Młody i pobudzony, stary i ociężały? 5 NAJGORSZYCH RÓL TOMA HANKSA
4. Robert Langdon, Inferno (2016), reż. Ron Howard
I tak dotarliśmy do współczesnych dokonań aktorskich Toma Hanksa. Kino akcji z dojrzałymi aktorami niewątpliwie ma sens (np. seria Niezniszczalni), jednak w przypadku bohatera tego zestawienia nie byłbym taki pewien. Już po raz trzeci Tom Hanks wcielił się w profesora historii Roberta Langdona. Tym razem partnerowała mu Felicity Jones grająca lekarkę Siennę. I tu tkwi właśnie główny problem zarówno filmu, jak i roli Hanksa. Naprawdę trudno się ogląda (i słucha) tych jego tragicznie sztucznych monologów na temat symboliki u Dantego i jednocześnie patrzy na Felicity, która ogranicza swoje reakcje do przytakiwania albo zdawkowych pytań. Rola Hanksa znów nie została odpowiednio wyważona. Z jednej strony jest w nim coś z etosu Indiany Jonesa. Z drugiej wciąż pozostaje nudnym belfrem, który oprowadza nas po Florencji i Wenecji jak przewodnik turystyczny. Co z tego, że film jest dobrze zrealizowany pod względem rzemiosła? Hanksowi z pofarbowanymi włosami, zegarkiem z Myszką Miki i ociężałym stylem biegania najzwyczajniej brak energii, którą ma wciąż np. Harrison Ford. Dodatkowo intryga, w której bierze udział, jest zaprojektowana na znacznie niższym poziomie tajemniczości i kontrowersji niż chociażby ta w Kodzie Leonarda da Vinci. Jak więc w takim dziurawym logicznie i komercyjnym sosie można wykreować intrygującego bohatera? Za to można poprawnie odegrać swoją rolę, zostawiając gdzieś w tle tę wspaniałą postać z Cast away. To więc Hanks zrobił. Wziął udział kolejnym filmie z cyklu tych niezliczonych o globalnej katastrofie dla rodzaju ludzkiego i oczywiście jej zapobiegł.
5. James B. Donovan, Most szpiegów, (2015), reż. Steven Spielberg
Steven Spielberg miał ogromne szczęście, że przy Moście szpiegów jako scenarzyści pracowali bracia Coen. W sumie Tom Hanks również. Gdyby nie oni, powstałaby kolejna laurka polityczna dla władz USA, oczywiście sprawnie zrealizowana, z niezłymi aktorami, muzyką i zdjęciami, ale jednak IDEOLOGICZNA I NA DODATEK PATETYCZNA WYDMUSZKA. A tak powstał stosunkowo niezły rzemieślniczo obraz, który jest TYLKO IDEOLOGICZNĄ WYDMUSZKĄ. Brak patosu w tym wypadku sporo zmienia na plus dla Hanksa, który balansuje na niebezpiecznej granicy politycznego superbohatera kapitalizmu, czy wręcz oddanego sprawie nauczyciela, który oprócz samej wiedzy stara się aż do znudzenia wyjaśnić swoim uczniom swoje kryształowe metody dydaktyczne – jak by to ich cokolwiek obchodziło. Mało realistyczna jest taka postać, chyba że ktoś chce za jej pomocą coś wybielić w świadomości odbiorcy lub usilnie podtrzymywać naiwną wiarę w cudowność zachodnich instytucji politycznych. Generalnie jest bardzo poważnie i dramatyzm w twarzy Hanksa również jest mroczny, bardzo po amerykańsku mroczny, więc „po naszemu” smutny, ale niestety nie na sposób coenowski dwuznaczny i pełen czarnego humoru. W tym sensie Tom Hanks nie tchnął w postać Jamesa B. Donovana ducha braci Coen, a może też oni wraz z reżyserem Spielbergiem tego nie chcieli. Tym gorzej dla nich i Spielberga.
Powraca więc teraz pytanie z początku zestawienia. Czy gwiazda Toma Hanksa wciąż świeci jasno, a on ustrzegł swój aktorski talent przed zbytnim wpływem amerykańskich filmowców mających kinematograficzne wizje zbawiania świata przez USA? Moim zdaniem jednak tak, bo gorsze od występów w tego typu produkcjach jest tylko granie w patetycznych romansidłach. O mały włos Hanks mógłby podzielić ten los.