DUSTIN HOFFMAN. Napoleon kontrkultury
Dla wielu widzów amerykańskie kino kontestacji ma twarz Roberta De Niro, Ala Pacino czy Denisa Hoppera, ale dla mnie zawsze symbolem kontrkultury w kinie był Dustin Lee Hoffman. Trudno powiedzieć dlaczego – może właśnie jego niepozorny wygląd i zaledwie 167 centymetrów wzrostu powodują, że tak łatwo dostrzec w nim kogoś stojącego w sprzeczności z ustalonym porządkiem, konwenansami, z wszechmocnym systemem? Właśnie dzięki rolom takich buntowników kończący dziś 80 lat Dustin Hoffman zaistniał w świadomości widzów i mimo że w późniejszych etapach kariery grywał także mniej kontrkulturowych bohaterów, dla wielu pewnie już na zawsze pozostanie niepokornym Absolwentem.
Niewielu aktorom udaje się przejść do legendy kina jedną z pierwszych poważnych ról, ale to właśnie potrafił zrobić Hoffman, który imię zawdzięcza Dustinowi Farnumowi, gwieździe niemych westernów. Początki kariery niepozornego aktora wypadają jeszcze bardziej imponująco, jeśli weźmie się pod uwagę, że pierwszą rolę w kinie zagrał w wieku 30 lat. Gdy więc po raz pierwszy trafił na plan filmowy, nie był więc już dwudziestoletnim młokosem, jak kilkanaście lat wcześniej James Dean czy Marlon Brando, lecz całkiem poważnym mężczyzną z pewnym doświadczeniem na off-Broadwayu i w telewizji. Decydując się na karierę aktorską, Hoffman porzucił wcześniejsze marzenia o zostaniu pianistą klasycznym, choć poświęcił zgłębianiu sztuki muzycznej dobrych kilkanaście lat. „Nie byłem utalentowany muzycznie, nie miałem do tego ucha” – powiedział w udzielonym kilka lat temu wywiadzie Dustin Hoffman, a nam pozostaje jedynie cieszyć się, że wybrane ze względu na niski poziom trudności zajęcia aktorskie w Santa Monica College pozwoliły 80-letniemu dziś aktorowi na złapanie bakcyla, dzięki któremu z powodzeniem bawi widownię do dziś.
Urodził się 8 sierpnia 1937 roku w Los Angeles jako drugi syn Harry’ego i Lillian Hoffmanów, potomków Żydów z Polski, Rumunii i Ukrainy. Nie otrzymał religijnego wychowania – jego ojciec był ateistą, a sam Dustin swą „żydowskość” uświadomił sobie dopiero jako 10-latek. Wtedy jednak także nie nawrócił się na judaizm, a żydowskie uroczystości rodzinne wprowadziła do życia Hoffmana dopiero Lisa Gottsegen, druga żona aktora. Dojrzewał więc w atmosferze religijnej i kulturalnej otwartości, choć – jak wspomina – jako nastolatek mieszkał w głęboko antysemickim sąsiedztwie, gdzie kilkukrotnie nazwano go „brudnym Żydem”, a nawet pobito. To wystarczyło, by dojrzewający Hoffman zraził się do swojego kulturowego dziedzictwa. Świadomość kina niemal odziedziczył w genach – ojciec Hoffmana, Harry, był rekwizytorem w Columbia Pictures (jego profil na IMDb składa się z… jednego tytułu, ale było ich znacznie więcej), choć z czasem porzucił to zajęcie na rzecz sprzedaży mebli. Początkowo wydawało się, że Dustin wdał się bardziej w mamę-pianistkę, ale ostatecznie związał się z branżą, którą od podszewki poznał jego ojciec. I choć jedna z ciotek ostrzegała Hoffmana, że nie jest „wystarczająco przystojny, by zostać aktorem”, postanowił uczyć się i występować w Pasadena Playhouse, legendarnym w tamtym czasie miejscu dla początkujących aktorów. To właśnie tam poznał Gene’a Hackmana, który później został współlokatorem Hoffmana.
