Najbardziej kultowe CLIFFHANGERY w horrorach
Ptaki (1963), reż. Alfred Hitchcock
W zestawieniu najbardziej kultowych cliffhangerów nie może oczywiście zabraknąć absolutnego mistrza suspensu, czyli Alfreda Hitchcocka. Ciężko wskazać tylko jeden tytuł z jego imponującej filmografii, ale ograniczenie wyboru do horrorów trochę ułatwia sprawę. W Psychozie, której zdaje się być najbliżej do typowego horroru, nietrudno byłoby znaleźć kilka scen adekwatnych do tematu zestawienia. Jeśli jednak pozostać stricte przy zakończeniach wykorzystujących zabieg cliffhangera, na myśl nasuwają się równie kultowe Ptaki. Film, który dziś zakwalifikowalibyśmy jako natural horror, czyli – w luźnym tłumaczeniu – horror ekologiczny (inne tytuły należące do tego podgatunku to m.in. Szczęki Stevena Spielberga, Pirania Joego Dante czy polskie Drzewa Grzegorza Królikiewicza – aczkolwiek tego ostatniego nie polecam, przynajmniej o ile nie jesteście fanami twórczości Tommy’ego Wiseau).
Jak nietrudno się domyślić po tytule, tematem filmu Hitchcocka jest niespodziewany atak rozwścieczonego ptactwa na ludzi. Głównymi bohaterami są Melanie Daniels (w tej roli debiutująca na ekranie Tippi Hendren) oraz Mitch Brenner (Rod Taylor), którzy poznają się w sklepie zoologicznym. Gdy mężczyzna wychodzi ze sklepu, zauroczona Melanie decyduje się za nim podążać i dociera aż do jego rodzinnego domu. Wkrótce potem rozpoczyna się atak ptaków, podczas którego para zbliża się do siebie i wspólnie stawia czoło zagrożeniu. Ostatecznie jednak nie udaje im się go uniknąć – Melanie zostaje ranna i Mitch postanawia ją zawieźć do szpitala. Kiedy bohaterowie próbują się przedostać do samochodu, okazuje się, że atak ustał – ptaki jak gdyby nigdy nic całkowicie się uspokoiły i tylko zdają się przyglądać, jak bohaterowie odjeżdżają w siną dal.
Widz zostaje zawieszony w niepewności – czy to już jest koniec, czy tylko cisza przed kolejną burzą? Czy skoro nie wiadomo, dlaczego w ogóle ptaki zaczęły atakować, to można być pewnym, że nie zrobią tego ponownie? Co ciekawe, na ekranie nie pojawiają się słowa THE END – bezpośrednio po planie ogólnym, na którym widzimy odjeżdżający samochód otoczony przez niewinnie wyglądające ptactwo, wyświetla się logo wytwórni Universal. Ponoć Hitchcock chciał w ten sposób podkreślić, że zagrożenie nadal może istnieć, pozostawiając widza w pełnym grozy napięciu.
Dziecko Rosemary (1968), reż. Roman Polański
Podobne wpisy
Pierwszy film Polańskiego nakręcony w Stanach Zjednoczonych, a zarazem jedno z jego najbardziej kultowych dzieł, to ekranizacja bestsellerowej powieści Iry Levina z 1967 roku. Opowiada o młodym małżeństwie Woodhouse’ów: niecieszący się szczególnym powodzeniem w branży aktor Guy (John Cassavetes) i jego partnerka, tytułowa Rosemary (Mia Farrow) wprowadzają się do starej, otoczonej złą sławą kamienicy w Nowym Jorku. Wkrótce kobieta zachodzi w ciążę i zaczynają się dziać niezrozumiałe rzeczy, zarówno z nią samą, jak i wokół niej. Zaczyna ona podejrzewać swojego męża o spiskowanie przeciwko niej wraz z ich najbliższymi sąsiadami – małżeństwem Minnie (Ruth Gordon) i Romanem Castavetami (Sidney Blackmer), co im bliżej końca filmu, tym bardziej okazuje się być nie tylko pogłębiającym obłędem młodej ciężarnej, ale mrożącą krew w żyłach prawdą. Staje się jasne, że państwo Castavetowie są satanistami i zdołali wciągnąć w swoją sektę również Guya, a Rosemary nosi w sobie tak naprawdę nie jego dziecko, lecz samego diabła.
W ostatniej scenie, kiedy kobieta odnajduje odebranej jej wcześniej niemowlę w pokoju pełnym wyznawców szatana, następuje pełna napięcia kulminacja cliffhangerów, które na stałe zapisały się w pamięci kinomanów. Najpierw, Rosemary zbliża się do kołyski, gdy widzi jednak swoje dziecko odsuwa się od niej z przerażeniem i zaczyna wykrzykiwać pytająco do otaczających ją ludzi: Co zrobiliście mojemu dziecku? Co mu zrobiliście?. Widz czuje się zaintrygowany tym, jak prezentuje się potomek samego szatana, zdaje się, że po chwili napięcia, narastającego wraz z każdym kolejnym krzykiem Rosemary, kamera w końcu posunie się z powrotem w kierunku kołyski, by ukazać jego oblicze – to jednak nie następuje. Jedyne co, to w pewnym momencie między kolejnymi ujęciami, miga obraz oczu, które zdecydowanie nie są ludzkimi. Sataniści otaczają młodą kobietę, próbując ją przekonać, że powinna być dumna z tego, kogo wydała na świat, ona zaś czuje się coraz bardziej zagubiona i oszukana. Gdy jednak niemowlę zaczyna płakać, matczyny instynkt bierze górę nad wszystkimi innymi emocjami i Rosemary ponownie zbliża się do kołyski. Tym razem nie cofa się z obrzydzeniem, lecz zaczyna nią bujać, a w jej oczach widać stopniowo pojawiającą się czułość. Kamera, przy akompaniamencie Kołysanki Rosemary Krzysztofa Komedy, zaczyna osuwać się w dół, w kierunku dziecka, jednak zanim do niego dociera obraz przenika na zewnątrz kamienicy, ukazując budynek z perspektywy lotu ptaka. Czy czułość, którą można dostrzec w oczach Rosemary w ostatnich sekundach filmu oznacza, że matczyna miłość będzie silniejsza niż obrzydzenie do tego, czym jest dziecko czy była to tylko chwilowa słabość i kobieta, jako katoliczka, nie da się wciągnąć w sidła satanistycznej sekty? Polański pozostawia to pytanie bez odpowiedzi.