VAIANA 2. Pół kroku w tył [RECENZJA]

Sequel Vaiany po raz kolejny zabiera nas w malowniczą i emocjonującą podróż po polinezyjskim świecie, ale brak mu tego ducha, który czynił z pierwszej części jedną z najpiękniejszych animacji Disneya.
Vaiana 2 to film, na który od lat czekali starsi i młodsi fani charyzmatycznej córki wodza Motonui. Akcja sequela rozgrywa się kilka lat po wydarzeniach przedstawionych w filmie z 2016 roku. Tytułowa bohaterka nie jest już nastolatką, zastanawiającą się nad własną rolą i miejscem na ziemi, lecz odpowiedzialną przywódczynią plemienia, która cieszy się szacunkiem i uwielbieniem swojego ludu. Kiedy przodkowie wzywają ją do wyruszenia w kolejną wyprawę, nie ma wątpliwości, że podjęcie się niebezpiecznej misji jest jej powinnością. Tym razem już nie sama, lecz z nietuzinkową załogą na pokładzie, wypływa na ocean, by po raz kolejny ocalić ludzi i zapewnić im lepszą przyszłość. Teraz stawka jest jeszcze wyższa, bo nie chodzi już tylko o mieszkańców Motonui, lecz o wszystkie ludy Polinezji. W osiągnięciu celu ponownie wspiera ją – teraz już stary druh – półbóg Maui.
„Vaiana 2”: Podróż bohaterki
Sequel Vaiany jest klasyczną mityczną opowieścią, realizującą niemal krok po kroku podróż bohatera opisaną przez Josepha Campbella. Jest też klasycznym sequelem, którego twórcy postanowili podkręcić sprawdzony przepis, by usatysfakcjonować fanów pierwowzoru. Czy im się to udało? I tak, i nie. Film Davida G. Derricka Jr. bez wątpienia oddaje atmosferę pierwszej części. Vaiana jest tak samo pełna uroku, co poprzednio, Maui znów bawi nas swoją postawą, a nawiązania do wierzeń i legend Polinezyjczyków nadają całości mistyczną aurę. Animacja cieszy oczy i pozwala niemal poczuć wiatr we włosach czy majestat bezkresnego oceanu. Jej realizatorzy po raz kolejny pozwolili się nam przenieść w odległe, urzekające rejony Oceanii, z powodzeniem oddali też upływ czasu – w wyglądzie tytułowej bohaterki coś się zmieniło (i nie chodzi tylko o kostium). Niby nieznacznie, ale na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z dojrzalszą postacią. Problem tkwi w tym, że poza postarzeniem bohaterów i dodaniem kilku nowych, twórcy filmu postawili na „kopiuj-wklej”, zapominając jednak o najważniejszym składniku wspomnianego przepisu na sukces.
Zagraj to jeszcze raz
Jak wspomniałam w poprzednim akapicie, wykorzystany schemat został podkręcony, więc w myśl zasady „szybciej, wyżej, mocniej” akcja gna do przodu, stawka jest jeszcze wyższa, obsada liczniejsza, a antagonista potężniejszy. Niewiele to jednak zmienia. O nowych towarzyszach Vaiany nie dowiadujemy się praktycznie niczego, a główny złoczyńca pojawia się w filmie raz. W scenie po napisach. Fabuła jest niemal bliźniacza względem pierwszego filmu – protagonistka wyrusza w niebezpieczną podróż mimo sprzeciwu jednej z ukochanych osób, mierzy się z bezmiarem oceanu, wpada do przerażającej groty, gdzie natrafia na niepokojących przeciwników, spotyka sprzymierzeńców, w tym duchy swoich przodków. Sekwencja z udziałem Matangi – choć kończy się inaczej – jest skonstruowana praktycznie tak samo jak scena z udziałem kraba Tamatoy. Animacja towarzysząca piosence śpiewanej przez Mauiego jest zrealizowana dokładnie w takim samym stylu, co ta, którą w 2016 roku oglądaliśmy, słuchając Drobnostki. Ta powtarzalność specjalnie nie razi, razi jednak to, że jedynie wyprawa Vaiany zmuszonej wypłynąć na wody, na które nie dotarł żaden z jej przodków, sięga tutaj dalej. Cała reszta robi pół kroku w tył.
