search
REKLAMA
Zestawienie

LASKI ZA KRATKAMI, czyli filmowe kryminalistki

Jacek Lubiński

17 listopada 2018

REKLAMA

Thelma Dickinson i Louise Sawyer

Thelma i Louise

Shōgun

Dwie zwykłe, małomiasteczkowe kobiety, które próbując uciec od swej szarej egzystencji i codziennych problemów, znajdują nowe kłopoty i tym samym popadają w konflikt z prawem. Jego przedstawiciele, jak i większość mężczyzn stających na drodze tego sympatycznego duetu Geena Davis-Susan Sarandon, zgodnym chórem określają je mianem kryminalistek zasługujących nie tyle nawet na więzienie, ile na śmierć. Ale czy są nimi w rzeczywistości? Rzecz to mocno dyskusyjna, skłaniająca ku refleksji nad granicami prawa oraz moralności. Szczególnie w obliczu końca, które T&L same wybierają, chcąc na zawsze pozostać wolne i niezależne. Feministyczny manifest? Jasne. Lecz słuszny i najpiękniejszy z możliwych.

Debbie Ocean i s-ka

Ocean’s 8

Shōgun

Młodsza siostra słynnego Danny’ego robi dokładnie to samo, co jej braciszek, czyli przekręty i operacje tak dobrze i na taką skalę zaplanowane, że nawet trudno nazwać je kradzieżami, a raczej małymi dziełami sztuki przestępczego świata. Oczywiście jak na współczesną, modelową kobietę przystało, czyni to wyłącznie z pomocą koleżanek – a tych jest, jak nietrudno się domyślić, jeszcze siedem i każda zna się na czym innym. Razem tworzą zgraną trupę kradziejek, czyli ni to złodziejek, ni to czarodziejek. Ot, po prostu ni. Ni! Z dobroci serca i wewnętrznej potrzeby ma się rozumieć.

Faith, Candy, Brit i Cotty

Spring Breakers

Shōgun

Cztery reprezentantki młodego pokolenia, które stłamszone wpływami postmodernistycznej tandety (w tym MTV i Britney), zepsute kapitalizmem, znudzone szkolną rutyną i natchnione narkotykami, decydują się na sfinansowanie sobie wypadu na ferie wiosenne ekspresową wypłatą pieniędzy z banku – bezprawną, ma się rozumieć. Potem dostają się pod negatywny wpływ ekscentrycznego handlarza dragami, więc dalej idzie już nieco z górki, czyli ich zbrodnie stają się jeszcze bardziej bezwzględne, a one same coraz bardziej zniewolone towarzyszącymi im ekscytacjami. W rolach głównych: gwiazdki Disneya i żona reżysera, co nadaje całości jeszcze bardziej cyniczny wydźwięk. Gorzej, że nawet jedno światełko w tunelu nie poprawia nastroju ogólnego zezwierzęcenia się panienek.

Bernice Rhodenbarr

Włamywaczka

Shōgun

„Bernie” w wykonaniu Whoopi Goldberg to była praktykantka wchodzenia do zamkniętych miejsc pod nieobecność właścicieli, na „emeryturze” prowadząca antykwariat oraz zajmująca się okazjonalnymi kradzieżami „w dobrej wierze”. Czyli kolejny gagatek po resocjalizacji zmuszony do walki o swoje pracą niemal dosłownie „na czarno”, w cieniu. Paradoksalnie staje się świadkiem zbrodni gorszej od swoich i musi też walczyć z korupcją, co tym bardziej popycha ją do powrotu ku nielegalnym praktykom. Dlatego kibicujemy jej w każdej sytuacji – jak to się mówi na Zachodzie: „no matter what”. Wszak z takimi kryminalistkami nic, jak tylko… konie kraść. Co ciekawe, pochodzący z lat 80. film Hugh Wilsona to adaptacja powieści The Burglar in The Closet, gdzie Rhodenbarr to… biały mężczyzna o imieniu Bernie. I niech mi ktoś teraz jeszcze napisze, że to kino XXI wieku jest postępowe.

Bonus: Kobieta-Kot

Na deser jeszcze jedna wyrafinowana włamywaczka, w którą przez dziesięciolecia z mniejszym i większym powodzeniem wcielały się różne aktorki (na powyższej fotce, począwszy od lewego, górnego uszka, są to: Julie Newmar, Michelle Pfeiffer, Eartha Kitt, Anne Hathaway, Lee Meriwether oraz Halle Berry; do pełni szczęścia zabrakło tylko świeżynki Camren Bicondovy, którą znajdziecie poniżej). Jeden z klasycznych arcyprzeciwników Batmana to postać skryta lekkim płaszczem fantastyki, ale być może dlatego wciąż pozostaje tak niejednoznaczna i fascynująca – niczym stworzenie, które wielbi i reprezentuje. Mrrrauu!

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA