Najbardziej DOŁUJĄCE filmy. Tylko dla masochistów
Po co oglądamy filmy? Żeby zrelaksować się po ciężkim dniu w pracy. Żeby miło spędzić wieczór z rodziną lub przyjaciółmi. Żeby produktywnie i wartościowo spożytkować wolny czas. Aby coś poczuć. Radość, rozbawienie, zaskoczenie, wzruszenie – albo przygnębienie, nękające poczucie winy, brak nadziei do świata oraz ludzi, duchową pustkę i nihilizm. Są filmy, choć piękne i wartościowe, które spychają nas, widzów, w najciemniejsze odmęty melancholii, żalu i smutku. Filmy, po których chce się tylko zaczerpnąć trochę ciepłego słońca, schować pod kocem z ciepłą herbatą i paczką chusteczek lub po prostu przytulić. Poniżej znajdziecie kilka tytułów idealnych dla wytrwałych filmowych masochistów.
Iluzjonista
Iluzjonista to piękna, delikatna, przesiąknięta nostalgią animacja w reżyserii Sylvaina Chometa. Opowiada historię eleganckiego, cichego iluzjonisty w dojrzałym wieku, który niegdyś występował na scenie przed szeroką publicznością, jednak teraz na jego sztukę spuszczona została kurtyna zapomnienia. Iluzjonista to dotkliwie melancholijny film o bezlitosnym i bezpowrotnym upływie czasu. O sztukmistrzach – ludziach pełnych pasji, zamiłowania, ale i o świecie, który zdecydowanie kroczy naprzód, kiedy oni pozostają częścią tego przemijającego. Z tytułowym głównym bohaterem podróżuje dziewczyna, która zauroczona jego występami towarzyszy mu w poszukiwaniu nowej widowni. Jednak i ona, ostatnia osoba, która wierzy w jego magię, stopniowo odkrywa, że to jedynie sztuczki, urokliwe naciąganie rzeczywistości. W filmie Chometa wyraźnie wyczuwalne jest poczucie straty, bezsilności i samotności. Artyści niegdyś cieszący się czułością widzów i ciepłym światłem lamp dziś po cichu odchodzą w zapomnienie. Podobnie jak tytułowy iluzjonista, który w jednej z ostatnich, najbardziej rozrywających serce scen filmu wchodzi na wzgórze nad miasteczkiem, by wypuścić na wolność swojego wieloletniego kompana, zdezorientowanego białego królika. Mężczyzna zdaje sobie sprawę, że nie zazna już nigdy zachwytów publiczności – zostają mu tylko proste sztuczki, którymi wywoła nieśmiały uśmiech dziewczynki w pociągu. Iluzjonista to film pozostawiający po sobie bolesną pustkę. Boli tym bardziej jego cisza, subtelność oraz fakt, że nie sposób nie dzielić smutku z postacią głównego bohatera, który z pewną dezorientacją dynamicznie zmieniającym się światem z godnością przyjmuje swój los.
Lilja 4-ever
Film Lukasa Moodyssona, podobnie jak równie dołujący Cześć, Tereska Roberta Glińskiego, przedstawia niezwykle bolesny, niesprawiedliwy obraz świata, w którym środowisko determinuje losy człowieka; wstrzyknięte jak toksyna w żyły, płynie w nich aż do śmierci. Główną bohaterką dramatu jest Lilja. Mieszka w byłym Związku Radzieckim – krainie, nad którą przestało wstawać słońce – razem z matką i jej partnerem. Gdy ci postanawiają ułożyć sobie życie na nowo w Stanach Zjednoczonych, uświadamiają sobie, że w ich idealnym scenariuszu nie ma miejsca na dziecko. Zostawiają więc nastolatkę samą sobie, zamkniętą w labiryncie brudnych estońskich bloków. Jest to jednak początek jej wyboistej drogi przez mękę zwaną życiem. Dziewczyna traktowana jest z pogardą i wstrętem przez wszystkich z wyjątkiem Wołodii – 13-latka z myślami samobójczymi. W końcu zmuszona jest do prostytucji, by zapewnić sobie i przyjacielowi warunki do życia. Film funduje naszpikowany cierpieniami obraz dwójki młodych ludzi, którym nie udało się zaznać w życiu dobra ani piękna. Nie wierzą też, że spotka ich szczęście – a wtedy nie pozostaje już nic innego, jak tylko fantazjować o lepszym życiu. Film z minuty na minutę coraz mocniej łamie serce widza. Szczególnie podczas sceny, która chyba na zawsze utkwi mi w pamięci – tej, gdy Lilja w akcie desperacji rzuca się z płaczem za samochodem matki, odjeżdżającej, by już nigdy nie wrócić. Takich obrazów nie da się łatwo wyrzucić z pamięci. Moodysson nie tylko torturuje widza kolejnymi tragediami bohaterów, ale też w momencie, w którym pojawia się iskierka nadziei, drastycznie dusi ją w zarodku. Ból, bezradność i rozgoryczenie, jakie przyswaja się podczas seansu, zostawiają po sobie duchowe pogorzelisko. Czasem po prostu nie ma nadziei na zmianę. Trudno wyobrazić sobie coś bardziej przygnębiającego.