MUZYKA TRAILEROWA, czyli jak się sprzedaje filmy
Podobne wpisy
Są jednak kolektywy, często mylnie nazywane zespołami, które przez lata obecności na rynku wyrobiły sobie renomę i – chcąc nie chcąc – niemal każdy choć odrobinę zainteresowany kinem słyszał ich kompozycje. Mowa o takich markach jak Two Steps From Hell, Immediate Music, X-Ray Dog, Audiomachine czy E.S. Posthumus. To tak naprawdę firmy, które zrzeszają kompozytorów, wokalistów i muzyków, spośród których wybierane są odpowiednie dla danego projektu osoby. Innymi słowy: mamy tu dobrze prosperujący biznes, który swoje zastosowanie znajduje nie tylko na rynku filmowym, ale i w produkcjach telewizyjnych czy reklamie. To odpowiedź na oczekiwania rynku, będąca efektem zderzenia tradycyjnej formy komponowania muzyki z ułatwiającym funkcjonowanie dla muzyków-freelancerów systemem zleceń.
Coraz częściej mamy jednak do czynienia z odchodzeniem od tego typu kompozycji. Może to kwestia cięcia kosztów, a może potrzeba mocniejszego podkreślenia przekazu. Nadania mu siły, płynącej zarówno ze słów, jak i posłuchu, gwarantowanego przez znane i lubiane utwory, które same w sobie przyciągają uwagę widza, często „sprzedając” nam nawet fatalne filmy. W końcu trailer to reklama.
Zagraj to jeszcze raz, Sam
Wszystko dlatego, że zwiastun to w wielu przypadkach nasz pierwszy (a czasem i ostatni) kontakt z danym tytułem. To reklama, która musi sprzedawać produkt, zwłaszcza gdy nie jest on powiązany z popularnym motywem. O ile wszyscy wiedzą bowiem, kim jest Batman czy Superman, mało kto może kojarzyć Valériana czy Lorraine Broughton.
Oczywiście to też bywa kosztowne, zwłaszcza gdy sięgamy po hity najpopularniejszych zespołów. I właściwie od tego trzeba zacząć, bo o ile Beatlesi czy Queen to najwyższa półka, na którą stać największe studia, wiele jest kompozycji, które mają charakter kultowych, będąc jednocześnie własnością mniej znanych kapel. I jak ulał pasują mi tu zwiastuny gry This War of Mine, w której wykorzystano klasyki środkowoeuropejskiego rocka przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych (Omega – Gyöngyhajú lány, Tadeusz Woźniak – Zegarmistrz światła). Jeszcze większe wrażenie robi w tej kwestii Wolfenstein: The New Order, pokazując inny hit z tego okresu – House Of the Rising Sun zespołu The Animals… w wersji niemieckojęzycznej, wykonywanej przez Wilbert Eckart and Volksmusik Stars. Bethesda wykorzystała więc uznany utwór, nadając mu powiązany z charakterem gry wydźwięk.
https://www.youtube.com/watch?v=RVlca8FOkHQ
I takich kawałków jest naprawdę wiele, a jeśli tylko poruszana przez nie tematyka, tekst bądź sama warstwa melodyczna pasują do budowania klimatu, podkreślając charakter produkcji – warto po nie sięgnąć. Tym bardziej że ludzie po trzydziestce coraz rzadziej sięgają po nową muzykę (badania Skynet & Ebert). M.I.A. czy Lorde niekoniecznie więc do nich przemówią, ale Beatlesi? Queen? Depeche Mode? Jak najbardziej!