Serce Vaiany
Abigail Barlow i Emily Bear nie stanęły na wysokości zadania, zastępując Lin-Manuela Mirandę. Piosenki z Vaiany 2 wpadają w ucho, ale nie zapadają w pamięć tak, jak Pół kroku stąd, Drobnostka czy Twoje ja. Nowa przygoda jest ekscytująca, ale nie ma już tej niezwykłej mocy podróży w głąb siebie (tak Vaiany, jak i Mauiego), która cechowała pierwszą część. Pojawiają się tutaj nowi bohaterowie – załoga katamaranu towarzysząca protagonistce w jej wyprawie. I choć trudno tych nowych postaci nie lubić, nie mamy okazji za dobrze ich poznać, a więc i nie mamy możliwości się z nimi zżyć.
Sequel to przede wszystkim opowieść o Vaianie, której rola na wyspie znacznie się zmieniła, jednak sama bohaterka przechodzi znów te same kryzysy w tych samych momentach. Na pochwałę w tym miejscu zasługuje postać Mauiego, który przeszedł większą przemianę niż tytułowa bohaterka i nie jest już tym samym zadufanym w sobie bożyszczem, co w pierwszej części. Heros (który do złudzenia przypomina mi innego lekko durnowatego i próżnego, ale też przesympatycznego i w gruncie rzeczy dobrodusznego boga z innego uniwersum Disneya) sporo się nauczył i zmienił. Przede wszystkim nie próbuje już ukrywać swoich ciepłych uczuć do Vaiany.
Przyjacielska relacja tej dwójki to jedna z najmocniejszych stron tego filmu. I choć finałowe starcie z głównym złoczyńcą jest dużo mniej spektakularne niż kulminacyjna scena z „jedynki” z udziałem Te Kā/Te Fiti, piękne jest też zwieńczenie tej przygody oraz to, co dzieje się z Vaianą na koniec (nawet jeśli nie jest to zbyt oryginalne). Morał tej historii można jednak zmieścić w motcie Spideya i jego superkumpli – „Współpraca się opłaca!”. A to jednak trochę za mało, by usatysfakcjonować dorosłego widza, który w pierwszym filmie mógł odnaleźć znacznie więcej. I za mało, by stać się punktem wyjścia do dyskusji z dzieckiem o tym, co jest w życiu ważne (a ja takich punktów w filmach, które pokazuję mojej córce, jednak szukam).
Vaiana była bowiem nie tylko przepięknie zrealizowanym kinem przygodowym, nie tylko kwintesencją „girl power” i przykładem, jakie bohaterki powinno stawiać się za wzór dla małych widzek. Vaiana była przede wszystkim filmem o odwadze do życia zgodnie ze „swoim ja”; o kluczowych życiowych rozterkach i wyborach; o osobistych celach, które często stoją w sprzeczności z planami, jakie mają wobec nas nasi najbliżsi; o ludzkich motywacjach do dokonywania wielkich czynów. O tym, że pod maską każdego macho kryje się mały potrzebujący miłości chłopiec. Opowieść o Vaianie nie tylko bawiła, zachwycała i inspirowała najmłodszych, ale niosła też ważny przekaz, który skłaniał do refleksji także dorosłych.
Mogę wam zagwarantować, że dzieciaki (i wy pewnie też) będą wspaniale bawić się na drugiej części Vaiany. Nie wyniosą z niej jednak zbyt wiele. Nawet żadnej melodii, którą mogłyby nucić przez kolejne miesiące. Scena po napisach (podpatrzona i skopiowana 1:1 z filmów Marvela) sugeruje jednak, że na jednym sequelu się nie skończy. Pozostaje więc mieć nadzieję, że ekipa Disneya wyciągnie wnioski z mieszanych recenzji Vaiany 2 i w kolejnej odsłonie zwróci tej historii serce.