LESLIE NIELSEN. Na straży porządku i dobrego humoru
„Let ’er rip” — taka inskrypcja widnieje na nagrobku Lesliego Nielsena. Zmarły w 2010 roku aktor sam wybrał to epitafium, które, użyte w pewnym specyficznym kontekście, zachęca do porzucenia skrępowania i… puszczenia bąka. Pierdząca poduszka była ponoć jednym z ulubionych narzędzi Nielsena do żartów, wielokrotnie przez aktora używanym. Tak niecodzienny napis na nagrobku jest najdobitniejszym przykładem poczucia humoru kanadyjskiego gwiazdora serii Naga broń, towarzyszącego mu w zasadzie od zawsze; nawet w jego wypowiedziach o zawodowych niepowodzeniach zwykle da się wyczuć nutkę ironii. Ikoną komedii, którą jest dziś dla widzów na całym świecie, stał się jednak stosunkowo późno, bo dopiero w wieku pięćdziesięciu czterech lat.
Podobne wpisy
Wcześniej Leslie William Nielsen kojarzony był przede wszystkim jako aktor drugiej czy nawet trzeciej ligi aktorskiej. Przystojny, dość charakterystyczny, ale jeden z wielu, sporadycznie występujący w dużych produkcjach (starał się nawet o rolę w legendarnym Ben-Hurze, bez powodzenia). Na początku swojej kariery Kanadyjczyk wielokrotnie pojawiał się w telewizji, bywał również narratorem filmów dokumentalnych i w reklamach. Choć Nielsen nie odnosił większych sukcesów jako aktor, nie obawiał się też, że wypadnie z hollywoodzkiej maszyny na dobre. Nigdy nie narzekał na brak ofert, tyle że zwykle nie były one szczególnie interesujące.
Pierwszym większym sukcesem okazał się angaż do Zakazanej planety (1956), typowego dla lat pięćdziesiątych filmu science fiction, który błyskawicznie zyskał sympatię widowni i krytyków. Nielsen nawiązał współpracę z wytwórnią Metro-Goldwyn-Mayer i od tego momentu zaczął otrzymywać lepsze propozycje aktorskie. Wystąpił choćby w Pannie Tammy i kawalerze (1957) u boku Debbie Reynolds, a także, choć już dużo później i nie pod egidą MGM, w oscarowym dramacie katastroficznym, Tragedii „Posejdona” (1972). Leslie nadal jednak nie był gwiazdą, a role, które mu proponowano, wciąż go nie zadowalały. Dalsze lata to dla aktora głównie albo drugi plan, albo mało znane tytuły (albo jedno i drugie).
Czy upór Nielsena w dążeniu do osiągnięcia czegoś więcej niż bycie drugorzędnym aktorem, o którym publiczność szybko zapomni, można nazwać porywaniem się z motyką na słońce? Przerostem ambicji? Z dzisiejszej perspektywy, gdy wiadomo już, jakie sukcesy Kanadyjczyk zaczął odnosić w latach osiemdziesiątych, trzeba dopatrywać się w jego postawie nieugiętego pragnienia spełnienia marzeń, na co wpływ miało zapewne wiele czynników z młodości. Leslie bardzo wcześnie zapragnął zostać aktorem. Zainspirował go do tego fakt, że jego wuj, Jean Hersholt, trudnił się tą profesją. Nie było to jednak łatwe. Ojciec Nielsena był autorytarnym tyranem i rządził bardzo twardą ręką. Gdy przyszły odtwórca roli Franka Drebina skończył siedemnaście lat, zaciągnął się do kanadyjskiej armii. Trwała wtedy druga wojna światowa, a Leslie był zbyt młody, by zostać wysłanym za ocean; został jednak przeszkolony, mimo swojego wieku i poważnych problemów ze słuchem (przez większość życia posługiwał się aparatem słuchowym). Po opuszczeniu wojska pracował między innymi w rozgłośni radiowej, aż w końcu udało mu się rozpocząć edukację aktorską w Nowym Jorku, w Neighborhood Playhouse School of the Theatre. Upór i dyscyplina koniec końców przyniosły korzyści, nawet jeśli na rozgłos Nielsen musiał czekać jeszcze kilkadziesiąt lat.
Przełom przyniósł rok 1980 i oferta od komediowego tria ZAZ — David Zucker, Jim Abrahams, Jerry Zucker. Leslie miał wcielić się w drugoplanową postać doktora Rumacka w parodii filmów katastroficznych Czy leci z nami pilot? Podobnie jak Nielsen, większość obsady składała się z aktorów znanych przede wszystkim z ról dramatycznych. Sam film natomiast opierał swój humor na konwencji znanej jako deadpan albo dry wit comedy, czyli kontraście między komediowością sytuacji a powagą, jaką wykazują odtwórcy ról. Jak określił to sam Jerry Zucker, chodziło o wykreowanie postaci nieświadomych komizmu. Leslie Nielsen odnalazł się w takiej stylistyce doskonale; deadpan comedy stała się wręcz cechą charakterystyczną jego nowej aktorskiej persony. Czy leci z nami pilot? niemal od razu został komediowym klasykiem, a kariera kanadyjskiego aktora zrobiła zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Z poważnych, choć mało przebojowych, występów przeszedł do absurdalnych komedii pomyłek o międzynarodowej popularności.