search
REKLAMA
Zestawienie

NAJGORZEJ zagrane sceny PŁACZU

Płacz na ekranie czasem śmieszy, a przecież powinien smucić.

Odys Korczyński

25 kwietnia 2023

REKLAMA

Amos Diggory (Jeff Rawle), „Harry Potter i Czara Ognia”, 2005, reż. Mike Newell

Gdyby wybrać z całej serii najgorsze sceny, ta z rozpaczą po śmierci Cedrika byłaby w czołówce. Cedrik został zamordowany przez Petera Pettigrew za pomocą zaklęcia Avada Kedavra. Stało się to na cmentarzu w Little Hangleton. Harry Potter był przy tym. Potterowi udało się sprowadzić ciało kolegi i wtedy się zaczęło. Ojciec Cedrika rzucił się na nie. Podbiegł również Dumbledore. Wszyscy zaczęli płakać, krzyczeć, spazmować, niemal się słaniać. Poziom dramatyzmu wzrósł do wyjątkowo mało autentycznego. Nie twierdzę, żeby tak nie było w rzeczywistości, wręcz przeciwnie, tylko że pokazanie tego na ekranie tak dramatycznie nie działa.

Wszystkie sceny z Ronem Weasleyem (Rupert Grint), seria „Harry Potter”

Ron Weasley to ciekawe przypadek. Postawiłbym go, jeśli chodzi o płacz, obok Jęczącej Marty. Ron płacze właściwie w każdej części, płacze lub co najmniej ma w oczach łzy. Płacz jednak w jego wykonaniu jest jakimś osobliwym grymasem twarzy. Taka mimika bardziej przypomina efekt nagłego uderzenia bólu, a nie psychicznego cierpienia, a to bardziej o nie w tym zestawieniu chodziło. Oczywiście można płakać z bólu, lecz w przypadku Rona przyczyny jego emocjonalnych dołków były zgoła inne. Przyjrzyjcie się mu pod tym kątem. Rupert Grint w porównaniu z Danielem Radcliffem nie potrafi zagrać autentycznego płaczu, więc nie wybierałem konkretnej sceny.

Aman Mathur (Shah Rukh Khan), „Gdyby jutra nie było”, 2003, reż. Nikhil Advani

Shah Rukha Khana miałem niekwestionowaną przyjemność oglądać nie tak dawno w części pierwszej śpiewanego kina supebohaterskiego pt. Brahmastra: Shiva. Przyznaje, że było to osobliwe przeżycie filmowe. Shah Rukh Khan jest już ikoną, i ma wielkie szanse na emeryturze stać się niemal Bogiem kina, jak to się stało z Amitabhem Bachchanem. Gdyby jutra nie było to typowy Bollywoodzki musical. Główny bohater, którego gra Khan, próbuje rozkochać i zeswatać swoją przyjaciółkę Nainę z przyjacielem Rohitem. Oczywiście kocha do szaleństwa Nainę, a ona jego. Kulminacja ich nieszczęścia wydarza się na ślubie. Tam, składając gratulacje nowożeńcom, Khan daje popis swojego powstrzymywania płaczu, który – gdy tylko para młodych odchodzi – wybucha jak wulkan, a naszego bohatera trzęsie, jakby ktoś podłączył wszystkie jego mięśnie do prądu. Scena płaczu godna memicznych gifów.

Sameer (Salman Khan), „Prosto z serca”, 1999, reż. Sanjay Leela Bhansali

W kinie indyjskim występuje ciekawe zjawisko płaczu, a raczej tego, co go poprzedza. Otóż grane przez aktorów płaczące postaci, zanim jeszcze uronią pierwsze łzy, za wszelką cenę starają się powstrzymać napad rozpaczy. To jest pewien standard w tym typie kina, żeby podkreślić, jak bohaterowie są silni, a zarazem wrażliwi, ile energii kosztuje ich płacz, często publiczny, wręcz na pokaz. Nie inaczej jest ze sceną w sztandarowym, indyjskim melodramacie Prosto z serca. Salman Khan jako Sameer stoi na scenie. Wygląda trochę na Hindusa, trochę na Włocha, a może bardziej na Włocha, skoro za nim widać loże widowni. Spazmuje, płacze, wygłasza przemowę do samego Boga, a on go chyba wysłuchuje, tak bardzo nie może znieść tego patosu.

Rocky Balboa (Sylvester Stallone), „Rocky III”, 1982, reż. Sylvester Stallone

Wielcy superbohaterowie kina akcji nie powinni płakać na ekranie, bo im to nie wychodzi. Zastanawiałem się, czy przypadkiem nie zamienić Stallone na Schwarzeneggera, ale wybrałem jednak Rocky’ego, bo mam do tej serii nieco mniejszy sentyment niż do każdej produkcji z wielkim Arnoldem. A że kulturystyka jest mi bliskim zainteresowaniem, tym bardziej nie beształbym mojego idola za słabe zdolności aktorskie w odgrywaniu na ekranie scen rozpaczy. W scenie z Rockym widzimy zdruzgotanego po starciu z Langiem Balboę, który płacze nad umierającym Mickeyem (Burgess Meredith). To ważna postać, niemal ojciec dla Rocky’ego, tym straszniejsza więc jest ta strata. Sylvester Stallone jednak nie potrafił wyreżyserować samego siebie, żeby jego głos był przekonujący. Bo twarz owszem, wzrusza, lecz nie to dziwne łkanie, niemal czkawka, a gdy zamknąć oczy, niekiedy coś śmiesznego w gulgoczącym tonie głosu.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA