search
REKLAMA
Artykuł

MIASTECZKO SOUTH PARK. To, co w kulturze amerykańskiej najpiękniejsze

Damian Halik

19 sierpnia 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Po zakończeniu ósmej serii Trey Parker i Matt Stone postanowili nieco odświeżyć formułę swego dzieła. Począwszy od dziewiątego sezonu, panowie zdecydowanie więcej miejsca poświęcali w scenariuszach na satyryczne ukazywanie realnych wydarzeń i postaci. Wcześniej oczywiście także mieliśmy z tym do czynienia, jednak w roku 2005 z parodii uczyniono główny oręż serialu. I wszystko było w porządku, póki na tapet nie poszedł kościół scjentologów, do którego Hayes należał. Po emisji odcinka Uwięziony w szafie, w którym jednym z głównych bohaterów był Tom Cruise (najsłynniejszy ze scjentologów), odtwórca roli Szefa postanowił odejść. Oczywiście nikt byłego muzyka nie próbował zatrzymywać na siłę. Wręcz przeciwnie – Parker i Stone pokarali jego hipokryzję (nabijanie się z innych religii jakoś Hayesowi nie przeszkadzało) w swoim stylu – przez cały kolejny sezon zupełnie zrujnowali wizerunek Jerome’a McElroya. Po pierwsze, zamiast zatrudnić innego aktora, po prostu montowali jego wypowiedzi z posiadanych nagrań archiwalnych, celowo czyniąc je bełkotem; po drugie, z pracownika szkolnej stołówki zrobiono pedofila; po trzecie zaś – pod koniec sezonu po prostu go uśmiercono.

Aż do końca 17. sezonu Miasteczko South Park parodiowało wiele popularnych zjawisk oraz postaci. „Występ” w serialu żadnej z nich chluby nie przyniósł, jak jednak wspominałem – wszyscy obrywali sprawiedliwie, po równo. Szczytem okropieństwa było tu chyba uczynienie z Paris Hilton dilda dla Pana Niewolnika (miejscowy przedstawiciel LGBT, miłośnik sado-maso) w końcówce ósmej serii (odcinek Zestaw „Głupia rozpieszczona kurwa”), lecz znacznie bardziej zapadły mi w pamięć odcinek Rybie filety (sezon 13.) z zupełnie nieogarniającym, obrażającym się na wszystkich Kanye Westem, który ma się za geniusza i najbardziej utalentowanego muzyka na świecie, oraz stworzony po premierze Pasji epizod Pasja Żyda z ósmego sezonu (absolutny top możliwości serialu!), poświęcony Melowi Gibsonowi – rzecz jasna uwypuklający jego problemy psychiczne.

Mógłbym tak jeszcze długo, jednak pora zmierzać ku końcowi. W roku 2014, przy okazji startu osiemnastej serii, Miasteczko South Park zmieniło się nie do poznania. Po siedemnastu latach na antenie Trey Parker i Matt Stone postanowili w końcu uczynić z produkcji… serial z prawdziwego zdarzenia. Poprzednie 247 odcinków było twórczością luźno ze sobą połączoną, więc próba wprowadzenia spójnej linii czasowej i przenikających się motywów zdawała się dość karkołomna. O tym, czy pomysł wypalił, ciężko jest dyskutować. Taki format ma swoich zwolenników oraz wielu przeciwników, twierdzących, że to zabija ich ulubiony tytuł. Myślę, że na ocenę tej zmiany jest jednak za wcześnie. Widać, że prowadzenie wspólnej narracji dla dziesięcioodcinkowych serii sprawia momentami sporo problemów. Poszczególne epizody bywają przez to bardzo nierówne, nie w każdym da się odpowiednio zbilansować liczbę żartów w stosunku do koniecznych dla fabularnej ciągłości zabiegów. To taka mała łyżka dziegciu w tej beczce miodu, jednak widać, że ta formuła także ma szansę się sprawdzić. Co więcej, za jej sprawą Parker i Stone zdają się nieco nawet dojrzewać, co pokazał średnio udany zeszłoroczny sezon, będący podawanym na bieżąco komentarzem do wydarzeń politycznych w USA i wyboru Pana Garrisona na prezydenta.

Nie było to arcydzieło, jednak celność przemycanych pod przykrywką moralitetów wręcz uderzała. To już jednak historia, gdyż przed startem 21. serii twórcy zapowiedzieli, że chcą powrócić do narracji o znacznie bardziej przyziemnych tematach i – przede wszystkim – ponownie skupić się na „dziecięcych sprawach”. Nie wiem, ile jest w tym chęci powrotu do stosowania LSD i snucia totalnie oderwanych od rzeczywistości scenariuszy, jednak myślę, że żaden z fanów nie byłby temu przeciwny. Ba, przecież to właśnie wydarzenia z pierwszych dziesięciu sezonów wykuły to, za co kochamy Miasteczko South Park. Co niektórzy zapewne chcieliby także, by Parker i Stone popracowali nad kontynuacją pełnometrażowego South Park: Bigger, Longer & Uncut (w Polsce tytuł filmu brzmiał dokładnie tak samo, jak serialu – Miasteczko South Park), które przecież przyniosło twórcom nominację do Oscara za najlepszą piosenkę (Blame Canada – niedorzeczne, ale prawdziwe), dając im szansę pokazania się na czerwonym dywanie w kreacjach inspirowanych Jennifer Lopez. Te czasy raczej już nie wrócą…

OD LEWEJ Trey Parker Matt Stone i Marc Shaiman współautor tekstu do Blame Canada fot 72 ceremonia wręczenia Oscarów

Mimo tych turbulencj, serial nadal jeszcze nie przeskoczył rekina, a po zbliżającym się odpolitycznieniu głównego wątku ma szansę na nowo rozkochać w sobie część zawiedzionych poprzednią odsłoną fanów. Dlaczego? Długo można by gdybać, w czym tkwi sekret tej obrazoburczej produkcji, ale z perspektywy czasu trudno nie odnieść wrażenia, że kluczem do sukcesu serialu były doskonale zarysowane postaci, wśród których każdy mógł odnaleźć kogoś, z kim może się utożsamiać, a także brak jakichkolwiek ograniczeń, pozwalający twórcom wynieść niewybredny humor na wyżyny, nieraz balansując na granicy dobrego smaku (ale też wielokrotnie je przekraczając). Koniec końców Miasteczko South Park  reprezentuje wszystko, co w kulturze amerykańskiej najpiękniejsze – poczynając od spełniających amerykański sen artystów, którzy od dwóch dekad nieskrępowanie realizują dzieło swego życia; poprzez wspomnianą już różnorodność, znajdującą odzwierciedlenie w zamieszkującej South Park społeczności, gdzie bez względu na wyznawane wartości i religie czy prezentowany sposób bycia, każdy obrywa od twórców po równo; a na niczym niepohamowanej wolności słowa pozwalającej autorom szydzić nawet z tematów największego tabu kończąc. Co jednak najważniejsze, pod płaszczykiem wulgarności i infantylizmu Trey Parker i Matt Stone przemycają trafne przemyślenia na temat kondycji współczesnego świata, nie unikając tematów trudnych i właściwie nigdy nie rezygnując z możliwości zaserwowania widzom moralitetu. Żeby jednak go dostrzec, najpierw trzeba wyjąć kij z tyłka i choć spróbować nie obrażać się, gdy jakiś gag wycelowany zostanie w reprezentowane przez nas wartości.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA