecność w grupie blockbusterów i wszelkich innych superprodukcji. Przy tej okazji warto jednak zadać pytanie, czy aby te miliardy dolarów zysku przełożą się na wieloletnią obecność tych filmów w historii kina, aż do osiągnięcia statusu kultowych produkcji? Niestety wątpię, czy jakikolwiek tytuł wymieniony poniżej ma na to szansę, tak więc zarobek nie idzie w parze z legendarnością.
„W głowie się nie mieści 2”, reż. Kelsey Mann, box office: 1,7 miliarda dolarów, budżet: 200 milionów dolarów
To jest właśnie jeden z tych przykładów niespodzianek. W głowie się nie mieści 2 jest animacją dobrą, wartościową, nieźle zrealizowaną, o ciekawym przekazie wychowawczym, ale nie stanie się tytułem kultowym jak np. Shrek. Poza tym jest sequelem, który fabularnie nie jest w ogóle odkrywczy w stosunku do pierwszej części, a jednak osiągnął taki sukces. Przyznaję, że jest mi trudno to racjonalnie wyjaśnić. Dodanie kilku nowych emocji i zrealizowanie tego samego szablonu fabularnego nie powinno świadczyć o finansowym sukcesie.
„Deadpool & Wolverine’a”, reż. Shawn Levy, box office: 1,340 miliarda dolarów, budżet: 200 milionów dolarów
Połączenie uniwersów okazało się wielkim sukcesem. Trzeci film z postacią Deadpoola, którego zagrał Ryan Reynolds, oznaczał wprowadzenie postaci do Marvel Cinematic Universe Disneya za pośrednictwem 20th Century Studios. Widzom z pewnością przypadło do gustu połączenie krnąbrnego i wyuzdanego Deadpoola z poważnym, szlachetnym i egzystencjalnie naznaczonym Wolverinem.
„Gru i Minionki: Pod przykrywką”, reż. Chris Renaud, box office: 968 milionów dolarów, budżet: 100 milionów dolarów
Gru pracował wiele lat, żeby stać się postacią rozpoznawalną i docenioną. Wyrobił sobie markę, a wymownie pomogły mu w tym minionki. Bez nich nie mógłby aż tak zaistnieć wśród tych rozlicznych postaci z filmów animowanych, które pozostawiają coraz mniej przestrzeni na kultowość w dzisiejszym kinie. Gru jest jakiś, a minionki podkreślają jego charakter, zatem całkiem oczywiste jest, że w końcu się udało zarobić prawie ten miliard.
„Vaiana 2”, reż. David G. Derrick Jr., Jason Hand, box office: 807 milionów dolarów, budżet: 150 milionów dolarów
Od czasów pierwszej Vaiany minęło już sporo lat, i to był bardzo dobry chwyt. Pierwsza wersja historii osiągnęła duży sukces, chociaż nie taki zysk, niemniej wryła się w świadomość młodszych widzów, a to zaprocentowało. Po latach nakręcono sequel, który fabularnie w żadnym wypadku nie był odkrywczy, jednak skorzystał z sentymentu widzów, którzy jeszcze go przekazali młodszym pokoleniom. Udało się osiągnąć naprawdę dobry wynik, nie tworząc w sumie niczego nowego w zakresie charakterów postaci.
„Diuna: Część druga”, reż. Denis Villeneuve, box office: 714 milionów dolarów, budżet: 190 milionów dolarów
Wynik wydaje się kontrowersyjny o tyle, że niektórzy (a jest ich całkiem sporo) kwestionują artystyczną wartość tej adaptacji prozy Herberta. A tu taki wielki zysk. Problem jednak polega na tym, że może ta adaptacja nie jest idealna, lecz po prostu bardzo dobrze oddaje nie tylko klimat książki, ale również cechy gatunku ogólnie pojętej fantastyki. I to widzów przyciągnęło, nawet jeśli nie znali twardej narracji Herberta.
„Wicked”, reż. Jon M. Chu, box office: 581 milionów dolarów, budżet: 150 milionów dolarów
Jeśli ktoś lubi tego typu filmy oczywiście. Do mnie nie przemawiają, nawet jeśli nawiązują do takich legend, jak starał się to zrobić Wicked z Czarnoksiężnikiem z Oz. Warstwa musicalowa uczyniła ten film wyjątkowo niestrawnym, ale z pewnością młodsza widownia doceni tego typu zabieg. Zysk może nie jest aż tak oszałamiający, lecz jak na taką mieszankę gatunkową trzeba docenić ten tytuł w zestawieniu.
„Godzilla i Kong: Nowe imperium”, reż. Adam Wingard, box office: 572 miliony dolarów, budżet: 135 milionów dolarów
Jest to jeden z tych filmów, który został nakręcony wyłącznie dla zysku, co się udało. Jest estetycznie bardzo ładny. Korzysta z widzowskiego upodobania do legendy Godzilli oraz wszelkich innych produkcji, w których walczą ze sobą potwory, no i w czasie jego seansu nie słychać mlaskania czy gryzienia popcornu. Artystycznie więc słabo, rozrywkowo solidnie, więc zysk okazał się duży.
„Kung Fu Panda 4”, reż. Mike Mitchell, box office: 548 milionów dolarów, budżet: 85 milionów dolarów
Można napisać, że znowu to samo. I to po raz czwarty. Ten sam szablon fabularny, tyle że przykryty płaszczem nowości. Są one jednak bardzo płytkie. W głębi czają się klisze, które znamy z poprzednich części. Problem w tym, że jednak młodsza widownia nie jest w stanie tak dokładnie ich wyczuć, więc na hasło Kung Fu Panda gremialnie ciągnie do kin, mając nadzieję, że znów da się pochłonąć temu unikalnemu klimatowi pierwszej części. Dlatego film aż tyle zarobił.
„Venom 3: Ostatni taniec”, reż. Kelly Marcel, box office: 475 milionów dolarów, budżet: 120 milionów dolarów
Jak to się mogło zdarzyć – można zadać pytanie. Mam wytłumaczenie. Widzowie są spragnieni niezobowiązującej rozrywki, nawet jeśli nie stoi ona na oszałamiającym poziomie. Jest za to poziom średni i to w przypadku Venoma wystarczyło. Można mieć tylko nadzieję, że ten Ostatni taniec faktycznie nim zostanie, bo już dość sztampy w tej serii i wyświechtanych antagonistów.
„It Ends with Us”, reż. Justin Baldoni, box office: 351 milionów dolarów, budżet: 25 milionów dolarów
A to kolejne zaskoczenie i jeden z najlepszych wyników w tym zestawieniu. Ciekawe, czy komukolwiek przeszło przez myśl, że ten tytuł osiągnie taki wynik? Zapewne nie. Przecież to zwykły melodramat, i to niejednokrotnie bardzo ślizgający się po ludzkich emocjach. Ale może o to właśnie chodzi? Ciekawa jest również atmosfera skandalu wokół filmu. Oskarżenia Blake Lively wobec Justina Baldoniego są mocne i znów dzielą społeczność widzów, co działa być może w ten sposób, że chociaż nie są fanami tego gatunku filmów, chcą zobaczyć akurat ten naznaczony skandalem.