DWAYNE “THE ROCK” JOHNSON. Złoty chłopak z Samoa
Gdy w 2001 roku raczył nas drewnianym aktorstwem jako Król Skorpion w Mumia powraca Stephena Sommersa, raczej nikt nie przypuszczał, że kilkanaście lat później ten potężnie zbudowany zapaśnik o samoańskich korzeniach będzie jednym z największych gwiazdorów kina na świecie. Wtedy był “tym klocem z WWF”, któremu zamarzyła się kariera aktorska, dziś firmuje swą twarzą największe filmowe widowiska. We współczesnym kinie obecność Dwayne’a “The Rocka” Johnsona w obsadzie zwiększa komercyjny potencjał dowolnej produkcji o jakieś 300%. Wchodzący właśnie na ekrany remake klasycznej familijnej przygody Jumanji może być jeszcze jednym hitem na koncie dawnej gwiazdy wrestlingu.
Nie on pierwszy przemaszerował z ringu na ekran – najpierw ten mniejszy, a następnie na ten docelowy, kinowy. Roddy Piper czy Hulk Hogan to legendy wrestlingu, które zaistniały w filmie na długo zanim The Rock w ogóle pomyślał o tym, że może trafić przed kamerę. Żaden z nich jednak, ani nawet żaden z wrestlerów, którzy zaczynali karierę aktorską po Dwaynie, nie może się równać z Johnsonem pod względem popularności, sympatii widzów czy wielkości gaży. Dziś The Rock jest jednym z najbardziej rozchwytywanych aktorów Hollywood i choć wszyscy zdają sobie sprawę, że Dwayne raczej może zapomnieć o jakichkolwiek nagrodach wyróżniających jego talent, to wiele z tych osób bez wahania obejrzy kolejny występ byłego zapaśnika. Bo w amerykańskim kinie często to nie umiejętności aktorskie stanowią o osobie, lecz jej charyzma – tak na ekranie, jak poza nim. Johnson z początku nie wyglądał na kogoś, kto posiada “to coś”, by zaistnieć w przemyśle filmowym, ale wkroczył do tego środowiska z biglem i ambicją, które pomogły mu spojrzeć na nowy fach z pokorą i nieco zdystansować się do marzenia o zostaniu gwiazdą kina. Ostatecznie i tak owo marzenie się spełniło, ale The Rock musiał przełknąć gorycz porażki w przypadku kilku pierwszych projektów filmowych. Dziś to zapewne dla niego tylko niemiłe wspomnienie, ale niewiele brakowało, by Dwayne podzielił los innych słynnych wrestlerów, którzy dość szybko pożegnali się z ekranem. Johnson nie tylko nie miał zamiaru się żegnać, ale postanowił ciężko pracować – nie tylko na siłowni – by osiągać kolejne aktorskie cele. Efekt? W 2016 roku był najlepiej opłacaną gwiazdą kina na świecie, a lista realizowanych przez Dwayne’a projektów liczy co najmniej kilkanaście pozycji.
Podobne wpisy
Niewiele zabrakło, by The Rock nie został jedną z legend wrestlingu, a zamiast tego zrobił karierę w futbolu amerykańskim, bowiem mimo sięgającego dwa pokolenia wstecz dziedzictwa w dyscyplinie zapasów, Johnson w czasach studenckich wiązał swą przyszłość z grą w defensywie w jednym z zespołów NFL. Choć przyszedł na świat 2 maja 1972 roku w Kalifornii, jeszcze zanim wszedł w okres dojrzewania mieszkał w Nowej Zelandii, Connecticut i Honolulu, aż wreszcie ze względu na pracę ojca (podobnie jak The Rock był wrestlerem, członkiem pierwszego w historii dyscypliny czarnoskórego tandemu mistrzowskiego) znalazł się w Pensylwanii. To tam złapał futbolowego bakcyla i po świetnych wynikach w licealnym zespole otrzymał mnóstwo propozycji z uczelni wyższych. Zdecydował się na przenosiny na Florydę, gdzie w 1991 roku w barwach Miami Hurricanes zdobył uniwersyteckie mistrzostwo kraju. Dwayne powoli szykował się do przejścia na wyższy poziom, gdy z gry na dłużej wykluczyła go kontuzja (skorzystał na tym Warren Sapp, który zastąpił Johnsona i stał się legendą NFL). The Rock ukończył uczelnię w Miami w 1995 roku z tytułem licencjata kryminologii i fizjologii. Próbował jeszcze swych sił w futbolu, ale po krótkiej i niespecjalnie miłej przygodzie w lidze kanadyjskiej postanowił na dobre porzucić swą przygodę z owalną piłką. Wiedział, że jest jeszcze jedna dyscyplina, do której ma genetyczne predyspozycje – wrestling.