KINO DLA KOCIARZY? Filmy z KOTEM w tytule
4. Oko kota (1985), reż. Lewis Teague
Gdy sam Stephen King macza ręce przy filmie, można domniemywać, że dobrze nie będzie – mam tu na myśli Lśnienie. Tak jest i w tym przypadku, aczkolwiek jeśli ktoś uwielbia horrory klasy Z, ów hit VHS powinien mu się spodobać. Scenariusz jest obiektywnie niezły, wręcz odjechany, jednak realizacja zawiodła. Mimo to film ma niezaprzeczalny klimat lat 80., szwankują montaż i efekty specjalne, a potworek z trzeciej opowieści przypomina zmutowanego talem kreta. Gra aktorska też jakoś nie zachwyca – daje radę jedynie James Woods. Film składa się z trzech nowel, a w każdej z nich występuje kot. Jego oczy znaczą o wiele więcej, niż bohaterowie przypuszczają. Są zapomnianym symbolem naszych lęków, znaczeń, które wypieramy z życia przez społeczne kompleksy i stereotypy, oraz rzeczywistości wymykającej się naszym, skierowanym na czysto ludzkie sprawy, zmysłom. Może i kot bywa ofiarą człowieka, w zamian jednak za tajemnicę prawdziwego, okulocentrycznego widzenia, jaką posiadł.
5. Kot (2003), reż. Bo Welch
Głupich komedii z kotem jako bohaterem ciąg dalszy. Tym razem w rolę demonicznego zwierzaka o wzroście dorosłego faceta wcielił się specjalista od odjechanych komedii, Mike Myers. Postać, którą gra, bardziej przypomina zbiega z jakiejś “potworniastej” kreskówki niż milusińskiego pupila. A poza tym dzięki niej można uprzedzić się do kotów w ogóle. Bardzo irytujący to bohater, niemal jak Stanley Ipkiss (Jim Carrey) po założeniu maski. Lubi fantastyczne zabawki, ale nie szanuje kompletnie tego, co znajduje się wokół. Pod względem demoniczności i kompulsywnego zachowania przypomina młodzieżową wersję Beetlejuice’a. Co z tego jednak, kiedy nie ma w nim chociaż krzty mrocznej powagi. Koty jako boskie zwierzęta raczej nie polubią filmu Boba Welcha. Może znajdą w nim coś śmiesznego mniejsze dzieci. Trzeba z nimi będzie jednak uważać, żeby później nie miały złych snów o kotach w wielkich kapeluszach z dzikim zapałem demolujących mieszkania.
6. Kotka na gorącym blaszanym dachu (1958), reż. Richard Brooks
Na pewno chociaż raz widzieliście kota, który przerażony skacze na wyprostowanych łapach jak na sprężynach, kiedy znajdzie się na czymś, po czym nie chce chodzić, a nie ma innego wyjścia. Gdyby postawić go na rozgrzanym dachu, pewnie tak by się zachował. A człowiek? Też skakałby jak konik polny po kaczeńcach, a dodatkowo jeszcze przeraźliwie krzyczał. Kotka na gorącym blaszanym dachu jest dosadnym psychologicznie obrazem stosunków rodzinnych. Obarczone niezrozumieniem, kłamstwem i lękiem relacje w końcu pękają jak przebite igłą balony z zaśmierdłą wodą. Mistrzowskie dramatycznie role Elizabeth Taylor oraz Paula Newmana faktycznie przypominają koty. Jeden wydaje się pełen gracji, lecz w środku jest zepsuty przez samotność. Drugi z pozoru wykolejony i agresywny skrywa niewyczerpane potrzeby bycia zagłaskiwanym przez otoczenie panem.