Le Clan des Français. Francuskie kino gangsterskie
Wielu krytyków i filmoznawców żywi przekonanie, że seria francuskich filmów gangsterskich to efekt popularności amerykańskich czarnych kryminałów. Wydaje mi się, że to jednak niezbyt celne spostrzeżenie. W końcu to Francuzi byli pierwsi. Nie tylko wynaleźli kino i zorganizowali pierwszy publiczny pokaz ruchomych obrazów, ale także stworzyli pierwszy w historii film kryminalny. Pięciominutowe dziełko o prostym tytule Historia pewnej zbrodni (Histoire d’un Crime) powstało dla wytwórni braci Pathé. Filmik zrealizował w 1901 roku Ferdinand Zecca. Obserwujemy w nim mężczyznę, który zabija właściciela mieszkania, by dobrać się do jego sejfu. Szybko zostaje aresztowany i osadzony w więzieniu, gdzie przypomina sobie, iż niegdyś był zwykłym człowiekiem, dzielącym czas między pracę i rodzinę. W zakończeniu jego głowa zostaje ścięta gilotyną.
Tak jak wiele ciekawych nurtów filmowych, także i francuski kryminał rozwijał się dzięki literaturze. Wielokrotnie przenoszono na ekran sprawy komisarza Maigreta, które opisywał w licznych utworach (siedemdziesiąt pięć powieści i dwadzieścia osiem opowiadań) francuskojęzyczny Belg Georges Simenon. Sławną postacią jest także dżentelmen-włamywacz Arsène Lupin – „dziecko” pisarza Maurice’a Leblanca. Z kolei Henri-Georges Clouzot w pierwszej dekadzie kariery zrealizował trzy klasyczne kryminały. Najlepszy z nich to nakręcony według oryginalnego scenariusza Kruk (1943), dwa pozostałe to adaptacje powieści mistrza gatunku roman policier Stanislasa-Andrè Steemana: Morderca mieszka pod 21 (1942) i Kto zabił? (1947). Prekursorem gatunku był jednakże francuski przestępca i detektyw Eugène-François Vidocq, który swoje wspomnienia spisał w 1828 roku.
Najpierw zamierzałem stworzyć zestawienie francuskich kryminałów, chciałem więc wrzucić do jednego wora filmy detektywistyczne, policyjne i gangsterskie. Doszedłem jednak do wniosku, że lepszym pomysłem będzie skupienie uwagi na przestępczym świecie, tym bardziej, że we Francji powstało naprawdę sporo znakomitych filmów o gangsterach. Nikt nie rodzi się przestępcą, to życie tak kieruje ludźmi, że jedni postanawiają bronić prawa, inni decydują, by je łamać. Gangsterzy we francuskich filmach ubierają się elegancko, kierują się także zasadami. Lojalność wobec wspólników to rzecz święta, pogarda do policji też ich łączy, co nie oznacza zabijania każdego gliniarza, który się nawinie.
Ja również mam zasady. Tworząc takie zestawienia, staram się zaprezentować zróżnicowane pozycje, a więc filmy różnych reżyserów. Nie oznacza to, że nazwiska nie będą się powtarzać. Każdy francuski filmowiec zajmujący się kinem kryminalnym chciał mieć w obsadzie kogoś z Wielkiej Czwórki: Gabina, Venturę, Belmondo lub Delona. W czołówkach ich nazwiska pojawiały się zwykle w ramkach, by podkreślić ich znaczenie. Jeśli szukacie dobrego kryminału znad Sekwany, to filmografia jednego z tych panów podpowie wam, który tytuł wybrać. Kilkakrotnie powtarza się także nazwisko José Giovanniego (właśc. Joseph Damiani), który podobnie jak wspomniany Vidocq zajmował się przestępczym rzemiosłem, by zmienić się w przykładnego obywatela. Za pomocą pióra i kartki papieru dzielił się swoim doświadczeniem, pisał powieści i scenariusze, reżyserował i stał się żywym dowodem na to, że resocjalizacja jest możliwa (starał się jednak pomijać niechlubny okres wojenny, kiedy to współpracował z nazistami, za to gangsterska przeszłość stała się jego atutem).
Kolejność chronologiczna.
1. Nie tykać łupu (1954), reż. Jacques Becker
aka Touchez Pas au Grisbi / Grisbi / Honour Among Thieves
To zaskakujące, że ten wczesny francuski kryminał bije na głowę większość próbujących go naśladować produkcji sensacyjnych. Od premiery minęło już ponad sześćdziesiąt lat, a ten film wciąż ogląda się w napięciu, z wielką przyjemnością i niepokojem obserwując działania nieugiętego i przenikliwego gangstera odgrywanego przez Jeana Gabina. Ten gwiazdor zagrał w prawie stu filmach, ale po wojnie trudno mu było odzyskać wcześniejszą popularność. Dzięki Jacques’owi Beckerowi znalazł dla siebie miejsce w ówczesnej kinematografii. Francuzi specjalizowali się w komediach oraz filmach płaszcza i szpady, ale za sprawą Beckera i Gabina kraj nad Sekwaną stał się siedliskiem złodziei, morderców i łajdaków. Aktora wyróżniono Pucharem Volpiego w Wenecji za rolę w tym filmie. Warto też zwrócić uwagę na jeszcze dwa występy, które stały się początkiem wielkich karier. Chodzi o Lino Venturę i Jeanne Moreau. Ten pierwszy zaliczył tu świetny start, bo już tą debiutancką rolą ustanowił swoje emploi i trzymał się go do samego końca.
Nie tykać łupu to męskie kino – kobiety przedstawione są jako istoty niegodne zaufania, lekkomyślne, fałszywe. Gabin zagrał gangstera o imieniu Max, który jest w posiadaniu samochodu o wartości pięćdziesięciu jeden milionów franków, z czego samo auto kosztuje milion, zaś reszta to ukryte w bagażniku złoto o wadze dziewięćdziesięciu sześciu kilogramów. Rzecz jasna, jest to łup pochodzący z napadu. Dowiaduje się o nim Angelo (w tej roli Lino Ventura), który wraz ze swoją bandą zamierza zdobyć ten skarb. Zaczyna od śledzenia konkurencji, potem są czyny, groźby i wreszcie bitwa z dala od cywilizacji. Zwycięzcą będzie nie ten, kto zdobędzie łup, ale ten, komu uda się przeżyć. Dla Maxa to właściwie nie jest walka o złoto, bo on już je posiada – chodzi mu o uratowanie kumpla, który stał się zakładnikiem.
Prawdziwym majstersztykiem jest kulminacyjna akcja – mocna, energiczna, trzymająca w napięciu. Wielu współczesnych filmowców może uczyć się od francuskich prekursorów, jak skutecznie budować atmosferę i suspens, by wykreować coś tak atrakcyjnego dla widza. W tej historii jest odrobina psychologicznego realizmu, ale i eskapistycznej rozrywki. Jest krytyka społeczna, a jej ostrze wymierzone jest w system, który hierarchizuje społeczeństwo, tworzy podziały, ustala, co jest ważne, a co nie. Wspaniały początek nurtu – film prosty, ale podejmujący niebanalny temat i przez to będący źródłem inspiracji dla przyszłych pokoleń. Gabin powracał niejednokrotnie do tych tematów, np. w filmie Rififi w Panamie (1966), gdzie zagrał podobną postać. Niestety, Jacques Becker zmarł w lutym 1960, czyli jeszcze zanim ten nurt się rozkręcił na dobre.
2. Rififi (1955), reż. Jules Dassin
aka Du Rififi chez les Hommes
Robiący zawrotną karierę w Hollywood Jules Dassin padł ofiarą antykomunistycznej nagonki i w 1953 zdecydował się opuścić Stany Zjednoczone. Karierę kontynuował w Europie, kręcił filmy we Francji i Grecji. Nie wykluczone, że pod wpływem filmu Nie tykać łupu zrealizował Rififi, które stanowi poniekąd uzupełnienie poprzednika. Dzieło Beckera pozbawione jest bowiem sceny napadu, więc reżyser umieścił rabunek w centrum opowieści. Pół godziny bez słów i bez muzyki – jest to zrealizowane w taki sposób, że zamiast nudy występuje suspens. Wkrótce taki sposób tworzenia atmosfery i napięcia stał się domeną Jean-Pierre’a Melville’a, który w swoim gangsterskim arcydziele W kręgu zła (1970) również sfilmował napad w podobnym minimalistycznym stylu.
Rififi między mężczyznami (tak brzmi oryginalny tytuł) to opowieść o przestępcy, który po wyjściu z więzienia pragnie rozpocząć nowe życie. Jednak rozczarowanie niewiernością dziewczyny przyczynia się do tego, że ulega namowom kumpli i wplątuje się w kolejną akcję. Rozpoczyna drobiazgowe przygotowania do skoku na sklep jubilerski. Akcja ma odbyć się bez broni palnej, bo ona oznacza kłopoty, jest zwiastunem śmierci. Czterech ludzi – dwóch Francuzów i dwóch Włochów (jednego zagrał reżyser filmu) – musi połączyć się w jedną nierozerwalną całość, jak palce jednej ręki. Muszą tak zaplanować akcję, by w trakcie jej wykonania nie było żadnych wątpliwości ani niespodzianek, by mogli się porozumiewać bez słów. To, co występuje po napadzie, to pełna napięcia gra nerwów.
Zarówno film Beckera, jak i Dassina to adaptacje współczesnej literatury francuskiej. Pierwszy powstał według powieści Alberta Simonina z 1953, drugi na podstawie utworu Auguste’a Le Bretona, opublikowanego w 1954. Potem niejednokrotnie adaptowano ich dzieła, ale obaj pisarze zajmowali się także pracą przy scenariuszach filmowych (niedługo po sukcesie Rififi Le Breton współpracował z Melville’em przy filmie Ryzykant, choć nie była to adaptacja jego książki). To dzięki tym autorom, dzięki wymyślonym przez nich postaciom i dialogom nie było to bezmyślne kino sensacyjne, ale bardzo wnikliwy obraz paryskiego półświatka, wypełniony ostrą jak brzytwa krytyką społeczną, ale i niepozbawiony zjadliwej ironii, kpiny z wymiaru sprawiedliwości. Policja właściwie jest niepotrzebna, bo przestępcy są w stanie pozabijać się nawzajem. A gdy biją się dwa wilki, to lepiej się nie mieszać, tylko pozwolić im dokończyć walkę.