Najbardziej REALISTYCZNE filmy SUPERBOHATERSKIE
„Kick-Ass” (2010), reż. Matthew Vaughn
Trzeba być niezwykle zdeterminowanym, a może i szalonym, żeby bez żadnych supermocy przebrać się w strój superbohatera o wdzięcznym imieniu Kick-Ass i stanąć do ulicznej walki z realnie niebezpiecznymi przeciwnikami. Oczywiście musiało się to skończyć źle i tylko dzięki odpowiednio skonstruowanemu zbiegowi wypadków Dave Lizewski przeżył swoje początki. To, że nie ma żadnych supermocy, jest jego zaletą, ale dodatkowo samemu filmowi nie brakuje slapstickowości, która naprawdę bawi. Z połączenia tych dwóch elementów powstał bardzo realistyczny pastisz godny polecenia każdemu fanowi zbyt poważnie zapatrzonemu we fruwających po niebie superbohaterów w zwiewnych pelerynach i obcisłych majtkach. Na uwagę zasługuje jeszcze wybuchowa para Big Daddy (Nicolas Cage) i Hit-Girl (Chloë Grace Moretz). W pewnych momentach zastanawiałem się, czy aby granie takich mocnych scen jest właściwe dla młodziutkiej Moretz.
„Iron Man” (2008), reż. Jon Favreau
Iron Man w MCU jest odpowiednikiem Batmana w DC. Bogaty, bez żadnych zdolności, wspomagany nowoczesną technologią, nawet doskonalszą niż Bruce Wayne, cierpiący jednak na permanentny brak spełnienia, no może poza jedną, jedyną chwilą, gdy odnalazł się w nowej rzeczywiści po dokonanej przez Thanosa zagładzie wszechświata. Iron Man jest niezwykle realną, emocjonalną postacią o cechach granicznych. Ironiczna radość bogacza miesza się w nim z namysłem godnym mędrca, który jest gotowy poświęcić wszystko. Superbohaterstwo Iron Mana jest dojrzałe zarówno na poziomie fizycznym, jak i mentalnym. Jest jedną z najbardziej spójnych postaci w MCU, chociaż paradoksalnie nie posiada żadnych fantastycznych przymiotów sam z siebie, no może oprócz tkwiącego w piersi reaktora łukowego.
„Punisher” (2004), reż. Jonathan Hensleigh
Kolejny człowiek z trudną historią, porównywalną z tą Batmanowską. W sumie te postaci mają ze sobą wiele wspólnego – są naznaczone osobowościowym mrokiem, z którego niemożliwe jest wyjść obronną ręką. Można powiedzieć, że Punisher i Batman to superbohaterowie-straceńcy, beznadziejnie próbujący zmienić otoczenie, chociaż tak naprawdę ich walka z przestępczością jest osobistą zemstą. W tym sensie żaden z nich nie uratuje świata przed zagładą, a zemsta nie będzie ukojeniem. Takie superbohaterstwo jest o tyle realistyczne, o ile w sensie globalnym zawsze będzie niespełnione. Punisher i Batman nie ocalą świata przed zapisaną w człowieczej naturze zdolnością do samounicestwienia. Dlatego pasują do tego zestawienia realistycznych produkcji, realistycznych czy też niepozostawiających tak czasem banalnych nadziei na wygranie ze złem i uczynienie świata idyllicznym miejscem do życia. Chyba najbliżej tego dzieła stworzenia był Thanos. Jeśli więc nie widzieliście jeszcze Punishera i dopiero wchodzicie w świat filmowych superbohaterów, na Punisherze się nie zawiedziecie, zwłaszcza w wersji odegranej przez Thomasa Jane’a, chociaż mam jakiś irracjonalny sentyment do posągowej gry Dolpha Lundgrena z 1989 roku.
„Super” (2010), reż. James Gunn
Jak zapewne się spodziewacie, będzie krwawo, z przymrużeniem oka, czasem śmiesznie, a czasem śmiertelnie poważnie. Super jest filmem o superbohaterstwie wynikającym z problemów małżeńskich, a takie postawienie sprawy oraz reżyser zapowiadają mnóstwo komedii okraszonej bezpretensjonalnie zaprezentowaną przemocą. Frank Darbo, człowiek, u którego stopień społecznej szarości sięga zapewne 100 procent, przemienia się w ulicznego mściciela, właściwie tylko po to, żeby zmusić żonę do powrotu. Jedynie przy okazji sporo przestępców zostaje unieszkodliwionych, bo główny antagonista jest nowym partnerem małżonki Franka. Gdyby tak nieco przerobić scenariusz Super, czyli zlikwidować komediowość, produkcja mogłaby się okazać niesamowicie mrocznym filmem superbohaterskim, a jest czysto rozrywkowym pastiszem tego gatunku. Uważam, że potencjał został stracony, chociaż jest kilka scen, po których uśmiech zostaje na twarzy bardzo długo.
„Strażnik” (2010), reż. Michael Morrisey
Takie zestawienia mają ten pozytywny skutek dla piszącego je, że pozwalają znaleźć filmy, których w innych warunkach nigdy nie miałoby się okazji obejrzeć. Nigdy nie widziałem Strażnika, a to warte uwagi, kameralne kino realistyczne superbohatersko aż do bólu. Po jego obejrzeniu uświadomiłem sobie, że wśród nas żyje mnóstwo superbohaterów. Każdy z nas na jakimś etapie jest herosem. Na tym wczesnym etapie, kiedy jeszcze nie jest się dorosłym, a trzeba zrozumieć wszystkie te zasady świata, w którym potem będzie się żyło i wychowywało swoje dzieci – superbohaterów. Wszystkie dzieci są superbohaterami, bo muszą porzucić świat naprawdę szczęśliwy i wejść w dorosłość. Samo dorośnięcie jest więc superbohaterstwem, a Strażnik boleśnie je opisuje, dając i jednocześnie nie dając nadziei na pozytywny koniec. Bo jaki jest ten świat, skoro główny bohater musi pociągnąć za spust i zabić?