NAJGORZEJ zagrane sceny PŁACZU
Tym razem nie tylko kinematografia amerykańska, w której płaczu nie brakuje, w tym tego dojmująco patetycznego. Polskie kino ma również swój wkład w koszmarne sceny rozpaczy, jednak prawdziwą perłą jest kino z Bollywood. Tam właściwie płaczą cały czas. Płaczą ze smutku, ze złości i ze szczęścia, płaczą, kiedy stoją, chodzą i co najważniejsze – tańczą. Piszę to trochę z przymrużeniem oka, ale płacz w wydaniu hinduskim jest w światowej kinematografii niepowtarzalny. Przebija nawet ten chiński. Jest z nim tylko jeden problem – wszystkie te rodzaje płaczu niemal się od siebie nie różnią.
Doktor Magda (Katarzyna Warnke), „Botoks”, 2017, reż. Patryk Vega
Scenę ze sztucznym płaczem Katarzyny Warnke nazwałbym rozpaczą naturalistyczną. Patryk Vega lubi szokować, ale w taki mało finezyjny sposób. On po prostu rzuca w widza mięsem, a więc doktor Magda płacze z bólu, a te ujęcia jej skrzywionej twarzy zmieszane są z wyjmowaniem dziecka z brzucha kobiety na drodze cesarskiego cięcia. W sumie w tej operacji nie ma nic szokującego. To procedura medyczna i ludzkie ciało. Gorzej jednak wypada połączenie tej wizualizacji z zachowaniem aktorskim Warnke. Brakuje to zaangażowania, mimo że niewątpliwie scena ta wymagała od grającej ogromnego wysiłku. Coś jednak nie wyszło i wydaje mi się, że to jakiś wewnętrzny głos pytający Katarzynę Warnke – co ja tu u diabła robię?
Abby Johnson (Ashley Bratcher), „Nieplanowane”, 2019, reż. Chuck Konzelman, Cary Solomon
Czego się nie robi z miłości do kina. Ogląda nawet tak sztubackie produkty sztuki filmowej nastawione wyłącznie na tanią indoktrynację. Żeby jednak móc zająć jakieś stanowisko, trzeba takie „dzieła” oglądać, nawet jeśli to boli. Gdyby porównać scenę płaczu Abby do muzyki, najbardziej pasowałby zespół Weekend z hitem Ona tańczy dla mnie. Naiwność jest mniej więcej na tym samym poziomie. Najpierw Abby asystuje przy zabiegu, potem coś w niej narasta, patrzy na monitor, słucha odgłosów maszyn, zwłaszcza elektrycznego ssaka. Az końcu nie wytrzymuje i wybiega. Chowa się przed wszystkimi i wybucha jakże żarliwym płaczem. Można dodać, że niebiosa się wtedy radują, chociaż w istocie są to albo fanatyczni przeciwnicy aborcji modlący się jak w filmie nad odpadami medycznymi, albo księża.
Atreyu (Noah Hathaway), „Niekończąca się opowieść”, 1984, reż. Wolfgang Petersen
Film mojego dzieciństwa, który widziałem za małego raz czy dwa razy, a większość czasu spędziłem na czekaniu, aż go gdzieś w telewizji puszczą. Trafiałem jednak wciąż na fragmenty, więc tym bardziej byłem zły, że nie mam możliwości inaczej go zobaczyć. Dopiero po latach zaspokoiłem to niegdysiejsze pragnienie, lecz nie było już w tym seansie takiej magii. Mało tego – scena z topieniem się ukochanego dla Atreyu Artaxa w Bagnach Smutku zupełnie już mnie nie poruszyła. Polecam więc nie patrzeć na ciągnącego desperacko za uzdę Atreyu, tylko na konia, którego jest coraz mniej i mniej, gdy z wolna pochłania go czarne bagno.
Vada Sultenfuss (Anna Chlumsky), „Moja dziewczyna”, 1991, reż. Howard Zieff
Jestem przekonany, że nawet gdy o tym otwarcie nie mówimy, płacz dzieci w sztuce filmowej traktujemy zupełnie inaczej niż płacz dorosłych. Z jednej strony jesteśmy na niego o wiele mniej odporni, a z drugiej, i może właśnie dlatego, nastawieni bardziej krytycznie. Trudniej więc dziecięcemu aktorowi przebić się do nas, żebyśmy uznali jego grę za naprawdę poruszającą i autentyczną. Z tyłu głowy mamy przecież dużo mocniej, że to aktor dziecięcy i z natury swojej musi bardziej udawać emocje niż dorosły. A może nic bardziej mylnego? Wyobraźcie więc sobie dwójkę dzieci: jedno szlocha nad trumną drugiego, na dodatek otwartą. Czy to nie przesada?
Johnny (Tommy Wiseau), „The Room”, 2003, reż. Tommy Wiseau
Tommy to szalony człowiek. Szalony nie tylko ze względu na The Room, ale i pomysły dalszej eksploatacji tego pomieszczenia. Zanim jednak Tommy powróci do Pokoju, będziemy mogli delektować się jego najnowszym dziełem pt. Big Shark. Trudno w tej chwili stwierdzić, czy Wiseau ponownie strzeli sobie w łeb, ale możemy sobie przypomnieć, jak to robi w The Room oczywiście. Zanim jednak wyciągnie swoją wielką giwerę, da nam popis kunsztownego płaczu złączonego z szałem, desperacją, rozpaczą, krzykiem i dosłownie wszystkimi emocjami, które są głośne fizycznie.