Podobne wpisy
Wydawałoby się, że ktoś, kto nie wierzy we własny talent i nie myśli pozytywnie, nie ma szans na sukces w tak konkurencyjnym środowisku jak branża filmowa. Dustin Hoffman jest dokładnym zaprzeczeniem takiej teorii. Przyznał kiedyś, że jego depresja – której ofiarą padł na przełomie milleniów – wynikała z głębokiego wewnętrznego przeświadczenia, że tak naprawdę nie zasłużył na sukces. Zasłużył natomiast na przychylność Opatrzności, która – mimo braku wiary Hoffmana we własne możliwości – zapewniła dobiegającemu do trzydziestki aktorowi uwagę kogoś takiego, jak Mike Nichols. Opromieniony sukcesem swego debiutu Kto się boi Virginii Woolf? z 1966 roku (13 nominacji do Oscara, w tym 5 statuetek), zdolny reżyser szukał właśnie kogoś, kto mógłby wcielić się w tytułowego bohatera jego następnego projektu, Absolwenta (1967). Wieść niesie, że postać Benjamina Braddocka została oparta o wizerunek Roberta Redforda, ale z sobie tylko wiadomych przyczyn Nichols postanowił do tej roli zaangażować Hoffmana. Pomstował nieco na „żydowskie rysy” aktora, ale dzięki mniej poważnemu wyglądowi (zagrał 21-latka, mając skończone 30) nowicjusz lepiej nadawał się na świeżo upieczonego absolwenta studiów niż półbóg Redford. Jak się okazało, Absolwent okazał się kolejnym wielkim dziełem Nicholsa, który już przy swoim drugim filmie zdobył Oscara, a Hoffmanowi – dla którego był to zaledwie drugi film kinowy – przyniósł pierwszą z siedmiu nominacji do nagrody Akademii oraz Złoty Glob i nagrodę BAFTA dla najlepszego młodego aktora.
Choć naturalną reakcją na taki sukces zwykle jest jeszcze większy zapał do angażowania się w nowe projekty, Hoffman postanowił… pożegnać się z kinem. Wciąż nie czuł się dobrze, grając pierwsze skrzypce, pragnął powrócić na deski małych teatrów. Gdy jednak przeczytał scenariusz do Nocnego kowboja (1969) Johna Schlesingera, natychmiast zmienił zdanie. Drugi duży film (nie licząc Milionów Madigana, włosko-hiszpańskiej komedyjki Stanleya Pragera, nakręconej w 1966, a wydanej w 1968 roku), druga nominacja do Oscara – Dustin Hoffman szybko stał się „złotym chłopcem” Hollywood, choć metrykalnie daleko mu już było do chłopca. Była to też jego druga rola, w której wcielał się w swoistego antybohatera – u Nicholsa był niepotrafiącym podejmować dorosłych decyzji studentem, u Schlesingera zaś został drobnym ulicznym oszustem, który wykorzystuje naiwność tytułowego bohatera. Obie postacie, choć dalekie od ideału, a w tym drugim przypadku wręcz odpychające, budzą jednak współczucie, bowiem Hoffmanowi udaje się nadać im osobowość, głębię, która nie pozwala oceniać ich postępowania zerojedynkowo. Choć przed Absolwentem obiecywał swym kolegom z Nowego Jorku, Gene’owi Hackmanowi i Robertowi Duvallowi, że „zrobi ten film i od razu wraca”, Hoffman na dobre wsiąkł w przemysł filmowy, stając się jednym z najważniejszych hollywoodzkich aktorów przełomu lat 60. i 70.
Wymienienie wszystkich ważnych ról Dustina Hoffmana z tamtego okresu zajęłoby dobrych kilka akapitów. W 1970 zdobył kolejną nagrodę BAFTA, za Nocnego kowboja i melodramat John i Mary (1969) Petera Yatesa, gdzie zagrał u boku Mii Farrow. Rok później pojawił się w docenionym przez publiczność, choć niespecjalnie nagradzanym przygodowym filmie Mały wielki człowiek (1970) Arthura Penna, by za chwilę znów zachwycić publiczność – tym razem w mocnym thrillerze Sama Peckinpaha Nędzne psy (1971), gdzie razem z Susan George zagrali amerykańsko-brytyjskie małżeństwo, prześladowane przez sąsiadów na angielskiej prowincji. Niemal całe lata 70. to pasmo niewiarygodnych aktorskich sukcesów Hoffmana – klasyk kina więziennego, Motylek (1973) Franklina J. Schaffnera, wyróżniona nominacją do Oscara kreacja kontrowersyjnego komika Lenny’ego Bruce’a w Lennym (1974) Boba Fosse’a, niezapomniany Carl Bernstein z Wszystkich ludzi prezydenta (1976) Alana J. Pakuli czy Maratończyk (1976) Johna Schlesingera były strzałami w dziesiątkę, które umacniały pozycję Dustina Hoffmana wśród czołowych aktorów Hollywood. A później? Później było już tylko lepiej! Dekadę lat 70. zamknął Sprawą Kramerów (1979) Roberta Bentona, chwytającą za serce historią ojca, który w obliczu rozpadającego się małżeństwa robi wszystko, by uzyskać prawa do opieki nad synem, za którą został nagrodzony pierwszym Oscarem (do czterech razy sztuka!) i Złotym Globem.